SUPERNOVA – recenzja [44. FPFF w Gdyni]

Na wiejskiej drodze dochodzi do tragicznego wypadku. To właśnie tam krzyżują się losy trzech mężczyzn: mieszkańca wsi, polityka i policjanta.

Supernova jest jednym z kilku debiutów fabularnych, które pojawiły się podczas tegorocznego Festiwalu w Gdyni – w Konkursie Głównym jednym z dwóch (obok Żelaznego mostu Moniki Jordan-Młodzianowskiej). Bartosz Kruhlik początkowo planował wykorzystać pomysł jako dyplom w łódzkiej Szkole Filmowej, pierwotny scenariusz został rozpisany jeszcze w roku 2014 i miał być zekranizowany w ramach programu „30 minut” Studia Munka. Dziś reżyser cieszy się, że opcji tej nie wykorzystał, bo pięć lat później pojawiła się szansa na dołączenie do innego z programów, tym razem „sześćdziesiątek” (w którego ramach zrealizowany został także inny z wyświetlanych w Gdyni debiutów, świetny Eastern Piotra Adamskiego, pokazywany w sekcji Panoramy Kina Polskiego). Zresztą, jak sam Kruhlik przyznaje, fabuła jego filmu nie za bardzo sprawdza się na przestrzeni trzydziestu minut, bo wymuszając zbytnią koncentrację na wypadku, zwyczajnie trąci populizmem. Co prawda w 78-minutowej wersji nadal otrzymujemy historię jednowątkową, reżyserowi udaje się jednak zarysowanie delikatnego tła dla swoich postaci, osadzenie ich w kontekście.

Programy Studia Munka ułatwiają młodym twórcom (w wieku do 40 lat) rozpoczęcie kariery na rynku filmowym, ale oczywiście wiąże się to też z wieloma ograniczeniami. Największym z nich jest budżet, który wynosi około miliona złotych brutto. Dla porównania: budżet innego z tytułów biorącego udział w Konkursie Głównym był aż osiemnaście razy większy. Mowa o Kurierze Władysława Pasikowskiego.

Twórcy Supernovej apelują do widzów, by ich produkcję traktować jak pełnoprawny film i muszę przyznać, że przez myśl nie przeszłoby mi, by mogłoby być inaczej. Każdy element obrazu Kruhlika stoi na wysokim poziomie. Mamy tu do czynienia z zasadą trzech jedności – czasu, miejsca i akcji. Mimo to napięcie w filmie nie spada ani na chwilę. Niektórzy mogą mu zarzucać zbytnie igranie z emocjami widzów i rzeczywiście, obraz ten od początku do końca trzyma za gardło. Ale dla mnie to nadal jeden z niewielu tytułów, w których tak duża emocjonalność uchodzi, bo jest on po prostu dobrze zrealizowany. Od każdej z postaci bije naturalność; w poszukiwaniu „świeżych” twarzy reżyser przejrzał ponoć strony wszystkich polskich teatrów. A wbrew pozorom bohaterów mamy tutaj wielu i każdy z nich wyraźnie zaznacza na ekranie swą obecność. Ponoć atmosfera na planie była dość gęsta i zarówno aktorzy, jak i statyści ani przez moment nie wychodzili ze swoich ról. To pokazuje, z jak angażującym dziełem mamy do czynienia. Dodatkowo zdecydowano się na rezygnację z muzyki niediegetycznej – wszystkie te zabiegi oczywiście obniżają koszty produkcji, ale przede wszystkim dodają historii naturalizmu i sprawiają, że uwaga widza koncentruje się na akcji.

Wiem, że część widzów jest zawiedziona zakończeniem filmu. Faktycznie, twórcy postawili sobie dość niełatwe zadanie, ale moim zdaniem z niego wybrnęli. Powiedziałabym, że wykorzystane przez nich rozwiązanie dodaje tragizmu całej sytuacji, bo pokazuje chociażby to, w jaki sposób działają media i jak powierzchowne jest nasze zaangażowanie – zostajemy wrzuceni w sam środek czyichś tragedii, ale zatrzymujemy się przy nich tylko na chwilę. I mimo że dla kogoś może to być zdarzenie, które bezpowrotnie zmieni jego los, my zaraz o nim zapomnimy. Takie rozwiązanie pomaga też zresztą w doświadczeniu katharsis.

Jeżeli czujecie się za mało sponiewierani przez los, to już listopada będziecie mieli szansę skonfrontować się z dramatem bohaterów Supernovej. Oczywiście z bezpiecznej pozycji fotela kinowego. Skorzystajcie z tej okazji, bo nie wiadomo, kiedy w polskim kinie pojawi się coś równie dobrego i szczerego.

 

ZWIASTUN

 

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Supernova
Exit mobile version