Podczas pobytu w zakładzie poprawczym Daniel zbratał się z Bogiem, teraz dostaje szansę odbycia praktyk w pewnej stolarni. Zdawać by się mogło, że chłopak w końcu odkupił swoje winy i zaczyna wychodzić na prostą. Kiedy przyjeżdża jednak do miejscowości, w której ma pracować, zamiast do zakładu stolarskiego, kieruje się do kościoła. Tam splot wydarzeń urzeczywistniając jego marzenia, przywdziewa mu na szyję koloratkę.
Nowy film Janka Komasy miałam okazję obejrzeć przy okazji 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych – jest coś specyficznego w tegorocznej edycji. Swoich bohaterów twórcy nie oszczędzają; naznaczając piętnem przeszłości, umieszczają ich w światach, w których los jest już z góry przesądzony. Nie inaczej jest też w Bożym ciele. Reżyser sam przyznał, że decyzja o kręceniu filmu nieruchomą kamerą, wynikała z chęci stworzenia dla bohatera więzienia – chłopak nigdy tak naprawdę nie będzie zdolny uwolnić się od przeszłości.
Przed wejściem do sali filmowej powitała mnie kolejka, co samo w sobie jest już dość znamienne – nie jest to bowiem na gdyńskim festiwalu widok częsty. Boże ciało pobudza ciekawość widzów coraz bardziej. Z jednej strony jest to oczywiście wynik kolejnych sukcesów – do tej pory filmowi udało się zdobyć dwie nagrody na festiwalu w Wenecji, w Toronto także przyjęto go bardzo dobrze; ostatnio natomiast został wyznaczony na polskiego reprezentanta w wyścigu oscarowym (co oczywiście nie jest jeszcze równoznaczne z otrzymaniem nominacji). Z drugiej strony trzeba przyznać, że twórcom udało się wstrzelić ze swoją historią w moment idealny. Tematyka klerykalna budzi w naszym kraju wyjątkowe emocje, tym bardziej po niedawnym szumie wywołanym dokumentem braci Sekielskich czy zeszłorocznym Klerem Wojciecha Smarzowskiego (tymi tytułami reklamuje się u nas nawet najnowszy film Françoisa Ozona). Warto w tej wyliczance pamiętać także o Twarzy, w której Małgorzata Szumowska postawiła na rozdzielenie kraju wedle Polski A i B – bo właśnie do tego zero-jedynkowego sposobu obrazowania film Komasy stara się stać w opozycji. W Bożym ciele brak bohaterów czarno-białych, są za to postaci doświadczone przez życie – i nawet jeżeli podejmują nieodpowiednie decyzje, jeżeli robią rzeczy zwyczajnie złe, to nie ze względu na pochodzenie, przynależność klasową, poglądy polityczne, a przez doświadczenia, których nie są w stanie samodzielnie przepracować. I tu paradoksalnie najbardziej pomaga im osoba, której przewinienia w całej grupie są największe.
Daniel wnosi do skostniałej społeczności zupełnie nowy punkt widzenia. To właśnie ten inny bagaż doświadczeń i zwykła ludzka niedoskonałość czynią z niego dobrego kapłana. Film subtelnie – ale jednak dość wyraźnie – pokazuje, jak bardzo polski Kościół potrzebuje odmiany: wniesienia powiewu świeżości, nowych punktów widzenia, pójścia z duchem czasu, uczłowieczenia swoich kapłanów. Można się upierać, że historia dwudziestolatka jest uniwersalna i daje się odnieść do wielu różnych pól, niekoniecznie związanych z życiem duchowym, twórcy mówią nam jednak wprost – to tylko przypowieść o tym, jak daleko wszyscy odeszliśmy od Boga. I o tym, że odnaleźć go możemy wszędzie – bo jeżeli nasza wiara ma sprowadzać się do bezmyślnego klepania regułek na coniedzielnych spotkaniach pod czujnym okiem sąsiadów, to nie ma to najmniejszego sensu.
Scenariusz filmu powstawał łącznie przez 8 lat – Mateusz Pacewicz prace nad swoim pomysłem zaczął już w klasie maturalnej. Przez lata opowieść doskonalił, grzebał w prawdziwych historiach fałszywych kapłanów – napisał na ten temat nawet reportaże. W końcu pomysł powędrował do różnych reżyserów, z których odpowiedź Komasy okazała się najbardziej wyrazista. Ale Boże ciało to nie tylko doskonały scenariusz i świetna reżyseria – to także niezapomniane zdjęcia i scenografia czy w końcu bardzo dobre kreacje aktorskie – zwłaszcza ekspresyjna rola Bartosza Bieleni, który jawi się jako nowa nadzieja polskiego kina.
Niezależnie od wyznawanych poglądów, ten film jest nam po prostu potrzebny. Bo chyba wszyscy już widzimy, że rozdzielanie kraju na sorty i klasy się nie sprawdza. Musimy zaprzestać zaogniania konfliktów, skupić się na scalaniu wspólnoty. I jak mówił w końcu sam Komasa – potrzebujemy kogokolwiek, kto ma czyste intencje, nawet jeśli tym kimś jest oszust. Bardzo bym tylko nie chciała, by obraz ten stał się narzędziem jednych grup przeciwko drugim – a wstępne reakcje na materiały promocyjne trochę na to wskazują.
ZWIASTUN
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Boże ciało
Dyskusja