DZIĘKI BOGU – recenzja

Tylko nie mówcie nikomu

Molestowanie i gwałcenie dzieci przez księży, kwestia przez tyle lat trzymana wewnątrz grubych murów Kościoła, w końcu zaczęła docierać do coraz większej liczby niedowiarków. Znaczącą rolę w pokazaniu skali tego zjawiska odegrało kino i telewizja. Zwycięzca Oscarów Spotlight, bijący rekordy frekwencji w Polsce Kler oraz miniserial dokumentalny The Keepers, odbiły się szerokim echem, docierając do powszechnej świadomości widza. Twórcy przedstawiali ten sam problem w różny sposób. Raz sięgając po fabułę w formie dziennikarskiego śledztwa, innym razem dokument w postaci rzetelnego reportażu – Tylko nie mów nikomu. Kiedy pojawiła się informacja, że tematykę pedofilii w Kościele podejmie także, znany ze skłonności do zabaw formalnych oraz fabularnych wywrotek, François Ozon pozostało uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na kolejne oryginalne dzieło.

Dzięki Bogu tymczasem okazuje się dość powściągliwą opowieścią. Na różnych etapach historii poznajemy trzech dorosłych mężczyzn, którzy jako dzieci zostali wykorzystani przez ojca Bernarda Preynata. Na początku śledzimy losy Alexandre’a (Melvil Poupaud), który pozornie poradził sobie z traumatycznym przeżyciem. Ma żonę, pięcioro dzieci i dobrą pracę, jednak przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Z czasem postanawia on zwrócić się listownie do kardynała i wyjawić prawdę o czynach duchownego. W tym momencie reżyser zmienia perspektywę narracyjną, przerzucając rolę głównego bohatera z Alexandre’a kolejno na Françoisa (Denis Ménochet) i Emmanuela (Swann Arlaud) – pozostałe ofiary Preynata. Cała trójka ostatecznie jednoczy siły w walce o ujawnienie sprawy.

Zmiana perspektywy narracyjnej niestety obnaża słabości filmu Ozona. Wątki Françoisa i Alexandre’a nie są w stanie dorównać historii Emmanuela pod względem przedstawienia konsekwencji wykorzystywania seksualnego w dzieciństwie. Uraz psychiczny, dysfunkcyjne zachowanie noszące znamiona syndromu sztokholmskiego, frustracja, wybuchy gniewu przechodzące w wybuchy rozpaczy, niezdolność do budowania zdrowej relacji z partnerką. Swann Arlaud w pełni wykorzystuje swój aktorski potencjał. Prezentując całe spektrum emocji, czyni swoją postać niezwykle wiarygodną. Niestety wątek Emmanuela, mogący stanowić trzon fabularny filmu, wydaje się jedynie epizodem. Reżyser więcej czasu poświęca czytanej z offu korespondencji między Alexandrem a kardynałem na początku filmu, niż rozbudowywaniu charakterów i pogłębianiu psychologii postaci.

Dzięki Bogu traci najwięcej, kiedy zestawi się go z reportażem Sekielskiego, który momentami sprawia wrażenie jego dokumentalnego odpowiednika. To, co w Tylko nie mów nikomu jest jednak szczere i autentyczne, u Francuza wydaje się rozmyte i wtórne. Procedury przerzucania winnych z parafii do parafii, wstrząsające wyznania zgwałconych i molestowanych w dzieciństwie, konfrontacja z oprawcami wypierającymi się, bagatelizującymi, nierozumiejącymi wyrządzonych krzywd czy, co gorsza, obwiniającymi za wszystko swoje ofiary – wszystko to u Ozona jest mało wiarygodne i pobieżne.

Ostatecznie twórca U niej w domu nie był w stanie udźwignąć ciężaru poruszanego tematu. Nie udało mu się ani wejść w głąb swoich postaci, ani problemu zatajania pedofilii przez Kościół Katolicki. Jego film niezamierzenie może w pewnym stopniu przyczynić się do szkodliwego uodparniania widzów na patologię i skutki krzywdzenia dzieci. Na zjawisko, z którym, dzięki Bogu, walczy coraz więcej ludzi.

ZWIASTUN

Recenzja

2,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Dzięki Bogu
Exit mobile version