Kiedy podczas telewizyjnego wywiadu znany pływak dopuszcza się homofobicznej uwagi, jego pozycja w drużynie zawisa na włosku. Matthias dostaje ultimatum – aby móc kontynuować karierę, musi przygotować gejowską drużynę piłki wodnej do mistrzostw Gay Games w Chorwacji.
Krewetki w cekinach to obraz, z którym mam duży problem. Z jednej strony to film bazujący na ogromnych uproszczeniach i stereotypach, które jeśli trafią na nieodpowiedni grunt, mogą zrobić więcej szkód niż pożytku. Z drugiej, wielokrotnie zdarzyło mi się narzekać na dramatyzm i jednowymiarowość, na które kino LGBT często stawia nacisk. Mogę więc przyznać, że tym razem dostałam dzieło, które o orientacji mówi bez zadęcia, skupiając się na afirmacji życia w różnych jego odcieniach. Poza tym historia, po którą sięgają Krewetki wydarzyła się naprawdę. Cédric Le Gallo – współreżyser i współscenarzysta filmu, który w tych rolach dopiero debiutuje – bazował na własnych doświadczeniach. Przyznaje jednak, że bohaterowie filmu uosabiają pewne archetypy, a nie konkretne osoby z życia.
Uproszczeń w Krewetkach jest wiele. Stereotypy dotyczące orientacji to jedno, ale sama historia jest również bardzo skonwencjonalizowana. Od pierwszej minuty wiemy, dokąd zmierzają twórcy. Takich Dickensowskich opowieści o przemianie było w końcu wiele, schemat jednak zawsze ten sam: bohater, początkowo sceptycznie nastawiony (tu można dopisać jakiekolwiek inne cechy: rasizm, chciwość, gburowatość…) ostatecznie doznaje objawienia, nawracając się na słuszną drogę. Przyjmijmy jednak, że każdy z nas czasem potrzebuje pokrzepić swoje serce przypowieścią o triumfie dobra, a kino gatunkowe opiera się na powielaniu tych samych schematów.
Uproszczenia dotyczące konwencji mogę więc zaakceptować, ale te rysujące obraz seksualnych mniejszości to jednak już inna bajka. Domyślam się, że film może bawić część widowni pozytywnie nastawionej do tematu, choć też podejrzewam przy tym, że znajdą się w tej grupie głosy oburzenia. Bo Krewetki zdają się dzielić świat wedle kategorii „my” i „oni”. Gej jest przegięty, niepotrafiący wpasować się w ramy monogamicznego związku, bluźnierczy i wyzbyty zahamowań. Lesbijki natomiast to harde baby, które dadzą facetom wycisk. Takie stereotypy umacniają niechęć do społeczności LGBT i idące za nią wszelkie obawy. O ile nie można odmówić istnienia cekinowemu homoseksualizmowi, to pamiętajmy, że społeczność LGBT, jak i każda inna, ma wiele odcieni i często nie zdajemy sobie nawet sprawy, że nasz współpracownik, sąsiad czy nawet członek rodziny są osobami nieheteronormatywnymi. Promiskuityzm czy nonkonformizm nie są plakietkami zarezerwowanymi dla konkretnych środowisk, a jedynie bardziej widoczne w grupach akceptujących różnorodność. W rzeczywistych Krewetkach do drużyny należą także osoby heteroseksualne. Myślę, że poszerzenie scenariusza o ten aspekt podziałałoby na jego korzyść.
Le Gallo, który przyznawał, że zależało mu na ukazaniu złożoności świata, paradoksalnie pokazał jego zamkniętość. Nie wierzę w cudowną przemianę Matthiasa – postaci papierowej, pozbawionej choćby delikatnego rysu psychologicznego. Nawet na przestrzeni tego krótkiego tekstu nie mam zbyt wiele do powiedzenia na jego temat. To bohater niemrawo sklejony z wielu innych – po cesze z każdego filmu familijnego. Albo nawet po garści. Nie wierzę w brak reakcji na „potwarz” mokrymi slipami i nagłą zmianę priorytetów sportowca. A nawet jeżeli jego filmowa egzystencja ma służyć wyłącznie za symbol, to nadal chciałabym potrafić go zrozumieć. Paleta archetypów, po którą sięgają twórcy, pozostaje dla mnie zbyt jednolita. Oczywiście komedia to gatunek, który powinno się oglądać z przymrużeniem oka i chciałabym, by Krewetki były w taki sposób postrzegane. Przez pryzmat afirmacji życia. O ile nie przekonał mnie sposób kreślenia wydarzeń, to w końcu ich uczestnicy zyskali moją sympatię. Nie kryję jednak, że liczyłam na więcej.
film dostępny na: OUTFILM
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Krewetki w cekinach
Dyskusja