Film jest sztuką wielotworzywową – każdy jego czynnik musi być ze sobą spójny, by mógł zachwycić widza. Najbardziej jednak działa na nas obrazem. Wydawałoby się, że gatunek science fiction jak żaden inny powinien zachwycać odbiorcę wizualnym spektaklem, efektami specjalnymi i nieziemską scenografią (często nadrabiając tym samym braki w scenariuszu). Nic bardziej mylnego. Z odsieczą przychodzą nam niezależni twórcy, wychowani w tradycji festiwalu Sundance, którzy ani myślą podporządkowywać się przyjętym opiniom na temat kinematografii. W swoich dziełach zaczynają redukować dotąd bardzo ekspresywny styl, kojarzony z gatunkiem SF. Nie jest to co prawda rzecz nowa, gdyż reżyserzy wpadli na ten pomysł już w ubiegłym wieku (m.in. THX 1138, Stalker, K-Pax), ale nie był w tym czasie na tyle nośny, by stworzyć odrębny nurt. Teraz jest inaczej i (mówiąc w imieniu pozostałych obserwujących tę niszę) niesamowicie nas to cieszy.
Na czym w ogóle polega taka redukcja (inaczej „minimalizm”) w SF? Twórca powinien ograniczać ekspresję i liczebność niemal wszystkich elementów swojego dzieła, na które składają się zarówno aspekty fabuły, jak i stylu (według podziału Bordwella i Thompson)[1], takich jak przykładowo ilość miejsc akcji (lokacji), poruszanych wątków, postaci, efektów specjalnych, aktorstwa (w tym emocjonalności bohaterów), scenografii, wykorzystanych rekwizytów. Od strony produkcyjnej na minimalizowanie środków wyrazu może mieć wpływ też wysokość (niewielkiego) budżetu, chociaż nie jest to warunek konieczny, bowiem twórca może chcieć sięgnąć po minimalistyczne środki niezależnie od kwoty posiadanych środków.
Na podstawie przeanalizowanych filmów oraz mnogości teorii i definicji, pozwoliłam sobie stworzyć zestaw uniwersalnych cech, które powinny charakteryzować minimalistyczne kino science fiction. Oczywiście, podobnie jak w przypadku Dogmy ’95, żadne dzieło nie jest w stanie spełnić każdego z tych wyznaczników. Czynniki można wyróżnić zarówno na płaszczyźnie fabularnej, jak i formalno-narracyjnej.
- Każdy bohater dzieła minimalistycznego SF jest w jakiś sposób odizolowany od reszty społeczeństwa.
- Film najczęściej skupia się na jednym wątku i losach jednej postaci, pary, bądź konkretnej grupy.
- Pomimo swojego stosunkowo krótkiego czasu trwania (blisko standardowych dziewięćdziesięciu minut), tempo akcji jest bardzo powolne.
- Ważnym działaniem, otwierającym przestrzeń dla refleksyjnego aspektu filmu, jest dedramatyzacja, przeniesienie nacisku z emocjonalności na koncepcję SF.
- Każdy z tych filmów celebruje logikę, racjonalizm i wyraża szacunek dla codziennej rzeczowości. Bohaterowie godzą się z zastaną sytuacją i podchodzą do niej w sposób racjonalny, dyskutując o możliwości podjęcia działań ze sobą nawzajem.
- Twórcy tych dzieł stawiają wielkie pytania – zarówno te najbardziej pierwotne (o sens życia, świat pośmiertny), jak i te „nabyte” (o tożsamość, naturę czasu). Filmy są świadomie nastawione na eksponowanie warstwy refleksyjnej, są niejako „przepełnione myślą” ze względu na swoje podłoże filozoficzne, metafizyczne, moralne czy psychologiczne.
- Podejmowanie takiej tematyki wiąże się z niejednorodnością gatunkową. Tło fantastycznonaukowe staje się jedynie dodatkiem dla opowieści, mającej wywołać w widzu refleksję.
- Podstawowym warunkiem na płaszczyźnie formalnej jest skromna inicjacja świata przyszłości. Zazwyczaj zostają użyte proste rozwiązania – scenografia opiera się na „surowych” lokacjach, a rekwizyty to przedmioty codziennego użytku. W obrazie niemal zupełnie brakuje efektów specjalnych – tu, w zależności od wysokości budżetu produkcji i pomysłowości twórcy, można maskować te braki w różny sposób.
- Twórca rezygnuje z koncepcji „kina atrakcji”, którego żywiołem jest „dostarczanie widzowi wrażeń płynących z siły samych obrazów i przedstawianych sytuacji”[2]. To rozwiązanie z kolei może skutkować z jednej strony znużeniem widza, a z drugiej skupieniem na myśli przewodniej filmu.
- Aktywność widza podczas seansu reguluje zastosowanie skomplikowanej narracji.
- Dialogi lub komentarz narratora mają niesamowicie ogromne znaczenie w każdym z omawianych filmów. W większości z nich to jedyne elementy, sugerujące fantastyczność świata, gdyż zazwyczaj zawierają opis koncepcji, jej zasad i podejmowanych przez bohaterów działań.
- W warstwie dźwiękowej zostają użyte niewystawne kompozycje muzyczne, które działają bardziej na zasadzie tła, niż jako sztuczne „podbijacze” emocji.
- I wreszcie – film tego typu zazwyczaj zostaje zwieńczony zakończeniem otwartym. Istotą „dzieła otwartego”[3] jest uruchomienie aktywności odbiorcy, która nadaje skończonemu filmowi nieograniczone możliwości interpretacyjne.
Jako datę graniczną proponuję wyznaczyć sobie premierę Wynalazku Shane’a Carrutha (czyli pamiętny rok 2004), który swoim połączeniem eksperymentalnej narracji, pochwały dla nauki i mikroskopijnego budżetu przyniósł ze sobą świeży oddech, zarówno dla sceny niezależnej, jak i dla całego gatunku SF (o filmie będzie jeszcze mowa). Od tamtej pory zaczęło pojawiać się tego typu dzieł coraz więcej i to głównie na gruncie niezależnego kina amerykańskiego. Jego przedstawiciele w pierwszej kolejności wysyłają swoje dzieła na festiwal w Sundance, mający swój początek w roku 1978, który zdążył stać się już osobną charakterystyczną estetyką, słowem-hasłem. Mając dobry pomysł i nawet podstawowe (coraz łatwiej dostępne) narzędzia rejestrujące obraz, kino można stworzyć już za naprawdę małe pieniądze. Ten rodzaj działań minimalistycznych został, jak widać, w dużej mierze wymuszony przez czynniki ekonomiczne (głównie brak pokaźnego budżetu), co – w mojej opinii – przyniosło gatunkowi SF odświeżający efekt, wprowadziło nową jakość, a już na pewno przyciągnęło nowych zwolenników. Współcześni twórcy science fiction, skupiający się bardziej na „science”, niż na „fiction”, podążają tropem Shane’a Carrutha, ograniczając formę i uzyskując dzięki temu niemal teatralną ascezę. Kategorię minimalizmu wyróżniał również Rafał Syska. Rafał w jednym z rozdziałów Filmowego neomodernizmu. zwraca uwagę na lokowanie bohatera w miejscach izolujących ich mentalnie i przestrzennie, a wręcz na „klaustrofobiczną separację”, zarówno przez poczucie uwięzienia, jak i doświadczanie głębokiej chronicznej samotności. Kodem dla odczuć związanych z odbiorem slow cinema „stał się inscenizacyjny minimalizm i rozbudowa praktyk dedramatyzacyjnych”, polegający na redukcji „wszystkich tych aspektów filmowego widowiska, które od zarania decydowały o jego audiowizualnej i narracyjnej atrakcyjności”. Filmy, zazwyczaj jednowątkowe, koncentrują się na „wyabstrahowanym z kontekstu bohaterze, opisując jedno wydarzenie, działanie, bądź – częściej – niezmienny stan”.[4]
Klasyfikacji kina SF można dokonać ze względu na tematy wiodące: podróże w czasie (chyba najczęściej eksploatowany), konstruowanie wynalazków, sztuczna inteligencja, różnego rodzaju badania naukowe i transformacje genetyczne, transhumanizm, dystopia, postapokalipsa (zdecydowanie bardziej poetycka i wyciszona niż w przypadku serii Mad Max; bliżej jej do tej znanej nam np. ze Stalkera), kosmici, alternatywne rzeczywistości (w tym wątek zduplikowanej tożsamości), wyprawy w kosmos, śmiercionośne wirusy czy katastrofy kosmiczne. Należałoby przybliżyć także fakt, że różni twórcy mają często trochę inne podejście do podobnych koncepcji. Na własne ryzyko – film, który podejmuje temat podróży w czasie, jest w zasadzie komedią romantyczną, używającą sztafażu SF tylko jako tła. Podobne dekoracyjne wykorzystanie gatunku odbywa się także w Czworo do pary, tylko tutaj mamy już do czynienia bardziej z opowieścią-dramatem o kryzysie małżeńskim niż z komedią. Ciekawą rozbieżnością zaskakuje nas też para dzieł opowiadających o obcych bytach – UFO (2018) i Alien Abduction (2014). Ten pierwszy film przedstawia kosmitów jako przedmiot fascynacji głównego bohatera, a drugi stworzony został w konwencji dokumentalizowanego horroru, gdzie kosmici to najgorsze zło, atakujące ludzi bez konkretnego powodu. Oba dzieła różni także wybrnięcie z ukazania oblicza obcych. Wiadomo przecież, że w przypadku niewielkiego budżetu, trzeba zaopatrzyć się w kreatywne rozwiązania. Otóż, w UFO fizyczny kontakt z kosmitami mamy tylko w postaci latającego po niebie obiektu, widzianego z dużego dystansu. Natomiast w Alien Abduction, kosmici to realne zagrożenie, gdyż tak samo jak bohaterowie filmu, widzimy ich jako postacie przebrane w maski, łapane drżącą kamerą. Brzmi komicznie, jednak reportersko-dokumentalna forma narracji potrafi wytworzyć w nas także imponujące pokłady niepokoju. Najmniej eksploatowaną koncepcją jest transhumanizm, czyli pewnego rodzaju futurystyczne spojrzenie na organizm człowieka poprzez dodawanie mu nadludzkich cech. Skrajnie różne podejścia zdradzają twórcy filmów In Your Eyes (2014), który jest liryczną opowieścią romantyczną, oraz ekstremalnie nużącego Prodigy (2016).
W drugiej części artykułu znajdziecie analizę trzech wybranych przeze mnie filmów, które wpasowują się w naturę minimalistycznego SF.
Dyskusja