PRAWDZIWA HISTORIA – recenzja

Oceniamy najnowszą produkcję Romana Polańskiego.

Roman Polański długo kazał nam czekać na swoje najnowsze dzieło. „Prawdziwa historia” – którą wybrani widzowie mogli obejrzeć już na zeszłorocznej edycji festiwalu w Cannes – dotarła do naszych kin dopiero teraz, rok po swojej zagranicznej premierze. Czy francuskojęzyczna pozycja spełnia pokładane w niej oczekiwania jako kolejny film jednego z najsłynniejszych polskich reżyserów? I tak, i nie – jest to produkcja na tyle oryginalna, że zdecydowanie warto zainteresować się w nią obecnym sezonie pełnym hollywoodzkich blockbusterów i kontynuacji znanych hitów, nie wszystko jednak do końca wyszło tak, jak powinno. Paradoksalnie najsłabszym ogniwem najnowszego obrazu Polańskiego jest… sam Polański, który niekonsekwentnie realizuje swoją wizję i narzucony przez niego kierunek często nie współgra z nieco przydługim i momentami mocno przynudzającym scenariuszem.

Fabułą koncentruje się na postaci Delphine – bohaterka odgrywana przez Emmanuelle Seigner to bestsellerowa pisarka, która czuje na sobie dużą presję społeczeństw w związku z jej następną książką, niecierpliwie oczekiwanej przez fanów i najbliższe otoczenie. Znudzona około pisarskim towarzystwem i szukając inspiracji, Delphine nawiązuje znajomość z Elle – tajemniczą nieznajomą i fanką jej twórczości (w tej roli magnetyzująca Eva Green). Relacja łącząca obie bohaterki to punkt wyjściowy całego filmu i – szkoda tylko, że pokierowana jest często tak… bezpiecznie. Eva Green swoją charyzmą dominuje nad Seigner w prawie każdej scenie i mimo, że w pewien fabularny sposób jest to zamierzony zabieg, nie wykorzystano tu do końca potencjału aktorskiego obu pań i nie pokuszono się na odpowiedni balans ich talentów – i to zarazem jeden z największych przytyków, jakie mam do całego filmu. Gdy tworzysz produkcję w całości opartą na specyficznej znajomości i jej późniejszych konsekwencjach, znajomość ta musi być elektryzująca i w całości angażująca widza – są jednak momenty w „Prawdziwej historii”, gdzie większości widzów ciężko będzie ukryć znużenie.

Co jednak podobało mi się najbardziej i wynosi film na wyższy niż przeciętny poziom, to przedstawiona fabuła. Polański porusza tematy niemocy twórczej i zadaje pewne niewygodna pytania na temat tego, jak często opowiadana przez twórców historia faktycznie jest fikcyjna, a jak często stworzona czyimś kosztem i w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Wizja Polańskiego jest interesująca i reżyser powoli odkrywa karty, wręcz bawiąc się oczekiwaniami widzów (nawiązując w znaczny sposób do kingowskiego „Misery”), czasami reżyser zdaje się jednak tak pewien tego, co chce przedstawić, że nie unika zastojów i dłużyzn. Mimo tego – opowieść zaskakuje i trzyma w – mimo, że czasem siadającym – napięciu do samego końca.

Na pochwałę zasługuje również kreacja bohaterów. Postaci Delphine i Elle są interesująco napisane i ich motywacje czy przeszłość nie zawsze jest jasna, co sprzyja rozwojowi nietypowej przyjaźni bohaterek. I w tym wypadku nie jest to minus, bo wszystkie następujące zdarzenia mają sens i pewną podbudowę w postaci wcześniejszych dialogów. Udało się tu zachować odpowiednią równowagę miedzy tanimi zwrotami akcji, a dobrze zbudowanym pod nie tłem i sytuacją na ekranie. Akcja przez cały czas rozgrywa się w narzuconym od początku, nieśpiesznym tempie i nie wybija z niego przez cały czas trwania seansu – co z jednej strony może nudzić, z drugiej nie zaburza struktury i nie pędzi w niestosownych do tego momentach na złamanie karków jak wiele podobnych produkcji.

Od strony technicznej zdecydowanie nie ma do czego się przyczepić – wszystko dopięte jest na ostatni guzik, od nienagannej pracy kamery aż po muzykę (którą wykonał zdobywca Oscara za ścieżkę dźwiękową do „Kształtu Wody” Alexandre Displat!). Produkcja na pewno zyskałaby na bardziej dynamicznym montażu i krótszym czasie trwania (można by spokojnie uciąć z 15-20 minut przeciągniętych scen), ale w obecnej formie wszystko i tak świetnie do siebie pasuje i przypomina nam o tym, że nie mamy do czynienia z debiutem, ale kolejnym już z kolei obrazem utalentowanego filmowca, który potrafi uczynić interesujące widowisko nawet z, moim zdaniem, średniego scenariusza źródłowego.

Czytując o filmie w Internecie, spotkałem się z opinią: „Polański bez formy to wciąż Polański”. I podpisuję się pod nią całkowicie – „Prawdziwa historia” to produkcja, która mimo momentów zahaczających o miano bycia widowiskiem średnim i nie zapadającym w pamięć zdecydowanie wychodzi obronną ręką przy pomocy czujnego oka reżysera i dopieszczenia warstwy wizualnej. Oczywiście, mógł to być film lepszy – krótszy, bardziej magnetyczny i lepiej wyreżyserowany, zwłaszcza w kwestii balansu między głównymi bohaterami – ale w obecnej formie to i tak dobra rozrywka i coś, czym warto się zainteresować – zwłaszcza jeśli przedstawiona tematyka nie jest wam obca i sami w jakiś sposób jesteście artystami, tak jak bohaterka Emannuelle Seigner. Polańskiego stać na więcej i nie jest to jego najlepsza produkcja, warto jednak się nią zainteresować i nie skreślać z góry.

 

6/10

Exit mobile version