CÓRKA TRENERA – recenzja

W Polsce bez wątpienia brakuje pogodniejszego kina z arthousowym zacięciem. Tę niszę postanowił wypełnić Łukasz Grzegorzek, którego oba filmy, zarówno niezbyt udanego debiutanckiego Kampera jak i wchodzącą do polskich kin Córkę trenera, można do tej kategorii zaliczyć. Polskim Linklaterem w dalszym ciągu trudno go nazwać, ale warto zanotować pewien rozwój w jego artystycznych dokonaniach.

Osią fabularną filmu jest relacja pomiędzy 17-letnią Wiktorią, a ojcem i trenerem. Wiktoria jest nieźle rokującą tenisistką i spędzają wakacje, jeżdżąc razem po kolejnych turniejach. Całe ich życie podporządkowane jest tenisowi, wszystkie posiłki przygotowują sami, a rytm dnia wyznaczają kolejne treningi. Ich funkcjonowanie zaburza Igor, trochę starszy od Wiktorii tenisista jeżdżący na te same turnieje. Psuje do zarówno bardzo bliską relację Wiktorii z ojcem jak i jej zapał do gry. Całość jest całkiem składna i sensowna, ale powtarzają się tez niedociągnięcia znane z Kampera, scenarzyści zamiast skupić się na jednym wątku skaczą pomiędzy różnymi rzeczami i wszystko wydaje się potraktowane dosyć powierzchownie. Relacja Wiktorii i Igora jest dosyć płytka i mało wiarygodna, tak samo relacje Macieja(ojca) z Igorem i poznaną na campingu Kamilą. Oprócz relacji film w pewnym momencie skupia się na kontuzji Macieja i pokazuje ją widzom jakby to był koniec świata, żeby później o niej zapomnieć na resztę filmu. To wszystko by nie przeszkadzało, gdyby nie dialogi. Są nierówne i w niektórych momentach wypadają sztucznie.

Reżyserko jest trochę lepiej. Twórcy na szczęście zrezygnowali z niepotrzebnego w Kamperze formatu panoramicznego i „Córka trenera” jest kręcona już w standardowym formacie 16×9, co wychodzi jej na dobre. Problemy występują natomiast przy inscenizacji. Sceny tenisa, które mogły być wielką zaletą filmu, gdyby twórcy poszli za przykładem chociażby Jestem najlepsza. Ja, Tonya i wykorzystali dynamikę tego sportu, która w połączeniu z odpowiednią muzyką i montażem mogła wnieść wiele do filmu. Niestety Grzegorzek z operatorką Weroniką Bliską zabawili się w Xaviera Dolana albo Kar Wai Wonga i postanowili przedstawić mecze jako majestatyczne widowisko nagrane w efekciarskim slow-motion z akompaniamentem muzyki klasycznej. Nie wychodzi to najlepiej. Fatalnie wypada też scena Kamili i Macieja w domku w lesie. Cringowy taniec i fatalnie dobrana muzyka tworzą nienaturalny, pretensjonalny nastrój niewspółgrający zupełnie z resztą filmu. Cały soundtrack zresztą nie stanowi zalety Córki. Występujące dwie lub trzy piosenki pisane specjalnie do filmu są brzydkie i niepotrzebne. Nie rekompensuje tego nawet obecność Zbysia Wodeckiego. Jedyną niezaprzeczalną zaletą tego obrazu jest aktorstwo. Jacek Braciak poniżej pewnego poziomu nie schodzi nigdy, a ze znakomitym skutkiem towarzyszy mu debiutująca Karolina Bruchnicka. Dzięki ich kreacjom całość wypada w miarę wiarygodnie i da się to oglądać.

Córka trenera na pewno jest krokiem w dobrą stronę, jeśli chodzi o lżejsze i niezakrapiane hektolitrami wódki ojczyste kino. Z konwencji coming of age można wyciągnąć jednak zdecydowanie więcej i dalej musimy poczekać na polski odpowiednik Lady Bird, czy Uczniowskiej balangi.
 

ZWIASTUN

 

Recenzja

2,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • ocena
Exit mobile version