ÁGA – recenzja

Ága – mroźne kino powolne („slow cinema”) stworzone w koprodukcji Francji, Niemiec i Bułgarii – po raz pierwszy zostało zaprezentowane publiczności podczas zeszłorocznej edycji Berlinale, gdzie było filmem zamknięcia. Polscy widzowie mieli okazję zapoznać się z filmem niedługo później, gdyż znalazł się w programie festiwalu Nowe Horyzonty. W trakcie letnich upałów osadzona w zimnej scenerii produkcja świetnie sprawdzała się jako „ochłonięcie” i zastępowała zimny ręcznik na karku między jednym, a drugim filmem, jak jednak będzie teraz? Od 25 stycznia za pośrednictwem Stowarzyszenia Nowe Horyzonty w kinach studyjnych może obejrzeć go już każdy, choć jak to z tymi „mniejszymi” filmami bywa, nakład jest bardzo ograniczony w porównaniu do wysokobudżetowych produkcji. Czy jest to więc propozycja warta waszej uwagi i czasu? Na pewno nie w przypadku, gdy jesteście zmarzluchami – wtedy lepiej przygotować się na dodatkowe powianie chłodu przez immersyjny charakter całości. Pod tym kątem produkcja posiada parę cech wspólnych z kazachstańską Ajką, Aga jest jednak filmem bardziej dopieszczonym i przejmującym.

Głównymi bohaterami Ági jest starzejące się małżeństwo Innuitów – Nanook i Sedna, którzy żyją samotnie z dala od cywilizacji gdzieś na północy mroźnej Jakucji. Za dnia walczą o przetrwanie w lodowej tundrze, zastawiają pułapki na zwierzęta, wyprawiają skóry, łowią ryby i dbają o wzajemne bezpieczeństwo, nocami zaś opowiadają sobie przeróżne historie i wspominają tytułową Ágę – czyli córkę, która opuściła ich jakiś czas temu w celu podjęcia pracy w bardziej ludzkich warunkach, przerywając rodzinną tradycję. Większość czasu trwania filmu obserwujemy życiową rutynę postaci oraz ich zmagania, by przeżyć kolejny dzień – jak wskazuje sam gatunek, w przypadku Ági nie mamy do czynienia z kinem pełnym wielu zwrotów akcji. Nie znaczy to jednak, że z ekranu dosłownie nie kipi od emocji, gdyż produkcja bułgarskiego twórcy Milko Lazarova to wzruszająca i angażująca historia rodzinna, która oczarowuje swoją prostotą i warstwą wizualną. To również jeden z tych filmów, gdzie najważniejsze zostaje niewypowiedziane – pierwsze dialogi zostają wygłoszone dopiero w około piętnastej minucie filmu – myśl przewodnia nie zostaje nam więc podana na srebrnej tacy, ponieważ, jak dobrze wiemy, to właśnie milczenie jest złotem i samo w sobie zawiera nieraz więcej treści, niż niepotrzebne rozmowy.

Pod kątem technicznym Ága to czysta perełka – majestatyczne, bogate w szczegóły zdjęcia rosyjskiego, śnieżnego krajobrazu często zapierają dech w piersiach i świetnie komponują się z opowiadaną historią. Reżyser nie szczędzi nam pięknych widoków, nie boi się też jednak zabawić z widzami estetycznie, wplątując gdzieniegdzie ujęcia nacechowanie turpistycznie – martwe zwierzęta leżące w kałuży purpurowej krwi, kontrastujące z oślepiająco białym śniegiem, to chleb powszedni. Sceny z naturalnego środowiska Innuitów nakręcone są tak realistycznie i naturalnie, że w pierwszej chwili Ágę można by pomylić z przedstawicielem kina dokumentalnego najwyższej klasy. Dużo pracy włożono w świetną realizację dźwięku – patroszenie zwierząt jeszcze nigdy nie brzmiało tak realistycznie. Wielkie brawa należą się również scenografom i ekipie odpowiedzialnej za kostiumy, koncertowo spisuje się także niewielka obsada, która zdaje się doskonale rozumieć koncept reżysera i odgrywa swoje role bez cienia fałszywej nuty. Z dużym szacunkiem została potraktowana również kultura Innuitów – postaci mówią po jakucku, a w swoich opowieściach często nawiązują do elementów charakterystycznych dla nich mitologii.

Scenariusz napisany przez Lazarova przy pomocy Simeona Ventsislavova jest bardzo prosty i konkretny, przez co nie tracimy skupienia nad historią aż do jej emocjonującego finału. Nie jest to długi film – czas trwania ledwo przekracza standardowe półtorej godziny – lecz mimo tego widzowie nieprzyzwyczajeni do specyfiki slow cinema mogą w pewnych momentach poczuć się mocno znużeni. Przyznaję, że z początku też nie do końca potrafiłem w pełni wciągnąć się w tę opowieść, lecz gdy już „zaskoczyło”, to bez reszty – snuta przez reżysera baśń jest bardzo satysfakcjonująca i dająca do myślenia, choć nie ma co ukrywać, że dość żmudna. To opowieść o przerażająco potężnej sile samotności, z którą w pewnym momencie życia musi na swój sposób rozprawić się każdy człowiek. Surowa sceneria otaczająca postaci grane przez Mikhaila Aprosimova i Feodosię Ivanovą idealnie ilustruje więc stan ich duszy oraz wewnętrzną walkę, która może nie jest widoczna na pierwszy rzut oka, lecz wyraźnie towarzyszy im od samego początku trwania obrazu. Lecz czy tę walkę można kiedykolwiek wygrać?

Ága to naprawdę ciekawa propozycja i jak na razie jeden z lepszych filmów, jakie trafiły na polskie ekrany w niedawno rozpoczętym 2019 roku. Jeśli cenicie sobie egzotyczne, niebanalne i wrażliwe kino, które rządzi się swoimi prawami co do narracji i tempa opowiadanej historii, nie mogliście trafić lepiej. To opowieść dla wytrwałych, lecz zdecydowanie wynagradza daną jej szansę i cierpliwość.
 

ZWIASTUN

 

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • ocena
Exit mobile version