MŁODY AHMED – recenzja

Oczy szeroko zamknięte

O braciach Dardenne zrobiło się głośno w 1999 roku, kiedy dość niespodziewanie zdobyli Złotą Palmę w Cannes za Rosettę. Od tej pory stali się niemal stałymi bywalcami Festiwalu w 2005 roku zgarnęli kolejną nagrodę za Dziecko, a w 2008 roku za najlepszy scenariusz do Milczenia Lorny. Kino Jeana-Pierre’a i Luca, będące kwintesencją minimalizmu, opowiada z pozoru proste historie, w których bohaterowie często uwikłani są w sytuacje bez wyjścia z powodów materialnych, kulturowych bądź prawnych. Są podstawieni pod ścianą zmuszani zostają do dokonywania moralnie wątpliwych wyborów, tak zwanego mniejszego zła. To kino społecznie zaangażowane, w którym – inaczej niż choćby u Kena Loacha brak jednoznacznych wniosków.

Najnowszy film belgijskiego duetu pt. Młody Ahmed to w zasadzie formalna i tematyczna powtórka z rozrywki. Tytułowy bohater (w tej roli świetny Idir Ben Addi), zagorzały wyznawca Islamu w jego najbardziej radykalnej formie, nie boi się publicznie przyznawać do popierania dżihadu oraz gardzenia kobietami. Każdy, kto choć w małym stopniu podważa jego światopogląd i wiarę, staje się potencjalnym wrogiem. Nieważne czy jest to nauczycielka arabskiego, czy własna matka. Jego oparty na nienawiści do innowierców radykalizm, pielęgnowany przez lokalnego imama, w końcu doprowadza do popełnienia przestępstwa. Uzbrojony w nóż Ahmed napada na nauczycielkę, za co trafia do zakładu poprawczego, by poddać się resocjalizacji.

Historia opowiadana przez Dardenne’ów mogła stworzyć pokusę do nakręcenia właściwie kilku tendencyjnych fabuł i z jednej strony opowiedzieć o nawracającym się grzeszniku, który przez brak ojca zmuszony jest do szukania zgubnych autorytetów, lecz dzięki pomocy placówki i psychologów, finalnie odnajduje ścieżkę miłości bliźniego. Z drugiej strony posłużyć jako pretekst do szerszego spojrzenia na proces kształtowania się struktur terrorystycznych w Europie, werbujących młodych, zagorzałych fanatyków. Reżyserzy poszli jednak zupełnie inną drogą. Jak zwykle nie dają prostych odpowiedzi, mnożąc jedynie pytania o przyczyny postępowania bohatera na poszczególnych etapach opowieści. Dzięki niemalże przyklejonej do jego pleców kamerze nie odstępujemy go na krok, wyciągając wnioski z pustego spojrzenia, posępnej twarzy, przede wszystkim zaś desperackich, konsekwentnych prób wypełniania swojego planu.

Ahmed nie ma bowiem zamiaru poddawać się resocjalizacji, sprytnie udaje skruchę. Jego niezłomności nie jest w stanie zachwiać ani brak wsparcia przestraszonego konsekwencjami imama, ani rozpacz matki, ani tym bardziej metody ośrodka. Psychologowie starają się bez większego skutku wywołać w nim poczucie winy informacją o kiepskim stanie psychicznym zaatakowanej nauczycielki. Dopiero córka gospodarza, którą bohater poznaje odpracowując swoją karę, ma szansę stać się kluczem do jego skostniałego serca. Dojrzewający chłopak konfrontuje swoje szowinistyczne poglądy z rodzącym się popędem do płci przeciwnej. Tylko czy naturalna potrzeba bliskości ma szansę przebić wewnętrzną skorupę tłumiącego wszelkie uczucia Ahmeda? Czy głęboko zakorzeniona ortodoksyjność odeprze atak na jego zdaniem ukształtowaną osobowość?

Bracia Dardenne tylko częściowo odpowiadają na te pytania, pozostawiając wątpliwości, które nie dają nam spokoju jeszcze długo po seansie. Po słabszej, przepełnionej frazesami Nieznajomej dziewczynie wracają do najwyższej formy, wyjeżdżając z tegorocznego Festiwalu w Cannes ze Złotą Palmą za reżyserię. Nagrodą w pełni zasłużoną, gdyż Młody Ahmed to istotnie przemyślana i genialna w swej prostocie historia, poprowadzona bez oceniania i zbędnego moralizatorstwa, która idealnie współgra z charakterem ich kinowego pisma. Powściągliwy obraz problemów najbliższego otoczenia skażonego chorą ideologią jednostki doskonale wpisuje się w ogólny zarys multikulturowej Europy. W gruncie rzeczy to jednak opowieść o ciężkiej do wyplewienia nienawiści, którą każdy nazywa imieniem swojego własnego boga.

ZWIASTUN

Recenzja

3,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Młody Ahmed
Exit mobile version