SHIRLEY – recenzja [36. Warszawski Festiwal Filmowy]

Zdjęcie: https://wff.pl/pl/film/36-shirley

Zdjęcie: https://wff.pl/pl/film/36-shirley

W tym roku Warszawski Festiwal Filmowy, tak jak wszystkie inne światowe festiwale, naznaczony jest pandemią. Jego atmosfera, zdominowana przez społeczny dystans i przysłonięte twarze, doskonale wpisuje się jednak w klimat filmu Josephine Decker, który – tak jak twórczość Shirley Jackson – jest równie niepokojący, co pociągający.

Połowa XX wieku. Do domu autorki opowiadań i powieści grozy, Shirley Jackson (Elisabeth Moss) i jej męża Stanleya (Michael Stuhlbarg), profesora, wprowadza się młode małżeństwo – Fred (Logan Lerman) i Rose (Odessa Young); on zostaje asystentem akademika, ona zaś musi zająć się domem, gdzie asystuje neurotycznej i agorafobicznej pisarce. Towarzystwo ekscentrycznych gospodarzy szybko zakłóca dynamikę w młodym małżeństwie, a między pracującą nad nową powieścią Shirley i szukającą swojego miejsca Rose rodzi się perwersyjna, twórcza relacja.

W swoim poprzednim, dobrze przyjętym filmie, Madeline i Madeline (2018), Josephine Decker przyglądała się młodej bohaterce z problemami psychicznymi, tkwiącej w skomplikowanej, niezdrowej relacji z matką. Dla uczęszczającej na warsztaty teatralne bohaterki, będącej pod wpływem prowadzącej je kobiety, fikcja mieszała się z rzeczywistością, choroba z talentem, a bunt ze sztuką. W Shirley reżyserka powraca do tych kategorii, skupiając się nie tylko na skomplikowanym procesie twórczym, ale i na interesującej ją kwestii wzajemnego wykorzystywania i oddziaływania kobiet. Shirley wykorzystuje Rose w procesie pisania, uwalniając jej pragnienia i pociąg do makabry, co nabiera szczególnego wyrazu, biorąc pod uwagę obyczajowo skostniały czas akcji filmu oraz związaną z nim reputację i status Jackson. Film Decker to bowiem przede wszystkim opowieść o kobietach spętanych przez więzy ról społecznych i sieć skomplikowanych relacji z mężczyznami. Ci bowiem, niewierni lub nieobecni, z jednej strony zepchnięci są na dalszy plan, z drugiej zaś, przesiąknięci ambicją, wciąż gdzieś stanowią źródło walidacji. Interesujące zresztą jest spojrzenie na Shirley przez pryzmat filmu biograficznego w ogóle, kino to ma bowiem tendencje do nakreślania portretu swoich bohaterek przez pryzmat mężczyzn czy innych relacji romantycznych. Decker trochę od tego odchodzi, w dużej mierze skupiając się jednak na zawiłościach osobowości Jackson i jej procesie twórczym, stanowiącym niejako trzon filmu, niż jednoznacznie definiując autorkę czy Rose poprzez towarzyszących im mężczyzn.

Od strony technicznej Shirley to nie tylko dopracowana warstwa dźwiękowa, ale również charakterystyczne dla Decker obrazy; sunąca kamera współgra z emocjonalnymi stanami bohaterów, chwytając ich w nieostrościach czy zbliżeniach, niekiedy jakby ich podglądając. Shirley to portret intymny, który na myśl przywodzi słynną sztukę i jej filmową adaptację – Kto się boi Virginii Woolf?. W tym zderzeniu dwóch małżeństw również zachwycają kreacje aktorskie. Burzliwa i manipulująca Jackson, której fizyczność również stanowić musiała wyznanie, to kolejna doskonała rola w karierze Moss (aktorkę w tym roku również oglądać można było na ekranach kin w nowej wersji klasycznego Niewidzialnego człowieka), ale na uwagę zasługuje także charyzmatyczny, a jednocześnie odrzucający Stuhlbarg oraz stosunkowo nieznana Young, dotrzymująca kroku tym ekspresyjnym kreacjom w roli właściwie równie znaczącej, co ta tytułowa.

Zrealizowana na podstawie balansującej między fikcją a rzeczywistością quasi-biograficznej książki Susan Scarf Merrell pod tym samym tytułem Shirley wydaje się głęboko zakorzeniona w kontekstach, nie tylko tych społecznych czy obyczajowych, ale przede wszystkim tych związanych z samą twórczością Shirley Jackson, która odbija się w filmie Decker. Najbardziej oczywiste jest to w wątku pracy nad powieścią i zaangażowaniu w rozwijające się niczym zagadka kryminalna i stanowiące dla Shirley inspirację autentyczne zaginięcie młodej studentki. Równie jednak intrygujące są te nierozwinięte w filmie aspekty, jak stosunek pisarki do magii, której to wątek, choć pojawia się na początku, szybko znika, a przecież magia i tożsamość Jackson jako czarownicy jest częścią jej legendy i obecnym w jej książkach elementem. Na pewno jednak Shirley jest na tyle intrygującym spojrzeniem na tę, w Polsce relatywnie nieznaną, pisarkę, że stanowić może interesujący punkt wyjścia do dalszych poszukiwań i odkrywania jej twórczości. Swoiste wyzwanie stanowić mogą także pewne będące na granicy performance’u oniryczne elementy filmu, tam gdzie zaciera się granica między snem czy wizją a rzeczywistością. Bo Shirley to zdecydowanie film wielopłaszczyznowy i ostatecznie równie osobliwy, co jego tytułowa bohaterka.

Kolejne pokazy filmu: 14 października 16:30, 17 października 16:00

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Shirley
Exit mobile version