Lola ma dopiero osiemnaście lat i stoi u początku żmudnej drogi uzgadniania płci. Niespodziewana szansa na przyspieszenie operacji paradoksalnie skomplikuje jej plany. Okazuje się bowiem, że dziewczyna ma na głowie więcej problemów, niż mogłoby się wydawać.
Tytułowa bohaterka jest kolorowym ptakiem – różowe włosy, żółta kurtka i deskorolka pod pachą to jej znaki rozpoznawcze. Wydawałoby się, że informacja o zwolnieniu się wcześniejszego terminu operacji to najlepsza wieść, jaką mogła sobie zażyczyć. Dziewczyna jest jednak spłukana, a wspierająca ją w procesie tranzycji matka właśnie zmarła.
Lolę poznajemy, gdy podczas stypy odwiedza swojego ojca. Sytuacja między dwojgiem jest bardzo napięta: w niej spoczywa żal za wyrzucenie z domu, on natomiast ciągle nie może pogodzić się ze śmiercią żony. Gniew i niezrozumienie zaślepiły mężczyznę tak mocno, że kompletnie nie zauważył zaangażowania żony w pomoc córce, co więcej – obwinia nastolatkę o pogorszenie stanu zdrowia jej matki. Spotkanie kończy się spięciem, a dziewczyna, uciekając, zabiera urnę z prochami. Tak zaczyna się podróż do wzajemnej akceptacji i poznania racji obu stron. Bo obraz Micheliego, choć subtelnie łączy różne gatunki, najkrócej określić można jako inicjacyjne kino drogi.
Jest w filmie taki moment, w którym umęczony ojciec zdobywa się na opowieść o trudach wychowywania swojego wyjątkowego dziecka. Mimo że z uporem posługuje się męskoosobową formą, uważając wybór Loli za fanaberię, zapewne kolejną z faz dorastania, to jego słowa rzucają światło na genezę problemów tożsamościowych dziewczyny. Decyzja o tranzycji nie pojawiła się nagle, poprzedzała ją ciągła walka: od problemów ze snem, dręczących koszmarów, które zamieniały każdą noc w horror, przez rozszarpywanie ubrań, na kaleczeniu się, atakach paniki i załamaniach nerwowych kończąc. Mężczyzna zdaje się nie zauważać, że w jego opowieści kryje się klucz do ich relacji: żadna ze stron nie posiada monopolu na cierpienie, choć dla każdej sytuacja ta jest wymagająca w inny sposób. Kiedy przypadkowo dowiaduje się o planowanej przez naszą bohaterkę operacji, jest całkowicie zdruzgotany, a formą radzenia sobie z emocjami po raz kolejny jest dla niego agresja.
Laurent Micheli w swoim najnowszym filmie stara się poruszyć wiele aspektów życia osoby transpłciowej, robi to jednak w sposób nieco chaotyczny i pobieżny. Gdzieś w tle mamy zatem niezrozumienie społeczeństwa symbolizowane przez postać aptekarza czy wręcz agresję policjantów nierozpoznających stojącej przed nimi osoby w danych na dowodzie. Z drugiej strony pojawia się wsparcie ze strony pracownic klubu go-go – jeden z najbardziej oczywistych schematów tego rodzaju kina. Trochę szkoda, że twórcy postanowili obrać tak popularne ścieżki, nie pogłębiając przy tym żadnego z wątków. Mimo to cieszę się, że obraz obiera subtelniejszy sposób na opowiadanie o tożsamości niż zwyczajowe sięganie po ciężką artylerię szantażu emocjonalnego. Lola ma dopiero osiemnaście lat, wiele w życiu doświadczyła, ale udało jej się nie zgubić swojej młodzieńczości. Bywa lekkomyślna czy impulsywna, pełna różnych uczuć, od smutku, przez radość, po wzruszenie. Grająca ją Mya Bollaers, dla której jest to ekranowy debiut, bardzo dobrze poradziła sobie z oddaniem tych wszystkich niuansów granej przez siebie postaci. Mimo że najnowszy film Micheliego posiada niedociągnięcia scenariuszowe, to postać głównej bohaterki niewątpliwie jest jego mocną stroną.
Do moich ulubionych momentów w filmie należy scena ze wspomnianej rozmowy ojca Loli z pracownicą klubu go-go. Mężczyzna kończy swój wywód na temat rodzicielstwa pełnym frustracji stwierdzeniem, że przecież miał syna, nie córkę, jego rozmówczyni rozsadza jednak ten nieporadny argument krótkim: „Masz coś przeciwko kobietom?”. W tym zdaniu zawiera się cała siła filmu.
Lolę możemy zobaczyć przedpremierowo 5 czerwca podczas Wiosny Filmów.
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Lola
Dyskusja