LARA – recenzja

Jan Ole Gerster, doceniony niegdyś przez publiczność i krytyków za swój fabularny debiut – komediodramat Oh, Boy! – znany też jako twórca jednego z segmentów Zakochanego Berlina, powrócił z nowym, tym razem całkowicie pozbawionym elementów humorystycznych, filmem dramatycznym – Larą.

Film przenosi nas do dnia z życia emerytowanej kierowniczki magistratu. Co kluczowe, nie jest to pierwszy lepszy moment wyrwany z życiorysu kobiety. Mamy okazję towarzyszyć bohaterce w dniu jej 60. urodzin. Jest to podwójnie newralgiczny czas, wieczorem ma bowiem odbyć się najważniejszy koncert fortepianowy w karierze muzycznej jej syna, Victora (w tej roli znany z wspomnianego wcześniej Oh, Boy! Tom Schilling). Mimo że brzmi to jak zapowiedź arkadyjskiego fragmentu z życia, tytułowa bohaterka jest daleka od sielankowego nastroju, co widać już w pierwszej scenie. To w niej zastajemy w łóżku rozbitą Larę, kierującą pusty wzrok na równie pustą, zimną ścianę. I to w niej jesteśmy świadkami tego, jak kobieta zbliża się do okna, bliska popełnienia samobójstwa.

Od dokonania tego czynu powstrzymują ją dobijający się do drzwi policjanci. Lara ma być świadkiem przeszukania mieszkania sąsiadów. W mieszkaniu tym spotykamy mężczyznę w wieku emerytalnym i jego problematycznego syna, który kąśliwie przypomina kobiecie o Victorze, z którym, co można wywnioskować po jej reakcji, relacja nie przedstawia się najlepiej. Gdyby tego było mało, jeden z policjantów nieświadomie wbija jej kolejną szpilkę, zachwycając się instrumentem umiłowanym przez jej potomka i dokonując opieszałej próby odtworzenia jednego z najpopularniejszych motywów muzycznych na świecie: „Dla Elizy” Bethovena. Im dalej w las, tym więcej nieprawidłowości w kontaktach z napotkanymi na życiowej drodze ludźmi wychodzi na światło dzienne. Mimo braku retrospektyw, co chwilę przenosimy się do przeszłości emerytki. Dzień sześćdziesiątych urodzin okazuje się dla niej czasem intensywnego mierzenia się z własnymi błędami i doświadczeniami, które przeszkodziły jej w realizacji życiowych celów.

Produkcja Gerstera jest pedantycznie poprawnym obrazem z bardzo dobrą obsadą. Niemiecki reżyser postawił w głównej mierze na doświadczonych aktorów. Corrinę Harfouch, odtwórczynię głównej roli, możemy kojarzyć między innymi z Upadku, w którym wcieliła się w postać Magdy Goebbels. Schilling bez zastrzeżeń sprawdził się w debiucie Gerstera, kunszt aktorski filmowego profesora Reinhoffera (Volkmar Kleinert) mogliśmy obserwować chociażby w Operacji Noah i Życiu na podsłuchu, a pełen uroku sąsiad Lary to nikt inny jak André Jung – Rolf z Ostatni gasi światło. Aktorzy bez wątpienia odnaleźli się w swoich rolach. Corrina jest perfekcyjna w przedstawianiu surowych kobiet, a kreacja apatycznej Lary po raz kolejny to potwierdza. Drugi plan także został od początku do końca potraktowany z należytą dbałością. Podobnie jak muzyka – film swoją precyzyjnie dobraną, składającą się z utworów muzyki poważnej, ścieżką dźwiękową w sporym stopniu powinien zadowolić niejednego melomana. Nie można też odmówić kunsztowności scenografii, w szczególności wymownemu wypełnieniu kolorystycznemu.

Za pełną ładu formą audiowizualną kryje się zacięta walka z wewnętrznymi słabościami. Meandry usilnie skrywanych emocji w połączeniu z chłodem płynącym z kadrów, dźwięków i ust bohaterów mogą jednak widzów momentami zmęczyć, a nawet irytować, a irytacja ta nie zostanie wynagrodzona zaskakującymi konkluzjami czy mobilizującymi niedopowiedzeniami – Lara jest filmem pozbawionym aluzji i podtekstów, niepozwalającym na mnogość interpretacji, z czym warto się liczyć przed decyzją o obejrzeniu go. Mimo wszystko produkcja ta ma swoje niewątliwie mocne strony – to kino dojrzałe, harmonijne i w pełni przemyślane, a sami bohaterowie są naprawdę wiarygodni. Film Gerstera ma też zauważalne elementy wspólne z jego debiutem, co może być zwiastunem dobrze dopracowanego, unikalnego stylu twórcy.

Film dostępny na: HBO GO

Recenzja

3 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Lara
Exit mobile version