Tuż przed zamknięciem kin szczęśliwcy mieli szansę zobaczyć przedpremierowo szumnie zapowiadany, europejski debiut Hirokazu Koreedy – Prawdę. Ten przelotny romans japońskiego mistrza z kinematografią starego kontynentu został po raz pierwszy zaprezentowany podczas zeszłorocznej edycji festiwalu w Wenecji, zbierając umiarkowanie pozytywne recenzje. Wszyscy miłośnicy sztuki reżysera, który zasłynął przez wyjątkowe dla kina Azji portretowanie rodzinnego ciepła, zastanawiali się, czy pójdzie on na twórczy kompromis czy jednak udowodni, że nawet na obczyźnie jest w stanie oczarować widza swą niepodrabialną delikatnością skrywaną za soczewką obiektywu.
Obraz jest próbą przeniesienia wrażliwości kraju kwitnącej wiśni w ramy dobrze nam znanych konwencji kina europejskiego. Przed Japończykiem wielu twórców również opuszczało swoją twórczą strefę komfortu, chociażby Asghar Farhadi, który porzucił portretowanie skromnych irańskich opowiastek na rzecz sporego hiszpańskojęzycznego projektu o komercyjnym potencjale (niestety Wszyscy wiedzą okazało się niewypałem). By nieco odróżnić sytuację dwóch panów, nikt Koreedy z Japonii grzecznie (lub mniej grzecznie) nie wypraszał, świadomie podjął się on przeniesienia swego stonowanego wizualnie, barwnego w przekazywaniu emocji stylu na poletko, które nie ma odpowiednich warunków do tego, by utrzymać jego wyjątkową orientalną niewinność.
W poszukiwaniu tytułowej prawdy wróćmy jednak na sam początek. Fabienne – grana tu przez zjawiskową Catherine Denuve – ma niejako dwa oblicza. Aktorskie alter ego, reminiscencję godardowskiej muzy u zmierzchu kariery, która nie jest w stanie pogodzić się z wypierającym ją młodym pokoleniem oraz obraz matki nieustannie uciekającej od ciężaru rodzicielstwa w blask świateł reflektorów. Bohaterce można przypisać znaczną część cech Charlotte (Ingrid Bergman) z bergmanowskiej Jesiennej Sonaty. Matka artystka zapominająca o córce, która pragnie choć kilku minut wyrwanych z grafiku ciągle zajętej i zmęczonej rodzicielki. Szwedzki mistrz blisko pół wieku temu nakreślił archetypiczny szablon dla między innymi właśnie Koreedy, wynosząc na kinematograficzne wyżyny realizację motywu rodziny. Japończyk, można powiedzieć, wpisuje się w konwencje pionierskiego twórcy, lecz pozbawia historię skandynawskiej surowości, zastępując ją odrobiną spokoju i ciepła, które niwelują narastające napięcie i przytłoczenie.
Lumir (Juliette Binoche) – powracająca, by uczcić publikacje autobiografii Fabienne – pojawia się w skromnej paryskiej rezydencji wraz z mężem (Ethan Hawke) i córeczką (Clementine Grenier). Od razu widać, że wizyta pary pomieszkującej w Stanach wprawiła leciwą aktorkę w lekki dyskomfort. Rozpoczyna się festiwal sztucznych uśmiechów, pustych komplementów i przebłyskującej momentami prawdy, od której postać Denuve na każdym kroku próbuję uciec. Kłamstwo ma jednak krótkie nogi i gdy tylko córka rozpoczyna lekturę świeżego wydania matczynych rękopisów, wszystkie zaniedbania i demony przeszłości wychodzą na jaw, przejmując narracyjne stery.
W tle konfliktu przygotowania do jednego z ostatnich filmowych projektów Fabienne noszącego tytuł Wspomnienia mojej matki. Ale czy naprawdę potrzebny był ten bezpośredni autotematyzm?
Historia Koreedy z minuty na minutę wytrąca tempo, mocno trzymając się wypracowanych schematów, które nie sprawdzają się w egzotycznych dla niego warunkach. Obraz przypomina kolejną francuską obyczajówkę, którą ratują tylko znakomite wybory aktorskie. Banał goni banał, przez co nawet najjaśniejsze punkty, czyli magnetyzujące Binoche i Denuve, tracą swój sceniczny wdzięk.
Ostateczne poprawki na planie, kolejne kolacje przepełnione żalem, nad którymi wisi widmo utraconego przez Lumir dzieciństwa. Ostanie dni w Paryżu zabliźniły nieco rany, ale czy wszystkie kłamstwa i wyidealizowane historyjki zostały wybaczone?
Tego już nie zdradzę, zachęcając do zgłębienia owej relacji, wybrzmiewającej jako główna siła narracyjna ciekawej, lecz mocno przewidywalnej historii Koreedy. Mimo wszystko to dalej solidne kino, które z pewnością nie oczaruje tak jak wcześniejsze produkcje japońskiego artysty, choć mimo wszystko nadal jest niezłym startem na wymagającym europejskim rynku, gdzie wielu filmowców gaśnie w cieniu przytłaczających wzorców i tradycji.
Film dostępny na: Chili
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Prawda
Dyskusja