AJKA – recenzja

Gdy widzimy za oknem pierwsze oznaki nadchodzącej zimy –  niezależnie od tego, czy jesteśmy fanami tej najzimniejszej i wyjątkowo surowej pory roku – całe nasze ciało zostaje zalane przez falę ulgi, a dusza znajduje ukojenie, które będzie jej towarzyszyć aż do samego Nowego Roku. Dlaczego? Mimo, że najbliższe kilka miesięcy pełne będzie niedbale narzucanych szalików i mokrych od mieszanki śnieżno-błotnej butów, w głębi duszy czujemy satysfakcję ze swego rodzaju domknięcia; rok właśnie dobiega końca, a wszystkie nasze troski powoli prześlizgują się z jednego kalendarza na drugi. Perspektywa spędzenia wolnych chwil z rodziną czy po prostu odpoczynku dodaje nam dodatkowej siły, dzięki której pierwsze mrozy stają się o wiele bardziej do zniesienia. Czy jednak taki stan rzeczy dotyczy każdego? Wiecznie zabiegani i zajęci własnymi, wymagającymi dużych pokładów energii życiowymi sprawami często zapominamy, że gdy dla nas (w większości przypadków) nadejście zimy wiąże się ze świątecznym przepychem i psychicznym odpoczynkiem, w tym samym czasie dla tych mających mniej szczęścia jest całkiem odwrotnie. Ujemne temperatury utrudniają snucie się od miejsca do miejsca w poszukiwaniu sensu i środków do życia, a chłód nie bije tylko od nieszczelnych okien, ale również serc mijanych przechodniów. Właśnie taką, mniej atrakcyjną rzeczywistość prezentuje nam w swoim najnowszym filmie Sergei Dvortsevoy, którego „Ajka” – jeden z tegorocznych kandydatów do Złotej Palmy – przypomina nam, jak często nie doceniamy w życiu tego, o co inni zmuszeni są walczyć.

Tytułowa bohaterka, w którą brawurowo wciela się Samal Eslijamova (nagrodzona dzięki roli Ajki Złotą Palmą dla najlepszej aktorki) to młoda, kazachstańska imigrantka próbująca odnaleźć swoje miejsce w miejskim zgiełku Moskwy – miasta możliwości, jak nazywa go jedna z postaci. Mieszkanie nielegalnie dzieli z wieloma takimi jak ona; osobami, które przyjechały spełnić swój „rosyjski sen”, lecz cały ich dobytek nie liczy niewiele więcej, niż dwa metry wynajętej podłogi. Film rozpoczyna się mocną sceną, podczas której Ajka ucieka ze szpitala, zostawiając swoje nowonarodzone dziecko. Następnie śledzimy jej losy przez kilka kolejnych dni, cały czas znajdując się za plecami bohaterki, co pozwala nam kompletnie zanurzyć się w jej życie codzienne. A zdecydowanie jest w co się zanurzać; przed przystąpieniem do tego lepiej wziąć jednak głęboki oddech, bo seans nie należy do najprzyjemniejszych. To film ciężki i autentyczny, a podążanie za Ajką jest na tyle immersyjne, że z ekranu dosłownie czujemy płynące w naszą stronę zimne powietrze. Z czasem dowiadujemy się kolejnych faktów z życia młodej kobiety, co rzuca nowe światło na jej początkową decyzję, którą reżyser postanowił nas zaatakować już na samym początku. Jaki miał w tym cel, i czy Ajkę można usprawiedliwić? A jeśli tak, to jaka jest nasza własna granica postępowania, gdybyśmy znaleźli się na jej miejscu? Te i inne pytania to z pewnością ciekawe punkty wyjścia do późniejszych refleksji.

Poza Samalą jednak, świetną robotę robi tutaj także drugi plan – wszyscy bohaterowie, z którymi Ajka wchodzi w interakcję doskonale wykorzystują dany im krótki czas ekranowy. Jest to zasługa zarówno przemyślanego i dobrze skonstruowanego scenariusza, jak i umiejętnej reżyserii, pod wpływem której aktorzy odgrywają dane im role bardzo naturalnie i przekonywująco. Tutaj każdy ma swoje pobudki; każdy zmaga się z własnymi problemami i każdy ma powody, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. W pewien sposób przypomina to filmy noir – Sergei nie czyni ze swoich bohaterów kukiełek służących moralizatorskiej lekcji na temat sytuacji marginesu społecznego, tylko pozwala nam znaleźć się wewnątrz jednego z nich. Takie podejście do tematu skutkuje występowaniem często długich i bardzo obrazowych scen; jedną z nich jest moment, gdy obserwujemy Ajkę podczas jednej z jej nielegalnych prac. Chyba nigdy wcześniej nie widziałem na ekranie tak długiej i działającej na zmysły sekwencji uboju kurczaków.

Ciężko też do czegokolwiek przyczepić się w kwestii wizualnej. Jednym z ciekawszych zabiegów jest, częściowo wspomniana już wcześniej, bliska relacja kamery z postacią głównej bohaterki; przez pewien rodzaj klaustofobii w kadrach uzyskujemy świetny efekt jeszcze większego zaangażowania, wynikającego z oglądania świata Ajki. Pozwala to zbudować z nią bliższą relację i nadaje dodatkowej dynamiki całej historii. Całość jest również bardzo sprawnie zmontowana, przez co tempo pozostaje niezaburzone i płynne.

Mimo tego wszystkiego szkoda jednak, że nie pokuszono się o pójście krok dalej. Przedstawienie życia kazachstańskiej mniejszości narodowej w dużym, rosyjskim mieście na pewno wiąże się jeszcze z wieloma tematami wartymi przeniesienia na ekran – ich wyodrębnienie od „jedynej słusznej” części społeczeństwa faktycznie, jest zaakcentowane, zostawia widza jednak z pewnym uczuciem niedosytu. Z jednej strony dobrze, że wszystko konsekwentnie związane jest z postacią Ajki; historia jest przez to spójna i odpowiednio skupiona. Z drugiej –  żałuję, że gdy Dvortsevoy ma już moją uwagę w pełni, to zamiast wykorzystać ten fakt i dalej trzymać mnie za gardło, po prostu puszcza i częstuje szklanką wody. Jestem wdzięczny, że mnie nie udusił, ale też okropnie ciekawy, co by się stało, gdyby potrzymał mnie tak jeszcze jednak odrobinę dłużej. Bo nie co ukrywać, że chwycić potrafi.

„Ajka” to jeden z filmów, który wszedł do dziewiątki kandydatów ubiegających się o nominację do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. I po tym, co obejrzałem nie zdziwiłoby mnie, jakby nominację otrzymał – to dobry i mocny obraz o ważnej tematyce. Zdecydowanie warto poznać historię Ajki, mimo że do bardzo dobrego poziomu brakuje jej jednak odrobiny ikry.

 

ZWIASTUN

 

Recenzja

3,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • ocena
Exit mobile version