Przeszywająca jasność współgrała z nieprzeniknioną pustką, która pochłonęła mnie w rytm dudniącego sonaru. Kolejne fale, rozbijające się o klif, rozłupywały po fragmencie moją czaszkę. Pulsujący nurt chaotycznych myśli zaczął niespokojnie meandrować po mojej jaźni.
Jasność
Stary latarnik (Willem Dafoe), jego młodszy pomagier (Robert Pattinson). Losy tej dwójki połączyło niewdzięczne zajęcie w szczytnym celu. W końcu ktoś musi być drogowskazem dla zagubionych. Tych, którzy są blisko porzucenia wszelkiej nadziei. Taka właśnie jest dola opiekuna światła. Immanentnego, boskiego wysłannika otwierającego ludzkie oczy zabłąkane w sztormową noc, sprawiając, że to, co dla nich niewidoczne, stopniowo nabiera kształtów.
—
Mijały kolejne nocne wachty, poprzedzające dni, które młody Ephraim spędzał na pracach konserwacyjnych i rozmyślaniu, co pod osłoną nocy kryje się w sercu latarni. Cała ciężko dysząca maszyneria skrywała dziwną tajemnicę, o której – wydawało mu się – dobrze wie jego opiekun Thomas. Poczucie alienacji i wiercąca w nim dziurę ciekawość pogłębiały jego frustrację oraz przynosiły na język masę niezrozumiałych pytań.
—
Echo rozbijających się o skałę fal, będących tłem dla syreniego śpiewu. Dlaczego moje odbicie patrzy w przeciwną stronę? Czy ja w ogóle istnieję? Ile dni siedzimy już na tej skale odcięci od świata?
—
Życie latarników szybko popadło w skrajną monotonię. Ephraim kontynuował dosypywanie węgla, by podtrzymać „światłodajne” tłoki machiny. Thomas za to coraz bardziej oddawał się przenikającej jasności, która stała się wyimaginowanym zakazanym owocem, którego smaku pragnął niedoświadczony głupiec.
Ten niesprawiedliwy – mogłoby się wydawać – podział obowiązków zaczynał widocznie doskwierać świeżemu adeptowi, dla którego mocniejsze trunki nie były remedium kojącym waśnie. Nieco odmienne zdanie na ten temat miał jego kompan – niegdyś wytrawny wilk morski, dziś uziemiony kuternoga – który nocną zmianę zaczynał w iście karczemnym stylu.
Wydawałoby się, że to tylko kilka tygodni. Naturalne jest, że po odbyciu podjętej służby, wszystko się zakończy. Ucieczka na osamotnioną skałę o mglistej historii pozostanie równie mglistym, odległym wspomnieniem.
—
Podobno zabicie mewy to zły omen, bo noszą one w sobie dusze marynarzy zabranych przez morze. Dlaczego ją zabiłeś? Chcesz już na zawsze tu pozostać? Widzisz lepkie macki strachu i tunel bez światełka na swym końcu? Cała jasność została za tobą, nieopierzony latarniku.
Ciemność
Wezbrało morze, wściekłość Neptuna wyraźnie dawała się we znaki. Przecież łódź miała po nich przypłynąć. Możliwe, że ją przegapili, bo rumu ostatniej nocy sobie nie żałowali, co wręcz kłóci się z nawykiem Ephraima. To nieistotne. Należało przystosować się do nowej rzeczywistości.
—
Półmrok, groteska, kolejna kolejka. Przyśpiewka dodająca otuchy.
—
Kontynuowanie codziennych prac skutecznie utrudniał sztorm, który ani myślał choćby na chwilę ucichnąć. Posępny wzrok mijających się latarników, który jakby retorycznie pytał, czy to naturalna i nieprzypadkowa kolej rzeczy.
Ciężkie wieczory w oczekiwaniu na odsiecz, które również Ephraim zaczął umilać przejrzystą butelczyną rumu. Panowie zaczęli się lepiej poznawać. Mogłoby się wydawać, że z kompanów niedoli mogą nawet stać się przyjaciółmi. Młokos dalej nie wiedział, co skrywa światło i czemu wszędzie zaczyna panować mrok.
—
Dlaczego to zrobiłeś? Czemu służy twa niesubordynacja? Nie smakuje ci moja kuchnia? Świeżutki homar, sam trzymałeś go w rękach. Przecież tkwimy w tym razem, idź po węgiel i dołóż do pieca.
—
Żar z pieca bucha prosto w twarz. Nie przestaje padać. Pijąc kolejny łyk z butelki, powoli zbliżasz się do dna. By go nie osiągnąć, Thomas nakazał kopać w wyznaczonym miejscu po zapas tego, co najcenniejsze, na czarną godzinę, aby nuda i rutyna towarzysza nie zabiły.
Sztorm nie ustawał, a kolejne krople ściekającego deszczu niemal zgrywały się z kroplami przelewanego trunku.
—
Czemu to niebo wciąż jest takie ciemne? Wokół nas bezmiar wód. Dlaczego chciałeś uciec i zostawić na pastwę losu schorowanego starca? Pamiętaj, że światło jest moje!
—
Psychoza i otumanienie. Ciemność. Młody latarnik stracił kontrolę. Nie panuje już nad swym losem. Zatracił się w gniewie. Skończy z tym. Przerwie tę demoniczną szantę, której stutysięczny wers wypala znamię na jego potylicy. Człowiek zrobi wszystko, by nie stracić nadziei. By zdobyć to, czego nie powinien. Sprzeciwi się demiurgowi w swej prostackiej, prometejskiej manierze, aby zostać uzurpatorem w miejscu, któremu nie był przeznaczony.
Way, hay and up she rises
Way, hay and up she rises
Way, hay and up she rises
Early in the morning!
ZWIASTUN
Dyskusja