IKAR. LEGENDA MIETKA KOSZA – recenzja [44. FPFF w Gdyni]

Gdyby żył, miałby dziś 75 lat. Kariera Mieczysława Kosza skończyła się jednak zanim na dobre się zaczęła. Jego historię, subtelnie przyrównując do mitu o Ikarze, przeniósł na ekran Maciej Pieprzyca – film wchodzi do kin 18 października. 

Kosz był niezwykle utalentowanym pianistą i kompozytorem, nazywano go „romantykiem polskiego jazzu”. W dzieciństwie, w wyniku choroby, zaczął tracić wzrok. W wieku 12 lat stał się całkowicie niewidomy. Większości z nas jego nazwisko nie przywodzi prawdopodobnie żadnych skojarzeń. Okazuje się, że nawet sam Pieprzyca nie słyszał wcześniej o muzyku – w rzeczywistości historię genialnego artysty opowiedział reżyserowi Piotr Adamczyk (w filmie wcielający się w postać Bogdana Danowicza). Pieprzyca nie był początkowo przekonany do tej historii – przez wzgląd na stworzony sześć lat wcześniej film o chorym na porażenie mózgowe chłopaku, obawiał się przypięcia do siebie łatki twórcy lubującego się w opowiadaniu o niepełnosprawnościach. Również Dawid Ogrodnik, który zagrał postać Mietka (a wcześniej także Mateusza w przywoływanym Chce się żyć), wyrażał podobne zaniepokojenie o zaszufladkowanie. Ostatecznie twórcy odnaleźli w historii na tyle duży potencjał, że zdecydowali się przenieść ją na duży ekran.

W rzeczywistości główną bohaterką Ikara jest sama muzyka. Oczywiście wątków autobiograficznych – albo tych starających się za nie uchodzić – jest w filmie wiele. Historia Kosza w swym tragiźmie ma potencjał budzenia wzruszeń i twórcy bynajmniej nie zdecydowali się z niego zrezygnować. To w końcu łatwa przepustka do serc widzów. Film Pieprzycy to jednak obraz na wskroś muzyczny; sama historia niewidomego wirtuoza zdaje się być wtrącana pomiędzy wariacje jazzowe, nie zaś odwrotnie. To bardzo fajny zabieg, powala widzowi wsiąknąć w świat muzyki, odczuć ją na własnej skórze. 

Mój problem z tym filmem podobny jest do tego, z którym zmagałam się przy okazji Ostatniej rodziny Jana Matuszyńskiego. Znów mamy do czynienia z opowieścią jednoznacznie opartą na prawdziwej historii, która stara się imitować realne postaci, równocześnie dopuszczając się wszelkiego rodzaju zabiegów „upiększających”. Oczywiście to bardzo częsty zabieg w kinie biograficznym. Zarówno Zdzisław, jak i Tomasz Beksiński – czego nie możemy powiedzieć o Mietku – pozostawili po sobie wiele przekazów umożliwiających wgłębienie się w ich losy w celu twórczej analizy. Tak więc w przypadku Ikara postać wykreowana przez Dawida Ogrodnika jest czystą interpretacją – i biorąc pod uwagę liczne protesty osób, które Tomka Beksińskiego znały lub ceniły, zarzucających aktorowi przerysowanie swojej roli, to dobrze. Ja jednak jestem już nieco zmęczona wyrazistymi rolami, które nie pozostawiają miejsca na własne przemyślenia. Ogrodnik niewątpliwie dużo z siebie dał – wrażenie robi już sam fakt, że w żadnej ze scen nie został zastąpiony i wszystkie partie zagrał własnoręcznie – ale może jednak dał za dużo? Może warto było pozostawić widzom większe możliwości do budowania własnych wyobrażeń i oceny głównego bohatera? Ogrodnik zdominował tę postać i obawiam się, że w masowej pamięci Kosz już zawsze będzie tożsamy tylko z tą kreacją. To tylko moje zdanie, jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych zdecydowało się natomiast nagrodzić aktora statuetką za najlepszą rolę męską.

Ikar to film solidny, dobrze ukazujący swoją epokę, zmyślnie malujący obrazy dźwiękami, ale jednak nie porywający. Historie o umęczonych geniuszach widzieliśmy już nie raz i na pewno wielokrotnie jeszcze zobaczymy. 

ZWIASTUN

 

Recenzja

3 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Ikar. Legenda Mietka Kosza
Exit mobile version