EKSTAZA – recenzja osobliwa [Fest Makabra 2019]

Nokautująca fala obłędu

Nie sposób było przewidzieć, do czego dojdzie. Ale nie było też drogi powrotnej. Sytuacja bez odwrotu. Rzeczywistość miesza się z narkotycznym koszmarem. Gdzie byłam, z kim byłam… co  z r o b i ł a m? Dlaczego za każdym razem budzę się cała we krwi? Dlaczego za każdym kolejnym razem mój obraz zyskuje nowy, genialnie potworny element, dzięki któremu blisko mu do arcydzieła? Dlaczego nie mogę usiedzieć w miejscu? Dlaczego, dlaczego, dlaczego…? Gdzie jest ta cholerna granica, którą notorycznie przekraczam? Nic już nie wiem. Ten stan kompletnie mnie od siebie uzależnił. Hadrian, dawaj więcej tego gówna.

Czym był dla mnie seans Ekstazy? Skokiem w przepaść. Dezorientującym, odrażającym i niekomfortowym. Do pewnego momentu film ogląda się bez mrugnięcia okiem (może jedynie z drobnym zmarszczeniem czoła przy lawinie wulgaryzmów, wydobywającej się z ust bohaterów) i nie kwestionuje się realizmu jego fabuły. Aż do pierwszego załamania. Główna bohaterka, artystka o imieniu Dezzy (grana przez Dorę Madison), cierpi na twórczą blokadę. Jest już grubo po ostatecznym terminie oddania swojego wielkiego dzieła. Płótno zajmuje całą ścianę jej mieszkania. Całymi dniami stoi przed nim i próbuje go skończyć, ale zupełnie jej to nie wychodzi, pomimo prób zainspirowania się ulubioną muzyką czy usilnego wytężania umysłu. Sytuacja znana zapewne większości z nas, która wydaje się dobrym pretekstem fabularnym. Właśnie, pretekstem. Jak utworzyć pełnometrażowy film z namiastki fabuły? Joe Begos spieszy z odpowiedzią. Otóż należy pociągnąć historię w kierunku diametralnie dla widzów nieodgadnionym. Szokować ich każdym następnym rozwiązaniem. Nie musiałam się na to godzić. Wygodne miejsce przed ekranem to przecież nie wagonik w wielkim domu strachów, z którego nie da się wysiąść. A jednak brnęłam w to dalej, mimo drażniącej każdy zmysł koncepcji filmu.

Pierwsza dawka tajemniczego narkotyku, który Dezzy dostaje od starego znajomego, Hadriana, sprawia, że dziewczyna za nic nie może sobie przypomnieć wydarzeń poprzedniego dnia i minionej nocy. Co ciekawe, za każdym kolejnym razem wielkie płótno w jej salonie zyskuje kolejne elementy, czyniące obraz coraz lepszym. Bohaterka zaczyna mieć także niepokojący pociąg do ludzkiej krwi. Jest coraz bardziej zdezorientowana, niespokojna i za nic nie jest w stanie odróżnić rzeczywistości od narkotycznej halucynacji. A tempo ani myśli zwolnić, wręcz przeciwnie – wciąż zyskuje na prędkości.

Ścieżka dźwiękowa w Ekstazie, wypełniona klimatem niepokornej sceny punkowej, pomaga przetrwać ten wyczerpujący wizualnie seans. Stylistyka horroru o wampirach przeplata się z wątkiem narkotycznego opętania. Struktury znane nam z różnych gatunków nakładają się na siebie. Dobrze, że Joe Begos skupia się głównie na maltretowaniu naszych biednych oczu, wymyślając coraz to nowe, wysmakowane turpistyczne sekwencje, gdyż jednocześnie pozwala odpocząć naszej psychice. Z pewnością nie jest to dzieło, które przez długi czas będzie zalegało w umyśle (przynajmniej w moim). Film jest jednym wielkim narkotycznym urojeniem, przepełnionym grubą warstwą erotyki, wypływającej zewsząd krwi i wydobywających się bez większego trudu wnętrzności. Da się bez problemu przespać noc po jego obejrzeniu, a na drugi dzień swobodnie wyrzucić go z pamięci. Jednak taki, a nie inny temat opowieści wydaje się kolejnym niepokojącym sygnałem na to, że ludziom brakuje inspiracji w rzeczywistości, którą znają. Nie uzyskują od niej wystarczającej ilości bodźców. Jest ona dla nich tematem wyczerpanym i tym samym bezużytecznym. Świat w swojej istocie nie jest w stanie dać im spełnienia, więc rozpaczliwie poszukują czegoś więcej i sięgają po środki ulepszające percepcję. Ale z jakim skutkiem?

 

ZWIASTUN

 

Recenzja

1,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Ekstaza
Exit mobile version