Po ogromnym sukcesie (zarówno jeśli chodzi o recenzje, jak i oglądalność) dwóch tworzonych przez niego seriali, Legiona i Fargo, Noah Hawley po raz pierwszy zmierzył się z formą filmu pełnometrażowego. Przed premierą mówiło się o tej produkcji w kontekście Oscarów, a po niej… właściwie nic już nie mówiono. Lucy in the Sky otrzymało fatalne recenzje z pokazów przedpremierowych, przez co nawet w USA trafiło do bardzo niewielkiej liczby kin, a w pozostałych krajach (poza Wielką Brytanią) w ogóle nie można było go obejrzeć na dużym ekranie. Teraz, dzięki platformom VOD, mamy możliwość sprawdzić, skąd wziął się tak negatywny odbiór tego filmu.
Historia luźno oparta jest na prawdziwych wydarzeniach z życia amerykańskiej astronautki, Lisy Nowak, która (uwaga, to zdanie może być uznane za spoiler) w 2007 roku, niedługo po powrocie z misji kosmicznej, napadła na partnerkę swojego byłego kochanka. W filmie bardzo istotny jest też wątek jej obsesji na punkcie podróży w kosmos, tego jak zmieniła ona sposób postrzegania świata przez Lucy Colę (w porównaniu do prawdziwej historii personalia zostały zmienione) i problemów z powrotem do normalnego życia po zakończeniu misji.
Trudno już w tym momencie nie napisać, że jakikolwiek cel miał Hawley, nie udało mu się go osiągnąć. Chociaż przez długi czas film ogląda się z pewnym zainteresowaniem i oczekiwaniem na to, w jaki sposób potoczą się losy granej przez Natalie Portman głównej bohaterki, to koniec końców kompletnie nie wiem, co reżyser chciał przez tę historię opowiedzieć (a okropnie pretensjonalne zakończenie sugeruje, że jakieś przesłanie miało się tu znaleźć). Całe ambicje, które w tej produkcji widać, zostały sprowadzone do nieco banalnej próby zbrodni popełnionej z zazdrości o mężczyznę. Nie byłoby to problemem, gdyby od początku film zrobiony był w konwencji thrillera, a nie pogmatwanego, poważnego dramatu psychologicznego. Im dłużej antagonistka przebywa na Ziemi, tym bardziej się od niej odrywa (to zdanie to nie moja wina, tytuł sam je sugeruje), ale poza oglądaniem postępującego szaleństwa nic za tym nie idzie.
W zbudowaniu emocjonalnej więzi z wydarzeniami na ekranie na pewno nie pomógł słabo napisany wątek romansu Lucy z jej znajomym z pracy, Markiem (Jon Hamm). Chociaż ma to być relacja, dla której postać Portman postanawia porzucić swojego męża, to trudno uwierzyć w jakiekolwiek uczucie pomiędzy kochankami. Chociaż aktorka po raz kolejny po Vox Lux pokazała, że w rolach nieobliczalnych, antypatycznych postaci czuje się świetnie, to chemii pomiędzy nią a Hammem nie było w ogóle. To jednak jedyne, co można jej zarzucić, bo i tak jej występ to zdecydowanie największa zaleta filmu, a im większą irytację (trudno powiedzieć, w jakim stopniu zaplanowaną przez twórców) wywołują w nas działania Lucy, tym lepiej ogląda się Natalie. Pomysł na męża astronautki (Dan Stevens) był ciekawy, jest on bowiem jednocześnie miłym i okropnie nijakim mężczyzną, będącym odbiciem roli, którą w tego typu filmach zazwyczaj spełniają kobiety-żony protagonistów: siedzi w domu, zajmuje się dzieckiem (tak jakby) i czeka, aż jego partnerka wróci z pracy. Poza nim drugi plan jest przeładowany, czego najlepszym przykładem jest bratanica Lucy, która nagle pojawia się w jej domu (to miałem na myśli, gdy przed chwilą napisałem „tak jakby”), a później towarzyszy jej w końcowej misji, w trakcie której właściwie nic nie robi (w czym zapewne nie pomogło to, że nikt nie wymyślił jej jakiegokolwiek charakteru).
Strona formalna jest intrygująca, mamy kilka nietypowych ujęć, a przede wszystkim bezustannie zmienia się format obrazu, czasami na bardzo nietypowe proporcje. Hawley prawdopodobnie chciał w ten sposób nieco „udziwnić” film, na niewiele się to jednak zdało, skoro, poza kilkoma wyjątkami, zabieg ten nijak nie korespondował z treścią i zamiast dodawać coś do niej, wprowadzał niepotrzebny chaos. Nie jest to obraz aż tak zły, żeby miał przekreślić szanse reżysera na sukces w Hollywood, o czym zresztą świadczy jego planowany angaż do nakręcenia kolejnej części Star Treka, ale z pewnością stanowi pokaźną rysę na jego wizerunku. Może w przyszłości jednak sam powinien pisać scenariusze do swoich projektów?
Film (w wersji z polskim lektorem) dostępny na: CHILI
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Lucy in the Sky
Dyskusja