W 80 filmów dookoła HBO to seria, która ma na celu przybliżyć użytkownikom tej platformy streamingowej mniej lub bardziej znane filmy niezależne z całego świata, w pewien sposób wyróżniające się spośród całej masy dostępnych tytułów. Dziś przeniesiemy się na tereny Północnej Europy ze szczególnym uwzględnieniem krajów nordyckich. Miłej podróży!
I oddychaj normalnie (ISLANDIA, SZWECJA, 2018), reż. Isold Uggadottir
Z czym kojarzy nam się północ? Jeżeli znamy mapę świata, uważaliśmy na przyrodzie w podstawówce czy nawet oglądaliśmy Grę o tron – odpowiedź wydaje się dosyć prosta. Przekraczając nawet pewną stereotypową barierę, Skandynawia kojarzy nam się z przeszywającym zimnem. Niska temperatura oraz towarzyszący jej mocny wiatr to nie tylko elementy rozpoznawcze w samej sferze atmosferycznej (pogodowej), ale też środki stylistyczne obudowujące atmosferę filmową. Nie inaczej jest przy okazji filmu Uggadottira. I oddychaj normalnie pozycjonuje Islandię w kategoriach mocno izolatywnych. Sam fakt tego, iż jest to państwo wyspiarskie i dosyć samotne pod względem geograficznym, odnajduje w filmie porównania do klatki, do której klucz rzeczywiście istnieje, ale schowany jest na drugim krańcu świata. Wepchnięte do niej główne bohaterki, będące dla siebie materią obcą, całkowicie nieznaną, dzieli jedynie racja bycia zamkniętym w mroźnych czterech ścianach. Wystarczy ona do tego, by nawiązać swoistą nić porozumienia i dojść do kompromisu, dającego minimalną szansę ucieczki. Film święcił sukcesy zarówno na festiwalu Sundance, jak i na rodzimej ziemi, którą tak przerażająco w swych środkach przedstawił.
Heavy Trip (FINLANDIA, NORWEGIA, 2018), reż. Juuso Laatio, Jukka Vidgren
Surowość i pustota nordyckich równin nie musi być jednak tak ponura, co udowadnia kloaczne kino absurdu, w którym rolę główną gra „symphonic post-apocalyptic reindeer-grinding Christ-abusing extreme war pagan Fennoscandian metal”. Nieco niezdarne wędrowanie pomiędzy repetytywnymi żartami wydzielinowo-erotycznymi nabiera więcej uroku im bliżej końca filmu, gdzie prymitywna podróż powoli przekształca się w narkotyczny trip, stawiający na pozytywne szaleństwo. Sklejenie ze sobą skandynawskich stereotypów z nerdowsko-metalową mitologią jakimś cudem okazuje się być trafionym pomysłem, donośnie egzaltującym marzycielską naturę ludzi niesłusznie wykluczonych ze społecznego obiegu. Jeżeli odwróci się Polowanie Thomasa Vinterberga, otrzyma się właśnie Heavy Trip, czyli tytuł, w którym wszelkie niesprawiedliwości i międzyludzkie niesnaski znajdują ujście. I to w rzece pełnej czarnego, mocno rynsztokowego humoru.
W cieniu drzewa (DANIA, ISLANDIA, 2017), reż. Hafsteinn Gunnar Sigurðsson
Pozostając w klimatach wszechobecnego zimna, mrocznego humoru oraz socjologicznych uwarunkowań konfliktu, wkraczamy na teren prywatny dwóch rodzin, których relacje cierpią ze względu na niemożność dogadania się w kwestii drzewa. Drzewa, którego strzelista korona rzuca cień na ganek, co uniemożliwia korzystanie z dobrodziejstw skandynawskiego słońca. Jeżeli wyczuwacie tu pewne konotacje do Samych swoich Chęcińskiego, to muszę was niestety zatrzymać. Tutaj sąsiedzkie kłótnie są ukorzenione nie tyle w wyrośniętej roślinie, co w niepogodzeniu się z demonami przeszłości, wyraźnie objawiającymi się teraźniejszości. Osobiste problemy okazują się idealnym pretekstem do wyżycia się na drugim człowieku, a złośliwości rodem z niewinnych komedyjek stopniowo tracą na swojej niewinności. Szokujące kino społecznej frustracji, absolutnie rażące w swej kulminacji i rozrywające w swej grotesce. A w stworzenie tegoż dysonansu filmopoznawczego wplątani są również Polacy – zarówno od strony produkcji, jak i operatorki (sugestywne zdjęcia Moniki Lenczewskiej).
Wakacje (DANIA, SZWECJA, 2018), reż. Isabella Eklöf
Nie wszystko jednak musi być tu tak monotematyczne w kwestiach scenerii, jak się wydaje. Wakacje to zdobywca Grand Prix Festiwalu Nowe Horyzonty, a jego akcja toczy się w Turcji, gdzie tytułowe wakacje odbywa główna bohaterka wraz z gangiem, do którego pośrednio przynależy. Nie jest ona natomiast przestępczynią, a jedynie partnerką mężczyzny uwikłanego w gangsterskie porachunki. Pobyt w pogodowo odmiennym środowisku staje się dla wielu okazją do wypoczynku. Ale nie dla protagonistki. Ta wciąż poszukuje samej siebie, a swoją wartość próbuje na nowo przenegocjować. Wdaje się w romanse, tańczy przed lustrem, a także zniża do paru radykalnych ruchów, aby choć na chwilę odciąć się od łatki pasożytniczej narkomanki. Ciepła paleta barw i iście tropikalne krajobrazy pełnią w dziele iluzyjną funkcję, bezczelnie kontrastującąc ze stanem psychicznym głównej bohaterki. Północny chłód odnaleźć można wewnątrz samej postaci, a jej brak zdolności do niezależnego życia staje się wyjściową do dalszych rozważań nad portretem społeczeństwa niezdrowo posłusznego, żałosnego, taplającego się we własnej niedoli. Nastrój kina skandynawskiego zawarty na zupełnie odmiennym terenie.
Dyskusja