HISTORIA MAŁŻEŃSKA – zapis z sesji terapeutycznej

Terapeuta: Witam serdecznie wszystkich obecnych. Spotkaliśmy się tutaj, żeby rozwiązać kwestię związaną z pewną historią małżeńską. Mianowicie: okazało się, że w produkcję filmu Marriage Story (który od 6 grudnia możemy oglądać na Netfliksie), poza uznanym reżyserem kina niezależnego Noahem Baumbachem (Frances Ha, Opowieści o rodzinie Meyerowitz), rewelacyjnym duetem aktorskim – Adamem Driverem i Scarlett Johanson oraz całą gammą innych utalentowanych osób kina, zaangażowane były również komponenty pośrednie. Nie są to postaci nam kompletnie nieznane – mamy z nimi do czynienia bardzo często, również poza światem filmowym – sytuacja, która zmusiła nas do dzisiejszego spotkania, jest jednak zgoła wyjątkowa. Mianowicie, moi dzisiejsi pacjenci – Humor, Dramaturgia, Narracja i Uniwersalizm – nie mogą dogadać się w sprawie tego, który z nich odegrał w filmie największą, kluczową rolę; który sprawił, że obraz Noaha Baumbacha nieustannie zachwyca widzów, odkąd tylko zadebiutował na festiwalu w Wenecji i jest uznawany za jednego z największych graczy tegorocznego sezonu nagród, zdobywając nominację za nominacją na każdym liczącym się dla branży rozdaniu nagród. Podczas tej specjalnej, ufundowanej przez Gutek Film sesji terapeutycznej, damy szansę głosu każdemu z nich i wysłuchamy wszystkich bolączek, mając nadzieję, że uda nam się jakoś rozwiązać ten niezwykle uwierający ich problem.

 

Humor: Myślę, że jestem komponentem niezbędnym. Co by o mnie nie mówić – wywołuję poruszenie, sprawiam, że na twarzach oglądających gości maluje się rozbawienie oraz uśmiechy małe i duże. Przecież każdy uwielbia się śmiać, prawda? Nie oszukujmy się – każdy millenials z wyciągniętymi ramionami przyjmie dobrą, podkreślam: dobrą komedię, w każdej sytuacji, bez wyjątków, nawet jeśli zrobi to wbrew sobie. Nie od dziś wiadomo, że gdy nie wiesz, jak zareagować, najlepiej jest się po prostu zaśmiać. Noah wynajął mnie, żebym nasączył jego film sporą dawką humoru – i spełniłem swoją powinność, przeładowałem Historię małżeńską całym sobą, często bezczelnie wkraczając między sceny podniosłe i dramatyczne. To prawda, dzięki temu często wprowadzam widzów w zakłopotanie – czy wypada się śmiać, podczas gdy parę minut wcześniej odgrywająca się przed naszymi oczami scena mocno zaszkliła nam oczy? Cóż, od zawsze byłem bardzo bezkompromisowy i bezpardonowy – to dlatego robię tak dużą furorę na tym świecie.

Dramaturgia: Sądzę, że w użyciu mnie kluczowe jest zachowanie równowagi. Nie sztuką jest krzyknięcie: „Dramaturgio, no chodź tutaj, rozsiądź się wygodnie i zapełnij całą przestrzeń swoją przytłaczającą obecnością”. Nie zrozumcie mnie źle, mogłam to zrobić bez najmniejszego problemu – nikt nie wątpił w moje wątpliwości i wielu filmowców tak właśnie mnie stosuje, nie zachowując wspomnianego wcześniej balansu. Osobiście uważam, że bez sensu jest tylko biec i nie oglądać się za siebie. Wszyscy widzieliście przecież Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie, prawda? W każdym razie, moją największą zaletą jest to, że wybrzmiewam. Ściskam za gardło, wywołuję dyskomfort i daję dużą szansę na wykazanie się aktorom. Ach, Adam i Scarlett… Dawno nie pracowałam z tak utalentowanymi ludźmi. Doskonałe połączenie! Mówię wam, istna petarda – zwłaszcza w TEJ scenie. O tak, TA scena to małe arcydzieło – musiałam włożyć w nią więcej pracy, niż zazwyczaj. Pot, krew i łzy, słowo daję. Wszyscy byliśmy w trakcie jej powstawania w ogromnym stresie, ale udało się znakomicie. Poza tym, jestem w Historii małżeńskiej obecna niemal na każdym kroku – niemal dyszę na karki głównych bohaterów, towarzyszę im w filmie i poza nim; sytuacja jest wysoce dramatyczna i to nie tylko przez te dwie godziny, które wypuściliśmy w świat jako produkt końcowy, możecie mi wierzyć. Ale nie możemy pokazać wam wszystkiego. Jak już mówiłam: balans, balans i jeszcze raz balans. Co do atmosfery na planie, szczególnie polubiłam się z Humorem – sympatyczny gość, bez dwóch zdań nadajemy na tych samych falach. Byliśmy nawet na kilku randkach, trochę iskrzyło, ale wątpię, by wyszło z tego coś więcej. Wiecie, jak to jest z humorem i dramaturgią – dobrze się uzupełniamy, ale na dłuższą metę istniejemy tylko jako dwie odrębne jednostki, a nie dwie połówki tej samej całości.

Uniwersalizm: Nie zapominajcie o mnie. Cześć, Uniwersalizm, w skrócie możecie mówić Uniwersal. To właśnie ja sprawiam, że mimo przedstawienia historii konkretnego, rozwodzącego się małżeństwa w wieku około trzydziestu lat, w historii Charliego i Nicole każdy może odnaleźć cząstkę siebie i odnieść ich sytuację do własnych, mniej lub bardziej przykrych doświadczeń. To banał, wiem, przepraszam z góry, ale czy właśnie nie o to chodzi w sztuce? Jeśli jako widz możesz utożsamić się z tym, co przedstawiamy, tworzą się emocje. A wszyscy uwielbiamy odczuwać emocje, prawda? Silne emocje uzależniają i tworzą wspaniałe kinowe widowisko. Myślę, że z nimi też powinniśmy porozmawiać.

 

Terapeuta: Początkowo emocje też miały wziąć udział w tej rozmowie, ale wiecie, jak to z nimi jest – rzadko przychodzą na zawołanie.

 

Narracja: Uważam, że zignorowanie mojej roli byłoby wysokiej klasy zaniedbaniem. Już od samego początku stawiam dużą, grubą krechę pomiędzy głównymi bohaterami – Nicole i Charlie są dla całej historii równie ważni, istotne jest więc, aby widz miał szansę poznać ich jak najlepiej, a efekt ten uzyskamy przez wgłębienie się w ich codzienne życia w oderwaniu od siebie, poznanie ich nawyków i zachowań w otoczeniu innych ludzi wtedy, gdy nie tworzą całości; poznanie ich jako ludzi, gdy nie są małżeństwem, a indywidualnymi, pełnymi wad i zalet jednostkami. Wtedy to właśnie – kiedy ujrzymy ich przede wszystkim jako ludzi – mamy szansę jak najlepiej zrozumieć to, co próbuje za sprawą moją i pozostałych uczestników tejże rozmowy opowiedzieć wam Noah Baumbach.

 

Terapeuta: Dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Widać, że wszyscy – Humorze, Dramaturgio, Uniwersalizmie i Narracjo – nosiliście się z pewnymi myślami dłuższy czas; myślami, które rozpaczliwie chciały wydostać się na powierzchnię. Nigdy nie warto trzymać ich zbyt długo w sobie, pamiętajcie na przyszłość – od tego właśnie jest kino, aby dać im wszystkim upust i schronienie. Bo widzicie, moi goście – jesteście tak samo ważni. Gdy łączycie siły, efekt końcowy naprawdę zachwyca i zapada w pamięć. Historia małżeńska to zdecydowanie jeden z lepszych filmów mijającego roku, chociaż to przede wszystkim nie jest tylko film – to czysty triumf ludzkiej wrażliwości.

 

Exit mobile version