Każdy recenzent w zetknięciu z Obrazem pożądania powinien odczuwać lekki dyskomfort. Jak bowiem czuć się swobodnie w kontakcie z utworem, który bierze na warsztat toksyczne relacje sztuki i jej krytyki? Jak, nie popadając w śmieszność, napisać tekst krytyczny na temat filmu kpiącego z zawodu krytyka?
James Figueras (Claes Bang) to utalentowany, choć nieco skompromitowany krytyk sztuki. Wraz z przypadkowo poznaną Berenice (Elizabeth Debicki) przyjeżdża do włoskiej posiadłości milionera Cassidy’ego (Mick Jagger), by skatalogować jego kolekcję dzieł. Na miejscu okazuje się jednak, że prawdziwym celem wizyty ma być pozyskanie obrazu od równie słynnego, co tajemniczego surrealisty Jerome’a Debneya (Donald Sutherland). Proste? Tylko z pozoru, bo wokół bohaterów szybko zaciska się sieć niezdrowych ambicji i narcystycznych pragnień.
Treścią, by nie powiedzieć obsesją, filmu Giuseppe Capotondiego jest dialektyka twórczości artystycznej i działalności krytycznej, która – wedle Figuerasa – stwarza SZTUKĘ. W tej wizji obraz i słowo tkwią w nierozerwalnym klinczu, który, choć często niewygodny, warunkuje ich istnienie – przynajmniej według akademickich i galeryjnych standardów. Odzwierciedleniem tej tezy jest znakomita scena otwierająca film, która jak w soczewce skupia dywagacje o twórcach, krytykach, autentyczności, fałszu i komercjalizacji sztuki. Czy istnieje obiektywna wartość dzieł artystycznych? Czy krytyk jest dla sztuki akuszerem wydobywającym jej immanentne wartości, czy raczej makiawelicznym agentem na usługach skapitalizowanego światka marszandów i kolekcjonerów? Żyje ze sztuką w symbiozie czy jest raczej organizmem pasożytniczym, tak głęboko wrosłym w tkankę, że nie sposób go usunąć bez szkody dla żywiciela?
Obraz pożądania nie udziela jasnych odpowiedzi i nie podąża za oczywistymi rozwiązaniami fabularnymi. Capotondi pożycza sztafaż z kina gatunków, po czym z upodobaniem myli tropy i bawi się oczekiwaniami widza wykarmionego na thrillerach i filmach noir. Mamy tu poturbowanego życiem protagonistę, hitchcockowską blondynkę, ekscentrycznego milionera o niejasnych intencjach i dom na odludziu. Żaden z tych motywów nie jest jednak tym, czym się wydaje, a filmowi daleko do typowego kryminału. Reżysera nie interesują też puste zagrywki formalne – podważanie osądów widza nie służy jedynie atrakcji, a raczej odzwierciedla trudność w uchwyceniu natury sztuki.
Zasadą organizującą film Giuseppe Capotondiego jest opozycja oranżu i błękitu. Oryginalny tytuł filmu – i książkowego pierwowzoru – brzmi Herezja Oranżu Palonego i pochodzi od pewnego obrazu odgrywającego niebagatelną rolę w opowieści. Z kolei idealny błękit jest obiektem poszukiwań Debneya, który dostrzegł go tylko raz w życiu – patrząc na niebo poprzez wodę w basenie. Kolor błękitny to symbol transcendencji, absolutu, duchowości, a w kontekście filmu także mocy tworzenia i nieskażonej sztuki. A oranż? Można by się rozwodzić nad związkami tej barwy z niepohamowaną żądzą czy kunsztownym kłamstwem… ale można też po prostu dostrzec w nim pułapkę na zmanieryzowanych krytyków i docenić filmowy żart.
Z racji kameralnej fabuły i oszczędnej formy, ciężar filmu spoczywa na barkach aktorów, którzy bezbłędnie wywiązują się z powierzonych zadań. Po pamiętnym The Square, odgrywanie ról pretensjonalnych przedstawicieli świata sztuki Claes Bang ma już pewnie we krwi. Elizabeth Debicki znakomicie panuje nad zagadkową postacią Berenice i tworzy uroczy duet z Donaldem Sutherlandem intuicyjnie wcielającym się w rolę pozbawionego złudzeń artysty. Wisienką na torcie jest oczywiście Mick Jagger – o tym, że odgrywając ekscentrycznego bogacza, czuje się jak ryba w wodzie nie trzeba nikogo przekonywać. Zręczny casting powoduje, że nawet nieco zbyt rozwlekłe, „powieściowe” dialogi w ustach bohaterów pojawiają się z naturalnym wdziękiem.
Niech nikogo nie zwiedzie kameralność Obrazu pożądania – to tylko z pozoru prosta opowieść. Choć miłośnicy thrillerów mogą poczuć się zawiedzeni, w filmie mnożą się ukryte znaczenia i nieoczywiste wnioski. Wielowymiarowość filmu Capotondiego idzie w parze z przewrotnym podejściem do relacji artysta – krytyk – odbiorca. Przewrotnością, z której Marcel Duchamp mógłby być dumny.
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Obraz pożądania
Dyskusja