Z ciemności nocy wyłania się las. Drzewa masowo padają – porządek natury zostaje gwałtownie zaburzony działaniem maszyny. Nagle, zdawałoby się w wyniku ingerencji obcej siły, praca silnika ustaje. Światła spychacza gasną, noc ponownie zaciemnia obraz.
Tą tajemniczą sekwencją Oliver Laxe zdecydował się otworzyć swój najnowszy film. To obraz, który wypowiada się na temat bolączek dzisiejszego świata. Ekspansji człowieka, braku poszanowania dla natury i wywołanych przez nie zaburzeniach ekosystemu. Wizja pogromu lasu eukaliptusowego zdaje się marą senną, ekstraktem zapowiadającym dalszą opowieść. A ta rozpoczyna się w rytm Nisi Dominus (Cum dederit) Vivaldiego: „Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą”. Wraz z wejściem partii wokalnej biblijnego Psalmu 127, na ekranie objawia się główny bohater.
Amador wyszedł właśnie z więzienia. Po odbyciu dwuletniej kary za podpalenie wzgórza powraca do rodzinnej miejscowości, domu swojej matki. Lokalna społeczność wita go z pewną dozą niepewności, choć swoje obawy stara się skrzętnie ukrywać pod warstwą kurtuazji. To więc także opowieść o społeczności wsi, w której reżyser się wychował i którą – jak nieustannie powtarza w wywiadach – darzy wielkim szacunkiem. Miejscowości niekoniecznie ujmującej serca nowoprzybyłych, ale dla niego pięknej; choć równocześnie przyznaje ze śmiechem, że na potrzeby filmu ekipie udało się z niej wydobyć monumentalne obrazy, które zachwycą także widzów. Ta nieduża galicyjska miejscowość to teren, który ustawia go w szeregu, przywołuje do porządku, przypominając, jak mały jest wobec świata.
Hiszpański reżyser przyznaje, że podczas castingu (z udziałem lokalnych naturszczyków) w odtwórcy głównej roli ujęły go tajemniczość i wrażenie głęboko osadzonego smutku. O filmowym Amadorze wiemy niewiele, twórcy wolą pozostać przy niedopowiedzeniach, zachowując historię w sferze bardziej symbolicznej. Powszechnie wiadomo, że podpalanie jest dla piromanów sposobem na rozładowanie napięcia. Dla części z nich wzniecanie ognia ma być rodzajem wyrażania emocji, radzenia sobie ze stresem czy popędem, rodzajem porozumiewania się ze światem. Twórcy nakreślili tę postać bardzo delikatnie, unikając oceny, na pierwszy plan wydobywając osamotnienie.
Laxe nie próbuje nakreślić portretu psychologicznego swojego bohatera, nie interesuje go opowiadanie o zaburzeniu, jakim jest piromania, ani przedstawianie historii życia Amadora. Nie jest to także kino drogi ani opowieść o procesie resocjalizacji. Los mężczyzny jest zresztą przesądzony, co podpowiada międzynarodowa wersja tytułu. Film ten jawi się przede wszystkim jako przypowieść o trawiących człowieka złych siłach. Pod ogień możemy podłożyć cały wachlarz bolączek czy popędów. Zaczynając od wspomnianej żądzy podporządkowania sobie natury pod własne potrzeby, przez gniew czy wszelkiego rodzaju udręki duszy, które przejmują nad nami panowanie.
Obraz ten dobrze sprawdza się zatem z jednej strony jako forma ostrzeżenia i propozycja chwilowego namysłu nad stanem świata, z drugiej natomiast symbol nieprzepracowanych traum i lęków przeszłości. Ogarniającego niekiedy otępienia, będącego odskocznią od wielkiego smutku, który trawi duszę niczym ogień. Niepokoju, który czasem przychodzi znienacka. Każdy z widzów zapewne wyniesie z tego seansu własne wnioski i odczucia, jest to bowiem ten rodzaj filmu, który by zadziałać, wymaga od nas otworzenia się. W zamian oferuje natomiast ucztę dla zmysłów. Niezależnie od snutych tu analiz, największym zyskiem z projekcji jest wydobycie emocji, o których istnieniu mogliśmy zapomnieć w codziennym pędzie. I myślę, że emocje te działają najlepiej, gdy nie próbujemy za wszelką cenę ubrać ich w słowa.
Siła ognia to trzeci pełnometrażowy film hiszpańskiego reżysera. Za poprzedni, Mimosas (2016), otrzymał on Grand Prix Międzynarodowego Tygodnia Krytyki w Cannes. Najnowsze dzieło także
spotkało się z dobrym odbiorem na francuskim festiwalu, gdzie w sekcji Un Certain Regard otrzymało Nagrodę Jury.
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Siła ognia
Dyskusja