ODKRYCIE – recenzja

Nowy poziom egzystencji

Nie można brać odpowiedzialności za to, jak ktoś zinterpretuje twoje słowa. Tak samo – jak ktoś wykorzysta coś, co wynalazłeś. Lecz sprawa robi się skomplikowana, gdy nie jest to jedna lub dwie osoby, tylko aż cztery miliony. Wtedy dość oczywisty jest fakt, że wszyscy oskarżają ciebie i twój wynalazek. Czyż nie?

Film zaczyna się od wywiadu – zostajemy wrzuceni w środek fabuły, nie do końca jeszcze wiedząc, czego dotyczą oglądane przez nas wydarzenia. Naukowiec Thomas Harber (Robert Redford) odkrył istnienie pośmiertnego świata albo, jak sam mówi, „nowego poziomu egzystencji”. Dzięki swoim badaniom udowodnił, że w momencie śmierci, część naszej świadomości opuszcza nas i przenosi się na inny poziom. W wyniku tego odkrycia zarejestrowano kilka milionów samobójstw na całym świecie. Thomas, spytany, czy czuje się za nie odpowiedzialny, krótko odpowiada, że nie. Krótko po tym wyznaniu, na oczach kamer, zabija się jeden członków ekipy telewizyjnej. Jest to puenta całego wprowadzenia. Kadr zatrzymuje się na dłużej na przerażonej twarzy naukowca.

Potem historia zgrabnie przenosi się do jego syna Willa (Jason Segel) i nowo poznanej przez niego Isli (Rooney Mara), antyfanki grupowych samobójstw. Oczywiście wiemy od razu, że połączy ich coś więcej niż tylko jednorazowe przelotne spotkanie na statku, a mimo to, ich relacja pozostaje dość nieoczywista. Will nie przyznaje się, że ma cokolwiek wspólnego z Thomasem, jest to dla niego krępująca tajemnica. Śledzimy go, gdy za namową brata (Jesse Plemons), wraca w rodzinne strony, by pomóc ojcu w nowej odsłonie eksperymentu. To z jego perspektywy oglądamy dalsze wydarzenia i to z nim czujemy się najbardziej zżyci.

Dlaczego Odkrycie tak bardzo do siebie przyciąga? Oprócz poruszanego tematu, który wyzwala w widzu bezwiedny strumień refleksji, robi to głównie przez melancholijny, lekko depresyjny klimat, estetyczne niebieskawe i zamglone kadry oraz poetyckie ujęcia morza. Obraz jest w pewnym stopniu odrealniony, jest świadomym snem wykreowanym przez reżysera. Niespieszne tempo filmu, pomimo swoich niepokojących aspektów fabularnych, wrzuca nas w odpowiedni rytm odbioru. Efektów specjalnych i innych oznak wielkiego widowiska jest tu niewiele, co idealnie wpisuje się w warty docenienia minimalistyczny nurt kina science-fiction.

Jednym z najbardziej fascynujących obrazów w Odkryciu jest bez wątpienia nieprzerwane samobójcze ujęcie Isli wchodzącej coraz głębiej do wody, która przepięknie podmywa obiektyw kamery, dodając scenie dynamizmu i wrażenie realności. Następujący po nim szaleńczy ratunkowy bieg Willa z rozedrganej ręki operatora skleja całą sekwencję w niesamowicie emocjonalny i natchniony poemat.

Reżyser filmu, Charlie McDowell, to syn legendarnego aktora, Malcoma McDowella. Można śmiało rzec, że twórca dumnie przedłuża żywotność znanego nazwiska, kreując piękny obraz. Jason Segel, który zazwyczaj rozbawia nas do łez w rolach komediowych, w Odkryciu ukazuje swoje liryczne odbicie, które fascynuje (podobnież zaskoczył swoją kreacją w filmie Koniec trasy, gdzie wciela się w rolę wybitnego pisarza, Davida Fostera Wallace’a). Mimo tego, że w roli Isli, wolałabym zobaczyć Brit Marling (dużo bardziej pasowałaby do klimatu filmu), Rooney Mara dobrze sobie radzi ze swoją postacią, może tylko minimalnie ją spłycając.

Fabuła pod pozorem opowieści o nowym poziomie egzystencji po śmierci przemyca coś znacznie ważniejszego – życie w tu i teraz. Im dalej w las, tym bardziej film miesza nam w głowie, a ostatnie minuty wytrącają z równowagi. Ale przecież kochamy dzieła, które zostawiają w nas coś, nad czym warto się później pozastanawiać, prawda?

Recenzja

4,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Ocena
Exit mobile version