W polskiej kinematografii przyjął się dosyć umowny podział na tytuły aż zanadto ambitne, zbyt odrzucające swymi kształtami niedzielnego widza i prościutkie, mało kreatywne kino gatunkowe, które zwykle trzyma się utartych schematów. Z czasem jednak coraz więcej nazwisk pozwala sobie na eksperymenty formalne łączące atrakcyjność z nieoczywistością. Można się tu posługiwać dosyć świeżymi przykładami Jagody Szelc i Agnieszki Smoczyńskiej, a teraz o swoim istnieniu przypomniał również Jan Jakub Kolski – stary wyjadacz oraz romantyk bawiący się realizmem magicznym. Jego najnowszy twór o nazwie Ułaskawienie stawia kolejny krok w stronę rozwoju rodzimej sceny filmowej. I słowo „krok” nie pada tutaj przypadkowo.
Ułaskawienie to dzieło osadzone w realiach powojennej Polski, które opowiada o cichym małżeństwie doświadczonym bolesnymi czasami okupacji. Ich spokojne życie zmienia się, gdy przyjmują do domu jednego z uciekinierów. Ten, wykorzystując zaufanie domowników, morduje ich syna. Wewnętrznie zrozpaczeni rodzice próbują go pochować, ale ilekroć próbują to robić, tyle też razy władze wykopują ciało, by głośno wszystkim zasygnalizować, że zginął poważny przeciwnik ustroju. W końcu decydują się na pogrzebanie ciała z daleka od lokalnych okolic, aby ich dziecko mogło w końcu zaznać spokoju. Będzie się to wiązało z odbyciem wymagającej podróży pełnej wielu nieprzewidzianych utrudnień.
Film ten to niezwykle oryginalny przykład kina drogi z zacięciem survivalowym. Przemierzane tereny to najczęściej opuszczone wioski i wydeptane leśne ścieżki, a oprócz tymczasowych środków transportu w postaci pociągów czy jednego konia, postacie muszą poruszać się pieszo. Cała wyprawa, pomimo swojej bardzo kameralnej realizacji, robi duże wrażenie pod względem pomysłowości oraz samych obrazków. Żywe problemy w postaci wrogo nastawionych żołnierzy przeplatają się tu ze złośliwością rzeczy martwych, patrząc chociażby na mocno rwącą rzekę. Toczona jest tu również nierówna walka z głodem, gdzie uważa się na każdy kawałek chleba, a sen (nieważne czy w stodole, czy w niedawno rozbitym obozie) naraża na kradzież. Dużo trudności sprawia nawet wejście pod stromą górkę, a każdy przebyty metr odczuwa się na własnej skórze.
Uczuciu bolesności całej tej tułaczki sprzyja również czas akcji wraz ze scenerią. Powojenne obszary są niemalże spustoszałe, a spotykani ludzie nierzadko okazują się być bezwzględni. Skojarzenia z postapokaliptycznymi klimatami nie są przypadkowe, czemu może przewodzić fakt, że wojna została tu ukazana jako wydarzenie całkowicie niszczące psychikę bohaterów jak i stan ówczesnego świata. Wiąże się to z wieloma konsekwencjami widocznymi w fabularnej przestrzeni filmu. W osiągnięciu odpowiedniego poziomu doznań pomagają także tajemniczo płynące zdjęcia, często powolnie poruszające się wraz z postaciami, malując przy tym piękne magiczne tło do prawdziwie męczeńskiej przeprawy.
Do małych zgrzytów należy natomiast lekkie niezdecydowanie formalnie przy budowaniu kompozycyjnych klamer. Różnią się one stanowczo od wnętrza filmu, łącząc wstawki nibydokumentalne z pierwszoosobową narracją. Zabieg ten na początku buduje efekt zakłopotania, a nawet częściowego niezrozumienia treści. W końcówce zaś sprawia wrażenie zbędnego dopowiedzenia, pozostawiając rysę na całości dzieła.
Oprócz walorów stricte gatunkowych, Ułaskawienie zachwyca głębokością swoich rozważań. Chwyta się tu tematu śmierci, ksenofobii czy pourazowej traumy, a swoje trzy grosze dołoży tu nawet wątek religijny. Nie wspominając o butach. Kluczowe jest tu również wytłumaczenie skomplikowanej relacji małżeńskiej dwójki bohaterów, u których widać lojalność i przywiązanie, ale miłość na pierwszy rzut oka gdzieś znika. Ograniczenia emocjonalne spowodowane przeszłymi wydarzeniami wytwarzają wrażenie zimna i bezuczuciowości, a wymiany zdań uciekają w stronę mechanicznych złośliwości oraz sprostowań. Nie można przy tym nie docenić pracy, jaką włożyła w przyswajanie charakterów obsada aktorska z Jankowskim i Błęcką-Kolską na czele. Bardzo udane epizodziki zaliczają też Krzysztof Globisz z Wojciechem Mecwaldowskim.
Jan Jakub Kolski skonstruował zatem tytuł pewny swej wartości, jednocześnie otwarty na szerokie spektrum odbiorców. Jest to w rzeczywistości alternatywna historia, której przygnębiający klimat nie odstrasza, ponadto atrakcyjność formy współgra z ambicjami reżysera. Pomimo troszkę przekombinowanego sposobu zakończenia filmu, nie dochodzi do przeintelektualizowania treści, która swoją prostotą przekazu potrafi wpłynąć na widza. „Ludzie zabijają ludzi”, a „oficer musi umrzeć w oficerkach” – jeśli takie hasła działają w trakcie seansu, to znaczy, że ktoś musiał postawić pod nimi bardzo solidny fundament.
ZWIASTUN
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
ocena
Dyskusja