TAM GDZIEŚ MUSI BYĆ NIEBO – recenzja

Przenikliwy, spostrzegawczy, zabawny, unikatowy. Mistrzowska opowieść obserwacji –o absurdzie, nieudolności władzy i specyfice świata. O tożsamości, domu i tym, że nawet calutki glob nie potrafi go zastąpić. Przepiękne dzieło o charakterze jedynego w swym rodzaju Elia Suleimana, fantastycznego palestyńskiego reżysera, który nie tylko potrafi zażartować sam z siebie, ale też zaśmiać się z irracjonalności, w którą sami nieustannie wpadamy. Surrealistyczny, a jakże rzeczywisty – Tam gdzieś musi być niebo. Czy jest w Palestynie?

Elia Suleiman weźmie pod swą lupę trzy bardzo charakterystyczne i odmienne miejsca na kuli ziemskiej. Wpierw, obejmie przenikliwym spojrzeniem własną ojczyznę, Palestynę, w której to też zakończy ową życiową wyprawę. Uda się też do nad wyraz eleganckiego Paryża, który ponad wszystko stara się zachować szyk i dobrą twarz. Następnie zadziwi się przesyconym amerykańskością Nowym Jorkiem, który zdaje się nie potrafić unieść własnej siły. Mimo prześmiewczej hiperbolizacji nonsensów we francuskim, jak i amerykańskim mieście, to Palestyna może nas zadziwić najbardziej. Suleiman maluje nam ją w barwach, jakich nie odkryjemy w mediach wrzeszczących o wojnie, strachu i brutalności. Tu spotkamy zakręconego sąsiada, usłyszymy stare dobre kłótnie na balkonie czy spostrzeżemy ciche kradzieże dorodnych cytryn. Nareszcie ktoś ukazał piękno, radość i bogactwo, jakie ma w sobie Palestyna. Nie jest wyłącznie tragedią rozświetlającą ekrany naszych telewizorów. Jest czymś o wiele więcej. To właśnie dla niej powstał ten film. Zabawny, a jednocześnie niezwykle krytyczny i bezsprzecznie świadomy.

Reżyser nie po raz pierwszy popisuje się swą inteligencją, tworząc niezwykle bystre i uszczypliwe dzieło, które da niektórym porządnego pstryczka w nos. Zanim powrócił w swe rodzinne strony, spędził dekadę w Nowym Jorku, więc, że tak sobie pozwolę napisać, ,,wie o czym mówi”. Ta znakomita komedia nie jest jednak wyłącznie ironicznym wyliczeniem dziwactw, którymi przepełniony jest świat. Jest również gorzko-słodką refleksją na temat tego, czym, gdzie i jaki jest dom, a także tego, kim i jacy jesteśmy my sami. Tam gdzieś musi być niebo nie jest więc filmem o Palestynie, tym bardziej nie jest filmem o wojnie – po prostu nie jest tym, czego oczekiwaliśmy, ale czymś, czego potrzebowaliśmy. I wprawdzie czasem choćby prześmiewczość wobec policji zdaje się dość sztampowa, cały film taki nie jest. Błyskotliwy, spostrzegawczy, inteligentny. Przepełniony autoironią i nadzieją. Im więcej o nim myślę, tym, mam wrażenie, więcej rozumiem. Ponadto doceniam urzekającą estetykę tej unikalnej komedii. Świetne zagranie obrazem niejednokrotnie ukazuje piękno świata w jego dualistycznym charakterze zmieszania natury z kulturą.

Suleiman, który jest również głównym bohaterem swojego dzieła, dostrzega wszelakie dziwności tego świata, lecz na szczęście, patrzy na nie życzliwym okiem i nie daje się zwieść romantycznej gloryfikacji tego, co swoje. Błędem byłoby więc orzec idealizację nawet ukochanej przez reżysera Palestyny. Na przestrzeni filmu widoczna jest dojrzała świadomość autora o samym sobie, o własnej karierze, a nawet o przestrzeni wokół niego. Milcząca twarz na każdym kroku zdradza zainteresowanie, zaintrygowanie, ale też zadziwienie światem. Czasem absurdalność tego świata jest destrukcyjna, często wręcz śmieszna, a bywa i ślepa. Niezwykle wnikliwy film pozostawiający wolność własnemu widzowi – niech interpretuje, jak chce – jego wybór. Tam gdzieś musi być niebo pozostawia człowieka z dziwnym poczuciem wolności i wyboru. Może to właśnie chciał osiągnąć jego twórca. Byśmy mogli doświadczyć, że mimo swojej dziwaczności, której z pewnością na co dzień nie spostrzegamy, mamy wolność. Może ten film powstał właśnie po to, byśmy zrozumieli, że Palestyna – jego ukochana ojczyzna, nieidealna, ale jednak ta, którą może nazwać domem, właśnie tej wolności nie ma. Mimo refleksyjności trudno tu jednak mówić o przygnębieniu. Wręcz przeciwnie – Suleiman śmieje się wraz z widzami z szaleństwa tego świata z utęsknieniem, ale też ogromną nadzieją i wiarą, spoglądając na swą Palestynę.

Polecam ten film wszystkim będącym w stanie poświęcić chwilę na piękno obrazu i zanurzenie się w głębokim zadziwieniu światem. Nie wszystko bowiem trzeba rozumieć, lecz czy nie należy dać temu wolności? – zdaje się pytać swym arcydziełem jedyny w swym rodzaju Elia Suleiman. Sami odpowiedzcie na to pytanie, lecz przed tym nie powstrzymujcie się przed zobaczeniem Tam gdzieś musi być niebo. Pozwólcie mu być kolejnym głosem w dyskusji. Lecz nie tylko. Niech Was rozbawi, pokaże nieco naszego szalonego świata i poprawi humor genialną autoironią.

ZWIASTUN

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Tam gdzieś musi być niebo
Exit mobile version