„Dramat. Film o miłości i seksie na kwintet smyczkowy, w pięciu aktach, z prologiem, interludium i epilogiem” – taką zapowiedź filmu otrzymujemy w jego prologu. W tle wabiąco przygrywają smyczki. Pierwsze dwie obietnice zostały spełnione w pierwszych sekundach produkcji. Alejandro Fernández Almendras, chilijski reżyser, zdaje się składać obietnicę dobrze dopracowanego dzieła.
Trwają wstępne przygotowania do wystawianej za kilka tygodni sztuki. Właściwie nic szczególnego się nie dzieje. Nie jest zabawnie, nie jest radośnie, nie jest smutno, nawet nie zanosi się na to, aby było ciekawie. Z obietnicami twórców filmowych, o czym niejednokrotnie mieliśmy okazję się przekonać, bywa różnie. Szczególnie, jeśli już na wstępie usilnie próbują coś udowadniać. Gdyby tego było mało, Dramat (aka Hra) został umieszczony w gatunku „romantyczny”, a nawet „komedia obyczajowa”, możemy się więc poczuć odrobinę wodzeni na nos, ale zamknięcie w tej konwencji gatunkowej nie oznacza, że brakuje w nim momentów dramatycznych. Nikdo nic neví, ale warto zostać przed ekranem, jest to bowiem czeskie kino, a to z reguły odrzuca wszelkie konwenanse i w mniejszym lub większym stopniu zaspokaja kinofilski apetyt.
W Dramacie obserwujemy twórcze zmagania Petra (Jirí Mádl), młodego reżysera teatralnego, który podjął się wystawienia starożytnej greckiej sztuki opartej na „Fedrze” Eurypidesa. Zawodowe ambicje wyraźnie przerastają nowicjusza. Kreowanie wizerunku perfekcjonisty oraz próba kierowania ekipą, której działania nigdy nie są do końca przewidywalne, sprawiają, że co rusz wszystko wymyka mu się spod kontroli. Tym bardziej, że rola reżysera nie jest jedyną życiową misją bohatera. Współpracownicy przychodzą i odchodzą, kobieta raz jest wsparciem, raz bezlitośnie wprowadza Petra w letargiczny nastrój, dodatkowo kwestie finansowe zdają się niepewne. Mężczyzna stara się grać pierwsze skrzypce, jest jednak zależny od wszystkich wokół, a ci mają wobec niego ogromne wymagania. Mimo wszystko życiowy spektakl trwa dalej, co znajduje wyjaśnienie w eurypidesowym dziele: „smutno jest czekać na katastrofę, która kompensuje brak odwagi”.
Film Almendrasa wydaje się bardzo osobistym tworem. Reżyser podchodzi do niego z sumiennością, podobnie jak główny bohater do swojego spektaklu, a wszelki chaos, jaki pojawia się na ekranie, sprawia wrażenie w pełni kontrolowanego. Albo może ma takie sprawiać, a my mamy to wybaczyć i dlatego w pewnym momencie ustami Petra Almendras mówi wprost, co chciał przestawić swoim widzom. Podczas seansu otrzymujemy to, co mieliśmy otrzymać, tylko, zgodnie z zamierzeniami, trochę bardziej skomplikowane i trochę mniej dosłowne. Jirí Mádl, który jest nie tylko młodym aktorem, ale też reżyserem i scenarzystą, w roli zagubionego skrupulanta lub, jak kto woli, nieustępliwego marzyciela, odnajduje się wyśmienicie. Do samego końca precyzyjnie włada każdym gestem i postawą. Równie wdzięczni są drugoplanowi aktorzy, a ich role, choć nienachalne i skromne, pozostają w pamięci.
Choć niektórym czeskie kino kojarzy się z nic nie wnoszącym banałem, zdecydowanie warto dać Dramatowi szansę. Mimo dobitnego określenia tematyki i prostoty, nic nie stoi na przeszkodzie, by odebrać film wielorako. Można potraktować go jako małą lekcję pokory i lekką czeską komedyjkę, stworzoną ku pokrzepieniu serc. Alejandro Fernández Almendras daje nawet więcej, niż obiecał. W filmie jest nie tylko obiecana miłość czy namiętność, ale też multum nadziei i wiary w możliwości swoje i innych. I jest kwintet smyczkowy. Prolog. Pięć aktów. Interludium. Epilog.
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Dramat
Dyskusja