Potwory (oryg. Monstri.) to pełnometrażowy debiut rumuńskiego reżysera. Marius Olteanu pozwala nam na obserwowanie jednej doby wyjętej z życia dwóch osób – małżonków, których wspólna droga zdaje się nieuchronnie dobiegać końca. Choć jest to historia o małżeństwie, w głównej mierze mamy okazję poznać członków tej relacji oddzielnie, z dwóch różnych perspektyw. A wszystko to zamknięte jest w skromnym, kwadratowym formacie 1:1.
W pierwszej części filmu śledzimy losy Dany (w tej roli znana m.in. z Sieranevady Judith States). Kobieta wraca z podróży – nie wiemy jednak jakiej dokładnie. Dzieło Oltenau nie ma oczywistego wstępu – jesteśmy wrzuceni w tę sytuację, możemy snuć jedynie domysły na temat jej przyczyn. Gdy Dana opuszcza dworzec, wszystko przebiega nie po jej myśli – do czasu, aż wsiada do właściwej taksówki, w której poznaje zmęczonego swoją pracą kierowcę (Alexandru Potocean). Kobieta upiera się, by spędzić z nim najbliższe 6 godzin, co jest punktem wyjściowym narracji tego aktu Potworów.
Podczas kolejnych scen moglibyśmy spodziewać się dogłębnych zwierzeń i rozpamiętywania tkliwych wspomnień, naszej bohaterce jednak nie można zarzucić skłonności do egzaltacji. Dana jest wstrzemięźliwa w dawkowaniu słów i okazywaniu emocji, choć bohaterka ewidentnie przez cały czas toczy wewnętrzną walkę. Na tym etapie również nie dowiemy się wiele, prócz tego, co wyczytamy między wierszami. Marius od początku do końca zadbał o to, abyśmy nie zostali zbombardowani natłokiem sztampowych truizmów, serwując nam nieoczywiste, świetnie napisane i zagrane dialogi.
Po niespełna czterdziestominutowej obserwacji postaci kobiety, spotykamy się z jej życiowym towarzyszem – Andrieiem. I tutaj – choć tempo filmu zostaje utrzymane – próżno już tajemniczości charakterystycznej dla poprzednich scen. Lecz mimo werbalnej rezerwy, dowiadujemy się więcej; mamy naoczną namiastkę kluczowych postępowań bohatera. To, co dzieje się w życiu tej postaci jest zdecydowanie bardziej wymowne, niż chwile spędzone z Daną. Akt ten nie pozostawia nas z tyloma niedopowiedzeniami; można jedynie domyślać się, w jakim stopniu przedstawione motywy są skutkiem, a w jakim przyczyną.
Ostatni akt poświęcony jest tytułowym potworom. Dana i Andrei znów żyją wspólnym życiem. Twórcy zaczynają bawić się proporcjami obrazu, zwiększając go do standardowych wymiarów, jak gdyby potrzeba teraz było więcej miejsca na ukazanie trosk tych dwojga ludzi. Dialogi nie są już tak perfekcyjne, co zdecydowanie ciężko traktować jako minus – trudno bowiem oczekiwać od ludzi, których małżeństwo wisi na włosku, by rozmawiali ze sobą z lekkością i naturalnością, pozbawieni dozy pretensjonalności. Między małżonkami czuć wyraźne napięcie; wszystkie niewypowiedziane słowa są wyraźnym znakiem, że nie czują się ze sobą dobrze.
To historia jak najbardziej przemyślana. Twórcy nie serwują nam tanich zabiegów narracyjnych po to, by nadać filmowi pożądanej dramaturgii. Aktorzy nie muszą mówić niczego wprost, by móc wyłapać każdą emocję, która nimi w danej chwili rządzi. Dużo dzieje się na ich twarzach, co zauważyć można dzięki sugestywnemu kadrowaniu. Autor zdjęć, Luchian Ciobanu, w należytym momencie raczy nas zbliżeniami na bohaterów. W celu przygotowania jak najbardziej realistycznego obrazu reżyser przystąpił do podjęcia najlepszych możliwych kroków – postanowił szukać informacji u źródła. Spotkał się on z parami z długim stażem, których los postawił przed różnymi, często kłopotliwymi sytuacjami. Do rozmów i obserwacji Marius zaangażował również swoich aktorów.
Choć nie jest to debiut idealny, bez wątpienia zasługuje na uwagę miłośników slow cinema. Monstri. jest pokazem aktorstwa wysokiej klasy oraz przepięknych, minimalistycznych kadrów, które pozwalają na odczytanie każdej emocji, a tych tu nie brakuje. Mimo skromności i cechującej ten film delikatności, zdecydowanie można go nazwać produkcją odważną, szczególnie gdy weźmiemy uwagę, że został zrealizowany w tradycjonalistycznej Rumunii.
Film dostępny na: HBO GO
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Potwory
Dyskusja