ALL YOU CAN EAT BUDDHA – recenzja [MFF Nowe Horyzonty 2018]

Surrealizm w Hotelu Palacio

,,All You Can Eat Buddha” jest kanadyjsko-kubańską surrealistyczną komedią. Choć jest to jeden z tych filmów, które nie lubią być szufladkowanie. I słusznie! Specyficzny, nieoczywisty i oryginalny do granic możliwości. Rozum zaczyna szwankować wraz z rozwijającą się fabułą filmu, a pytania poczynają się mnożyć. Intryguje czy irytuje – bywa, że odczuwa się obie te skrajności równocześnie. Sześciokrotnie nominowany do Canadian Screen Awards i mimo, iż nie zdobył żadnej nagrody, słusznie zwrócił na siebie uwagę publiczności.

 

Akcja rozgrywa się w typowo wypoczynkowym Hotelu Palacio. Idealnym na tygodniowy wypad, by w dzień opalać się przy basenie lub próbować swych sił do rytmów salsy na plaży, a wieczorem podziwiać hotelowe ,,showtime!” z piękną choreografią i fajerwerkami. Wczasowicze rozpoczynają swój odpoczynek. Jednak wśród nich zawsze zdarzają się odludki. Nie pasując do całej cieszącej się swym pobytem reszty zwracają na siebie uwagę, choć zdają się robić wszystko, by było wręcz przeciwnie. Taki jest Mike (znakomity Ludovic Berthillot). Całymi dniami przygląda się falom oceanu, spaceruje, leży w łóżku. Wydaje się spędzać wakacyjne chwile na raczej nudnym egzystowaniu niż letnim szaleństwie. Niespodziewanie, jego pobyt w Hotelu Palacio przedłuża się na czas nieokreślony. ,,»Poszukiwacz przygód?« »Wręcz przeciwnie«”.

 

Niespieszna akcja filmu zdaje się współgrać z charakterem głównego bohatera, ociężałego Mike’a w lnianej koszuli. Stwarza to niepowtarzalną atmosferę intymności między dziełem a jego własnym podmiotem. To pośrednio wprowadza widza w poznanie wnętrza Mike’a, które ten skrywa za kamienną twarzą. Widz zostaje zaproszony do enklawy Hotelu, która od teraz staje się mikroświatem również dla niego. Miejscem wypełnionym skomercjolizowaną rozrywką pogardzaną przez Mike’a, a zarazem miejscem, które wydaje się rządzić własnymi zasadami egzystencji jednocześnie pozostając pod wpływem rewolucji świata zewnętrznego. Dzięki temu, wraz z tokiem akcji zauważamy niemal domową atmosferę ogarniającą cały kompleks. Główny bohater nie jest już dłużej gościem, a raczej członkiem drużyny. Właśnie! Główny bohater…

 

Gigant, obżartuch, zbawca, cudotwórca – kim jest Mike? Ciężko stwierdzić, czy kiedykolwiek się tego dowiemy. Bez dwóch zdań – był, jest i będzie zagadką. Nie tylko dla nas, ale i dla wszystkich gości Hotelu Palacio. Jego los odmienia się po uratowaniu pewnej niezwykłej osobistości. Niech to Was jednak nie zmyli! W tej komedii brak bohaterskich akcji czy czerwonych peleryn, nie ma w niej patosu czy wielkich słów. Choć warto przyznać, że jest to ogromną zaletą. Szczególnie, jeśli jesteście nimi tak przesyceni, jak Mike znudzony był atrakcjami hotelowymi.

 

Niezrozumiałe, nieoczywiste, nadrealne – takie jest dzieło Iana Lagarda. Wątek fantastyczny przez cały film prowadzony jest niezwykle umiejętnie. Staje się on częścią realizmu Hotelu Palacio, częścią niezrozumiałej rzeczywistości. Nie wiem co wydaje mi się bardziej niepojęte. Fantastyka i surrealizm tej opowieści czy rzeczywistość pełna gry, do której co dzień musieli zmuszać się członkowie hotelowej załogi. Tworząc fantazję dla swych gości, wszyscy wpadli w sieć surrealizmu, która, jak fale, delikatnie zaciągała ich w głębię oceanu. ,,All You Can Eat Buddha” z pewnością nie jest filmem dla wszystkich. Może zirytować, znudzić, zdenerwować czy oburzyć. Ale czy właśnie nie takie powinno być dzieło sztuki? Obruszyć swego widza? Tajemniczość tego filmu wzbudza pragnienie logicznego zrozumienia tego, co widzi się na ekranie. Nie takie jest jednak zadanie owego utworu. Jako ludzie, wszystko pragniemy racjonalizować. ,,All You Can Eat Buddha” twierdzi, że nie wszystko powinniśmy. Czy słusznie? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Wam i Waszej ocenie. Ale proszę o jedno, oceńcie go dopiero po obejrzeniu.

 

,,All You Can Eat Buddha” nie stał się moim ulubionym filmem, lecz niezwykle doceniam brak jakiejkolwiek prostolinijności w nim. Surrealizm czy to w malarstwie, czy na ekranie ma swoich przeciwników i zwolenników, lecz niezmiennie jest sztuką piękną i wielką. Polecam ten film szczególnie tym, którzy poszukują odmienności w kinie, bądź nieco tajemniczości w turystycznym kurorcie. Polecam go również wszystkim tym, którzy chcą spróbować nowości i potrzebują odmiany od świata Hollywood, aby wsłuchać się w poetycki głos i leniwy szum fal.

Exit mobile version