KOCHANEK IDEALNY – recenzja

"Przyszłość nie jest w naszych komputerach, przyszłość jest w was".

Oglądamy historię młodej i ambitnej kobiety – Zoe (Léa Seydoux), która pracuje w firmie wykorzystującej sztuczną inteligencję w romantycznych relacjach międzyludzkich. Razem z Colem (Ewan McGregor), pomysłodawcą całej koncepcji,  zajmuje się głównie rozwojem trzech produktów: Maszyny, Farmaceutyków i Syntetycznych Towarzyszy (w skrócie „Syntetyki”). Maszyna jest programem zarówno dla singli, jak i par, który na podstawie szczerych odpowiedzi badanego na zadane mu pytania, ocenia procentową zgodność z drugą osobą. Farmaceutyki mają na celu zapewnienie parze takich uczuć, jak przy pierwszym zakochaniu. Syntetyki natomiast, są androidami z pełnym zestawem ludzkich cech, wspomnień oraz umiejętnością odczuwania. Mają spełniać funkcję idealnego partnera (stąd zapewne polskie tłumaczenie tytułu filmu, które, trzeba przyznać, znacznie spłyca jego wymowę).

Zoe postanawia sama poddać się badaniu przez Maszynę, co zdradza nam już pierwsze ujęcie filmu, umieszczone tam zupełnie niechronologicznie. Cole towarzyszy jej podczas całego procesu. Dziewczyna dość często zerka w jego kierunku – zupełnie jakby słysząc w padającym pytaniu słowo „partner”, automatycznie o nim myślała. Zyskujemy coraz więcej wskazówek, by stwierdzić, że Zoe darzy bohatera głębszym uczuciem. Jej żal i rozczarowanie są ogromne, gdy Maszyna uświadamia ją o zerowym procencie ich dopasowania z powodu „fundamentalnej niezgodności”. I tutaj pojawia się zagadka – jak to możliwe?

Relacja Zoe i Cole’a staje się głównym wątkiem filmu. Obserwujemy przeszkody, których doświadczają, na równi z magicznymi momentami wzajemnej bliskości. Pomimo stonowanej akcji, film nie ma jednego momentu kulminacyjnego. Jest ich kilka. Pojawiają się w sposób lekko zaskakujący, jednak wciąż płynny.  Twórca rezygnuje z nagłych zwrotów i wycisza emocje, a jednocześnie nie mamy wrażenia, że seans się ciągnie. Wpadamy w rytm, podążamy za historią postaci i nie chcemy ich opuszczać.

W Kochanku idealnym jest wiele finezyjnych rozwiązań formalnych. Jedne z tych, które przykuły moją uwagę, to ukazanie różnic między bohaterami za pomocą kontrastu ich mieszkań. W pełnym bibelotów domu Cole’a panuje ciągły nieład, a apartament Zoe jest schludny, uporządkowany i minimalistycznie urządzony. Twórca zadbał o to, by obydwoje zostali scharakteryzowani już na samym początku, chociaż jednak czujemy się bliżej Cole’a. Zapewne dlatego, że wydaje się nam bardziej ludzki. Bohater przychodzi z pracy do pustego, pogrążonego w półmroku mieszkania, nalewa sobie wina i puszcza Cigarettes After Sex z płyty winylowej. To przepis idealny na ukazanie życia samotnego, zatraconego w pracy mężczyzny w estetyczny i wysublimowany sposób. Warto też wspomnieć o niesamowitej roli luster, głównie w scenach, gdy Zoe patrzy na swoje odbicie. W każdej z nich jej spojrzenie jest podszyte innymi emocjami. Od codziennej neutralności aż po niepokój, zdezorientowanie, czy w końcu gorycz.

Kamera jest nieustannie w naturalnym rozedrganiu, a kadry są niesamowicie estetyczne i sterylne. Często wykorzystywanym tutaj elementem obrazu jest kolorowa gra świateł i neony, jednak wcale nie mamy wrażenia wizualnego przesytu, gdyż te rozwiązania fantastycznie komponują się z pastelowymi ujęciami. Muzyka bardzo delikatnie i trafnie zabarwia tło poszczególnych scen, tworząc przyjemny w odbiorze zestaw.

Kochanek idealny, mimo swoich ciepłych momentów, całościowo jest nieznośnie gorzki i smutny, potęguje wrażenie, że rzadko kiedy możemy doświadczać wielkich uniesień. Podobnie jak po seansie filmu Ona, dostajemy serię niepokojących refleksji – czy naprawdę powoli znieczulamy się na wszystko, co nas otacza? Czy naprawdę pewnego dnia już niczego nie poczujemy bez dodatkowych stymulatorów? Film zadaje też ważne, przyszłościowe pytanie o możliwość związania się człowieka z androidem. Na szczęście nie zostawia nas bez odpowiedzi.

 

Oglądaj na VoD

 

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Ocena
Exit mobile version