PODWÓJNE ŻYCIE – recenzja

Mimo słabości do francuskiego kina, bardzo zawiodłam się na Podwójnym życiu. Zamiast komedii, jak jest określany, dostaliśmy porządną dawkę refleksji na temat rewolucji technologicznej i przemian we współczesnej literaturze. Taka treść w żadnym stopniu nie przekreśla filmu, jej ujęcie jest jednak rozczarowujące, a forma co najmniej nieporywająca. Gra aktorska również nie zachwyca – postaci są płaskie i bez wyrazu. Nie pomogły im często opozycyjne opinie. Reżyser pokusił się też o wprowadzenie wątków czy bohaterów zupełnie zbędnych, wręcz przeszkadzających. Odbiorca może czuć się zdezorientowany i znudzony. Przyznaję, że niejednokrotnie sprawdzałam czas podczas oglądania Podwójnego życia. Moje oczekiwania zdecydowanie go przerosły i zamiast wartościowego, zabawnego i inteligentnego kina wysłuchałam nudnych dialogów przeplatanych romansami, które zdawały się funkcjonować wyłącznie w celu próby uatrakcyjnienia filmu i zachęcenia do niego szerszej publiczności.

Podwójne życie opowiada o dwóch parach znajomych, którzy mają wobec siebie dość ambiwalentny stosunek: coś się wypaliło, coś się zapaliło. Przez cały utwór przewija się motyw marazmu, który wzmaga bezbarwność filmu. Każdy z bohaterów na swój sposób przeżywa życiowe wypalenie, czy to zawodowe, czy miłosne. „Wszystko się musi zmienić, żeby wszystko było po staremu.” W międzyczasie rozmawiają oni na temat przyszłości literatury. Dialogi niejednokrotnie zawierają spostrzegawcze refleksje dotyczące przemian we współczesnym społeczeństwie, jak i prezentują problem z rozmaitych, często w dużym stopniu odmiennych, perspektyw. Film jest nimi przesycony. Oglądając Podwójne życie, nieustannie odnosiłam wrażenie, jakby ktoś pragnął przemycić swoje przemyślenia w formie bardziej dostępnej dla publiczności. Sam w pewnym stopniu rozprawia się z takowym podejściem w dialogowych dywagacjach między bohaterami. Niemniej, gdy fabuła nasycała się inteligenckimi refleksjami, reżyser na siłę pragnął wepchnąć do akcji wątek lżejszy i bardziej powierzchowny – seks jest dziś wręcz popkulturowym tematem, więc był on numerem jeden na liście.

Mimo wielkiego szacunku, jakim darzę Juliette Binoche, występ w Podwójnym życiu nie był szczytem jej umiejętności czy blaskiem na drodze jej kariery. Choć podobał mi się autoironiczny charakter jej postaci. Selena – aktorka topowego serialu, nie odnajduje już się w swej roli, lecz trwa w tym, co jej znane. Mimo kariery na ekranie, jest wielką obrończynią tradycyjnej literatury, takiej pachnącej papierem i drukiem. Jej mąż, Alain (Guillaume Canet), pracujący w wydawnictwie, ma bardziej modernistyczne podejście do rynku książek. Stara się iść z duchem czasu, płynie tam, gdzie prowadzi go kariera. Sam zaś gubi się w zmiennych humorach społeczeństwa, od którego wyborów zależy jego praca. Leonard (Vincent Macaigne) to pisarz pochłonięty prozą romansów. Związany jest z pełną ideałów Valérie, za wszelką cenę starającą się utrzymać dobry wizerunek polityka, dla którego pracuje. Ich historie zbiegają się ze sobą to przy kawie, to przy winie. Mimo ludzkich słabości, są oni w większym stopniu projekcjami różnych poglądów, niż pogłębionymi psychologicznie bohaterami. Niestety, estetyka Podwójnego życia nie pomogła jego monotonnej fabule. Nie można pochwalić jej za ciekawe ujęcia, świetną muzykę czy choćby oryginalny klimat.

Podwójne życie podsumować mogę słowem „nuda”. Brakowało mi w nim pasji, zachwytu, zaciekawienia – właściwie czegokolwiek, czym charakteryzuje się dobre kino. Bardzo mnie zawiódł, nie zdołał zachwycić czy choćby zadowolić. Nie mogę go Wam polecić, chyba że zaintryguje Was podjęcie tematu przemian w literaturze i wpływ technologii na współczesne słowotwórstwo. Oczywiście, nie mogę sprowadzać filmu wyłącznie do owych dialogów między bohaterami, niemniej, po jego obejrzeniu, to właśnie one pozostały się w mojej głowie. Jeśli ktoś próbuje Was wyciągnąć do kina na seans Podwójnego życia, radzę Wam grzecznie odmówić i wybrać inny film.

ZWIASTUN

Recenzja

1,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Podwójne życie
Exit mobile version