CÓŻ ZA PIĘKNY DZIEŃ – recenzja

Opowieść o człowieku, który stał się symbolem dzieciństwa dla wielu mieszkańców Ameryki i o tym, jak uprzejmość i prostolinijność przezwyciężają cynizm.

Historia opowiedziana w filmie Cóż za piękny dzień wydarzyła się naprawdę. No, prawie naprawdę. W 1998 roku Esquire Magazine postanowiło wydać numer poświęcony amerykańskim bohaterom i jedną z osób wytypowanych do przedstawienia został właśnie Fred Rogers, gospodarz kultowego programu dla dzieci. Tekst, który ostatecznie przerodził się w okładkowy esej, napisał natomiast nie Lloyd Vogel a Tom Junod. Zmiana personaliów nie dziwi, życie osobiste dziennikarza zostało bowiem ukoloryzowane. Jak sam Junod żartuje: „Nie wdałem się w pięściówkę z moim ojcem na weselu siostry. Moja siostra nie miała wesela”. Całe tło dotyczące życia osobistego Vogela jest fikcją filmową, prawdą jest jednak to, że między nieco cynicznym dziennikarzem a dobrotliwym Panem Rogersem narodziła się przyjaźń, która trwała aż do śmierci tego drugiego w 2003 roku. 

Junoda słuchy o planach na film inspirowany jego artykułem doszły po raz pierwszy w 2014 roku. Cztery lata później do projektu wkroczył Tom Hanks, co stało się jasną przesłanką, że produkcja jest na ostatniej prostej, by dojść do skutku. Wybór Hanksa do roli jednej z najpoczciwszych postaci amerykańskiej telewizji zdaje się dość oczywisty – osoba Rogersa dość dobrze wpisuje się w emploi aktora. Sposoby zachowania, gestykulacji i wymowy oddane zostały perfekcyjnie – to zdecydowanie jedna z najlepszych ról Hanksa w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Czas pokaże, czy zapisze się ona w kanonie obok kreacji Forresta Gumpa czy Paula Edgecomba. Cała produkcja została zresztą zrealizowana z wyjątkową dbałością o szczegóły. Scenografia i czołówka Mister Roger’s Neighborhood odtworzone są praktycznie w skali 1:1. Jest to o tyle istotne, że film został pomyślany jako jeden z odcinków programu, w którym prowadzący przedstawia losy swojego przyjaciela, czyli Vogela właśnie. Tym samym ekran kinowy zostaje przemieniony w oldschoolowy odbiornik telewizyjny, a widz niejako wtłoczony w ciało malucha – Cóż za piękny dzień zdaje się kultywować powtarzaną przez Rogersa z uwielbieniem myśl, że każdy z nas był kiedyś dzieckiem i nie powinniśmy o tym zapominać. 

Ten osobliwy gospodarz telewizyjny o – jak by się zdawało – nieskończonych pokładach cierpliwości był wyświęconym prezbiteriańskim pastorem o muzycznym wykształceniu; życie postanowił jednak poświęcić nieco innemu zajęciu. Jak mówił: „Świat nie zawsze jest dobrym miejscem – to coś, czego dzieci uczą się same, ale potrzebują naszej pomocy, aby zrozumieć”. Jako Pan Rogers nakręcił blisko tysiąc odcinków, w których próbował pomóc wyjaśnić swoim małym widzom otaczający świat. Mówił do nich z szacunkiem i odwagą, nigdy nie bojąc się poruszać poważnych tematów jak chociażby śmierć, rozwód rodziców, nietolerancja. 

Jak wspominałam, film nakręcony jest w konwencji odcinka. Uznaję to za ciekawy pomysł, w dodatku bardzo dobrze zrealizowany. Z drugiej strony podczas projekcji przez długi czas czułam się mocno skonsternowana, odczuwając na przemian zdziwienie i wzruszenie, sympatię i zażenowanie. Cóż za piękny dzień momentami niebezpiecznie przybliża się do kina familijnego spod znaku Opowieści wigilijnej, próbując uczyć o kwestiach przecież dobrze znanych. Choć czy nie taki właśnie był cel twórców? Czy w ogóle dałoby się opowiedzieć historię Pana Rogersa inaczej niż jego własnymi środkami? Pamiętajmy, że nawet jeżeli postać ta nie budzi w nas specjalnych emocji, to dla rzeszy Amerykanów jest ona ikoną, a film możliwością osunięcia się w otchłań nostalgii i czasów dzieciństwa. 

Mimo nieco ambiwalentnych odczuć towarzyszących mi podczas seansu film Marielle Heller to wciąż jedna z ciekawszych biografii, jakie miałam okazję zobaczyć. W końcu który inny film przybliża widzowi swojego bohatera nie tylko poprzez zarysowanie jego biografii, ale także tworząc swoistą aurę, dającą namiastkę realnego obcowania z postacią? No i wiecie, czasem warto opuścić swój cyniczny pancerz, by dać się na chwilę ponieść dziecięcej naiwności.

Recenzja

3,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Cóż za piękny dzień
Exit mobile version