Rosnący w siłę neofaszyzm, homofobiczne i ksenofobiczne tweety polityków, traktowanie osób LGBTQ jak szkodliwą ideologię, telewizja subiektywizująca rzeczywistość podporządkowaną systemowi wartości partii rządzącej i wreszcie ustawa antyaborcyjna, wywołująca protesty w całym kraju. Jak w takich okolicznościach podjąć konstruktywną debatę społeczną na temat zgody na wychowywanie dzieci przez pary jednopłciowe? Jak rozmawiać o moralności dokonywania aborcji z najróżniejszych powodów, w tym nieuleczalnego upośledzenia psychicznego lub fizycznego dziecka? Zamiast dyskusji wykraczającej poza ustalenie granicy między komórką a istotą posiadającą duszę, u progu gigantycznego kryzysu ekonomicznego spowodowanego pandemią, Trybunał Konstytucyjny postanawia wykonać pierwszy krok ku modelowi państwa bliskiemu Rumunii pod rządami Nicolaea Ceaușescu.
W tym kontekście Surogatka Jeremiego Hersha to niemalże film z gatunku science fiction, pokazujący rzeczywistość z co najmniej 2077 roku. Historia czarnoskórej kobiety decydującej się na urodzenie dziecka parze gejów, już na tym etapie mogłaby wywołać oburzenie ze strony dużej części społeczeństwa, idące w parze z wystosowaniem pisemnych zarzutów o szerzenie zgorszenia i promowanie wartości antychrześcijańskich. Nie do pomyślenia wydaje się także sytuacja, w której to rodzice zachęcają swoją córkę do przerwania ciąży z powodu wady genetycznej płodu, skutkującej urodzeniem dziecka z zespołem Downa.
To jednak dopiero początek potencjalnych kontrowersji. W debiucie amerykańskiego reżysera aborcja nie jest przedmiotem sporu ideologicznego, lecz powszechną alternatywą, niepodważalnym prawem bez względu na poglądy osób trzecich. Twórca umieszcza za to w centrum samą bohaterkę, inteligentną i niezwykle świadomą Jess (znakomita rola Jasmine Batchelor), osamotnioną w kwestii wyboru między urodzeniem dziecka a przerwaniem ciąży. Kobieta nie znajduje bowiem równorzędnego interlokutora, swoją dojrzałością wyprzedzając każdego z nich o lata świetlne. Z jednej strony spotyka się z męczącą troskliwością ze strony zdesperowanego byłego partnera i konserwatyzmem zaślepionych matek innych dzieci, z drugiej – z cynicznymi, zahaczającymi o eugenikę poglądami swoich rodziców, aż w końcu z wygodnictwem i tchórzostwem homoseksualnej pary, zrzucającej na jej barki całą odpowiedzialność.
Surogatka to film doskonale zniuansowany. Reżyser zadbał o to, żeby nie ukierunkowywać narracji pod żadną tezę. Nie ma w nim miejsca na proste rozwiązania, deklaratywny wydźwięk zastępuje tu zaś niepewność, wahanie skutkujące zmianami decyzji w zależności od rozwoju wydarzeń. Ogromna w tym też zasługa opartego w głównej mierze na dialogach scenariusza, nadającego postaciom niezwykle cennej autentyczności. W zależności od sytuacji dramatycznej zmienia się też tonacja w filmie. Jest tu miejsce zarówno na ciepłą opowieść o zaletach rodzicielstwa, dramatyczne starcia poglądów, jak i na subtelny, transgenderowy żart sytuacyjny.
Jeremy Hersh zupełnie przypadkowo oddaje obecne nastroje panujące w Polsce. Frustrację kobiety spowodowaną brakiem empatii ze strony najbliższych z jednoczesnym poczuciem wywierania nacisku wszystkich tych, którzy uważają, że wiedzą lepiej niż ona sama. Surogatka przedstawia ciężar dylematów, które niestety nadal wykraczają poza wyobraźnię części społeczeństwa w naszym kraju, traktującego kobietę nie jako istotę ludzką, ale naczynie służące do przechowywania i wydawania obywatela w służbie państwu, które krok po kroku stawia sobie fundamenty pod dyktaturę.
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Surogatka
Dyskusja