Tegoroczny Tofifest miał wyjątkowego pecha. Rozpoczęcie festiwalu zbiegło się bowiem w czasie z rekordowymi liczbami zakażeń oraz zgonów spowodowanych wirusem SARS-CoV-2 oraz z wprowadzaniem nowych restrykcji. Na szczęście organizatorzy już wcześniej planowali przenieść dużą część repertuaru na własną platformę VOD, dzięki czemu, poza odwołaniem kilku wydarzeń towarzyszących zakończeniu Tofifestu, obyło się bez większych zawirowań. A udostępnienie filmów online miało w tym przypadku jedną ogromną zaletę – umożliwiło zapoznanie się ze wszystkimi dziełami nominowanymi w dwóch głównych konkursach: polskim oraz międzynarodowym. Skorzystałem z tej opcji, w związku z czym zapraszam do podsumowania całego festiwalu, w którym postaram się doradzić, które z prezentowanych w Toruniu produkcji warte są wypatrywania w kinach lub na platformach VOD, a które na uwagę raczej nie zasługują.
On Air. Międzynarodowy Konkurs Filmów Fabularnych
Nominacje (jeśli nie ma polskiego tytułu, używam oryginalnych): Asia; Babyteeth; Cigare au miel; Khate Farzi; Kød & blod; Meu Nome é Bagdá; Powrót; Slalom; Sole (zwycięzca); Stam; Yalda, noc przebaczenia
Niestety, filmy z konkursu głównego Tofifestu nie są łatwe do znalezienia poza festiwalami. Zdarzają się oczywiście wyjątki, chociażby tegoroczny Babyteeth już jakiś czas temu można było zobaczyć w kinach w całej Polsce, większość jednak z tych produkcji zapewne pójdzie śladem zeszłorocznego zwycięzcy, słowackiego Niech stanie się światłość, który pomimo tej wygranej nie był dostępny do legalnego (nielegalnego prawdopodobnie też nie) obejrzenia w polskiej wersji językowej aż do tegorocznej odsłony toruńskiego festiwalu (nareszcie nadrobiłem i polecam każdemu, kto będzie miał okazję na seans). Na pewno przynajmniej niektóre z tych tytułów prędzej czy później jednak znajdą się jeśli nie w dystrybucji kinowej, to na jednej z platform streamingowych lub VOD.
Co warto zobaczyć?
Tak naprawdę prawie wszystkie nominowane filmy w mniejszym lub większym stopniu na uwagę zasługują. W tegorocznym konkursie On Air zdecydowanie dominowały opowieści o nastolatkach. Spośród jedenastu nominacji aż sześć przyznane zostało filmom z dziewczynami w wieku 15-17 lat na pierwszym planie (w kolejnych dwóch natomiast w głównej roli obsadzono kobiety będące niedługo po 20. urodzinach). To właśnie do tej „kategorii” należą moi faworyci. Pomiędzy dwoma moimi ulubionymi filmami jest zresztą znacznie, znacznie więcej podobieństw niż sam wiek głównej bohaterki. Izraelska Asia i Babyteeth z Australii, bo te produkcje mam na myśli, opowiadają o śmiertelnie chorych dziewczynach, co do których już w pierwszych minutach filmu podejrzewamy, że nie dożyją końca fabuły. Pewnie wiele osób ten krótki opis zniechęcił, sam należałbym do tej grupy, spodziewając się po tych filmach emocjonalnego szantażu na każdym kroku. Ale nie tym razem. W obu przypadkach w centrum nie znajduje się sama choroba (tak naprawdę nawet nie znamy nazw schorzeń), ale podejście nastolatek do ostatnich dni swojego życia i reakcji rodziców na tę sytuację. Opiekunowie głównych bohaterek są w tych historiach niemniej ważni niż one same – to na nich spoczywa ciężar podejmowania bardzo trudnych, niewyobrażalnych w normalnych warunkach decyzji, które w tej sytuacji mogą być najlepszą (lub jedyną) drogą do szczęścia ich dzieci. Na najwyższym poziomie jest gra aktorska: W australijskim filmie mamy Elizę Scanlen (znaną z Ostrych przedmiotów i Małych kobietek) w kolejnej wyróżniającej się kreacji oraz Bena Mendelsohna, dla którego ten występ jest jednym z lepszych w długiej karierze, w produkcji z Izraela natomiast ogromny potencjał udowodniła Shira Haas, o której głośno było na początku roku za sprawą roli w miniserialu Netflixa Unorthodox. Gdybym musiał wybrać, które dzieło umieścić na pierwszej pozycji, byłaby to Asia, duże jednak znaczenie w tym kontekście mógł mieć fakt, że widziałem ją jako pierwszą, przez co podczas Babyteeth kilkukrotnie miałem poczucie déjà vu.
Na trzecim miejscu mojego rankingu uplasował się duński Kød & blod, historia 17-letniej dziewczyny, która po śmierci rodziców trafia do domu swojej cioci, zajmującej się wraz synami działalnością przestępczą. Chociaż pomysł na film nie został wykorzystany w 100%, mimo wszystko udało się przedstawić bardzo ciekawą opowieść o dominacji, zastraszaniu, trudnej miłości do rodziny i jednym niedopatrzeniu, które całkowicie zmieniło życie do tej pory zwyczajnej głównej bohaterki.
Warto wspomnieć jeszcze o jedynym z tej listy filmie, który otrzymał również nominację na festiwalu w Cannes (chociaż w tym roku trudno mówić, żeby było coś takiego jak „festiwal w Cannes”), czyli Slalomie. Produkcja o relacji nastoletniej narciarki alpejskiej z jej, granym przez Jérémiego Reniera (nie mylić z Jeremym Rennerem), trenerem jako jedyna ma ustaloną datę polskiej premiery kinowej (15 stycznia przyszłego roku). Choć fani filmów sportowych oraz narciarstwa alpejskiego na pewno będą rozczarowani, bo reżysera ten sport nie obchodzi do tego stopnia, że w filmie zamiennie używa się nazw zawodów różnej rangi, to osoby zainteresowane bardziej relacjami międzyludzkimi powinny być zadowolone. Chociaż łatwo przewidzieć kierunek, w którym pójdzie historia, to w kilku miejscach udaje jej się zaskoczyć, a dzięki wiarygodnym portretom psychologicznym postaci całość dobrze sprawdza się jako dramat i jeszcze lepiej jako przedstawienie aktualnego, obecnego również w polskim sporcie problemu.
Czego unikać?
Jak nietrudno zauważyć, nawet słowem nie wspomniałem dotychczas o zwycięzcy festiwalu, polsko-włoskiej koprodukcji w reżyserii Carlo Sironiego, Sole. Nieprzypadkowo, bo uważam go za zdecydowanie najgorszy film głównego konkursu. Temat tego obrazu, kobieta podejmująca decyzję niewychowywania swojego dziecka, zgrał się z obecną sytuacją w Polsce, nawet pomimo tego, że podobieństwo pomiędzy sytuacją głównej bohaterki a położeniem kobiet wybierających aborcję w przypadku chorób płodu jest bardzo powierzchowne. Nie zmienia to jednak faktu, że Sole zawiodło mnie na każdym polu. Postacie cały czas zachowują się w nienaturalny sposób, brakuje pomiędzy nimi ludzkich interakcji, a przez to trudno zrozumieć ich uczucia i pragnienia (jak i uwierzyć w to, że jakiekolwiek mają). Do tego w ostatnich (dosłownie) kilkunastu sekundach romantyzuje się toksyczną postawę towarzysza głównej bohaterki, który przez cały film, jak i w samej końcówce ograniczał jej wolność (ten film zdecydowanie nie powinien być traktowany jako komentarz do aktualnej sytuacji w Polsce). Dodatkowo, Sole jest zwyczajnie męczące, a momentami w tak karykaturalny sposób ucieka od potencjalnie interesujących sytuacji, że nie potrafiłem powstrzymać się od śmiechu. Prawdopodobnie będzie to najłatwiej dostępny obraz z konkursu głównego w naszym kraju (spośród tych, które nie miały jeszcze kinowej premiery), więc jeśli ktoś ma ochotę zweryfikować sprzeczne opinie na temat filmu z Sandrą Drzymalską w roli głównej, prawdopodobnie będzie miał na to szansę, pozostałym jednak zdecydowanie tę wątpliwą przyjemność odradzam.
From Poland. Konkurs Polski
Nominacje: Jestem Ren; Dolina Bogów; Lekcja miłości; Interior; Między nami (zwycięzca); Maryjki; Tony Halik; Safe Inside; Zajęcia rekreacyjne
Na pierwszy rzut oka stawka w konkursie polskim nie wygląda imponująco, zwłaszcza jeśli porówna się ją z zeszłym rokiem, kiedy mieliśmy filmy Jana Komasy, Agnieszki Holland, Xawerego Żuławskiego, Agnieszki Smoczyńskiej i jeszcze kilku spośród aktualnie najbardziej znanych polskich reżyserów. Tym razem, z nieznanych mi powodów, nowe produkcje, chociażby Holland, Szumowskiej czy Domalewskiego, nie otrzymały nominacji.
Co warto zobaczyć?
Pomimo braku wspomnianych filmów, udało się jednak zebrać naprawdę ciekawy zestaw kandydatów do nagrody. Większość z nich jest oryginalna i intrygująca, nawet jeśli nie w pełni udana. Można było bowiem zobaczyć Dolinę Bogów Lecha Majewskiego, trudny w odbiorze, ale wyglądający jakby kosztował dziesięć razy więcej niż w rzeczywistości, a w dodatku ma najlepszą obsadę (jeśli chodzi o „siłę” nazwisk) wśród obrazów polskich reżyserów od lat. Jestem Ren, całkiem udane polskie science-fiction z wyróżniającą się postacią kobiecą i (uwaga, uwaga) mającymi sens twistami. Surrealistyczne Maryjki, również świetnie zagrane i zapadające w pamięć, nawet jeśli nie każdemu taka forma wyrazu przypadnie do gustu. Dokument o Tonym Haliku, po którym widać, że reżyser opierał się na bardzo obszernym materiale, by pokazać tę postać z różnych stron. Safe Inside, thriller psychologiczny ze świetnym pierwszym aktem, który, choć niestety reżyserce Renacie Gabryjelskiej nie udało się utrzymać poziomu do końca, nadal uważam za dobry debiut w pełnym metrażu. Lekcja miłości, wyprodukowany przez HBO dokument o kobiecie, która po kilkudziesięciu latach małżeństwa porzuca konserwatywne poglądy i rozwodzi się z przemocowym mężem (moja ulubiona pozycja spośród dotychczas wymienionych).
W przeciwieństwie do konkursu międzynarodowego, w tym przypadku uważam zwycięstwo za zasłużone. Między nami Doroty Proby to bardzo prosty film, bazujący na jednym z najbardziej oczywistych pomysłów na dokument, jakie istnieją. Posadźmy naprzeciwko siebie dwie osoby (w tym przypadku takie, które od lat są w związku), zadajmy im pytania, niech mówią, a może wyjdzie coś ciekawego. No i wyszło. Widać było, że pary przed kamerą czuły się swobodnie, rozmowy uzupełniono nagraniami z ich życia i w zaledwie 50 minut udało się przekazać więcej niż w większości dwugodzinnych filmów fabularnych.
Czego unikać?
Na Interior narzekałem przy okazji jego kinowej premiery, więc nie będę się powtarzał. Nie był jednak najsłabszym filmem w stawce, bo to miano zdecydowanie należy się Zajęciom rekreacyjnym, które przez niespełna godzinę raczyły mnie powtarzanymi w kółko rozmowami, wyglądającymi mniej więcej tak:
-Powiemy mu?
-No nie wiem, raczej powinniśmy.
-Ale wiesz, może lepiej nie.
-No masz rację, może nie.
Niektóre z nominowanych filmów można określić jako „dziwne”, ale żaden nie był dziwniejszy, niż obecność Zajęć rekreacyjnych w konkursie filmów polskich.
Dyskusja