Trafikant – opowieść o miłości lub zwykłym zauroczeniu, o czasach nazistowskiej władzy albo o walce z nią, o śnie, a może jawie. Po obejrzeniu filmu doskonale będziecie wiedzieć o czym mówię. Teraz natomiast mogę Wam zdradzić jedynie tyle, że Trafikant jest niemiecko-austriacką koprodukcją reżyserstwa Nikolausa Leytnera. Opowiada o dramacie młodego chłopaka imieniem Franz, który rozpoczyna pracę w trafice, niewielkim wiedeńskim sklepie z gazetami i papierosami. „Trafikant sprzedaje przyjemność i pożądanie”, jak twierdził jego właściciel Otto Trsnjek (w tej roli rodowity Wiedeńczyk, Johannes Krisch). Franz będzie poznawał nie tylko technikę zawodu trafikanta, ale również to, jak niepojętą od wieków zagadką jest miłość. Akcja rozgrywa się w okresie przedwojennym, w czasie, w którym totalitarna władza Adolfa Hitlera rozprzestrzeniała się i umacniała w zatrważającym tempie, a wybuch drugiej wojny światowej wisiał w powietrzu. Przyjemność, pożądanie, odwaga i miłość. Niewielka trafika stanie się centrum miłosnej zawieruchy, przedmiotem nienawiści, ale i ostoją tego, co w dzikim świecie można by nazwać człowieczeństwem.
Trafikant powstał na podstawie powieści austriackiego pisarza Roberta Seethalera, który sam uczęszczał do szkoły aktorskiej w Wiedniu, a w 2015 wystąpił we włoskim arcydziele Paola Sorrentina Młodość oraz spróbował swych sił w paru innych produkcjach. Z resztą, nie jest to pierwsza ekranizacja jego publikacji.
Franz – dość ekscentryczny i cichy nastolatek, który przed wyjazdem do Wiednia ukrył się w pełnej wody beczce z martwym bobrem w ręku. Teraz zmuszony będzie zmierzyć się z dorosłym życiem w wielkim mieście. Dozna, ujrzy i usłyszy rzeczy, które dotychczas nie znalazły miejsca w jego prostym życiu. Zamieszka u jednonogiego właściciela trafiki, w jego sercu wiele namąci tajemnicza Czeszka, a przyjacielem stanie się żydowski psychoanalityk. „Nie jesteśmy na świecie, by znajdować odpowiedzi. Jesteśmy tu, by zadawać pytania”, jak powiedział doktor Sigmund Freud w Trafikancie. Hawańskie cygara, hitlerowskie swastyki, przedziwne sny. Film ten nie opowiada banalnej historii zakochanego chłopaka. Jest obrazem dojrzewania człowieka poprzez doświadczenia, które zbieramy na przestrzeni naszego życia, ale również poprzez decyzje jakie podejmujemy, które kształtują to, kim jesteśmy.
Niestety, techniczne aspekty Trafikanta oceniam marnie. Efekty są bowiem zauważalnie niskobudżetowe, co bez trudu dostrzeże nawet laik. Trafikant ma w sobie jednak wiele baśniowości, co słusznie przełamane jest brudną rzeczywistością. Natomiast nie czekajcie tam na tryskającą krew rodem ze skandynawskich thrillerów. Pod tym względem Trafikant przypomina raczej film familijny. Mi osobiście przywiał wspomnienie baśni braci Grimm i to nie wyłącznie za sprawą języka filmu. Dzięki wspomnianej baśniowości widz wprowadzony jest w dość niezwykłe wnętrze głównego bohatera. Zdaje się, iż ten inicjalny mikrokosmos rozszerza się o zrozumienie istniejącego skompilowania, ale również zła świata, poprzez doświadczenia, które zbiera bohater, mieszkając w Wiedniu. Mimo wplecionych w akcję napełnionych symbolicznością snów, co z resztą koresponduje z osobą Freuda, który poświęcił się interpretacji snów, brakowało mi rozwinięcia tego wątku. Niestety, został on pozostawiony na dość płytkiej płaszczyźnie, a był jednym z bardziej intrygujących wątków. Podobnie z resztą oceniłabym całokształt filmu. Niczym mnie nie zachwycił, nie ukazał również nic nowego czy w jakikolwiek sposób wyróżnił się z długiej listy wszelakich dramatów. Film ogląda się przyjemnie, ale niewiele więcej można o nim powiedzieć. Miał w sobie ciekawe wątki, lecz zabrakło umiejętnego prowadzenia ich. Gra aktorska była zadowalająca, jednakże nikt z aktorów nie popisał się mistrzostwem swego kunsztu. Warta docenienia jest natomiast ewolucja postaci głównego bohatera, odgrywanej przez młodego Austriaka Simona Morzé. W początkowej partii filmu jest to nietypowy chłopak, raczej wycofany i małomówny. Jednak reżyser dobrze uchwycił dojrzewanie i stopniową przemianę jego postaci. Młody chłopak stał się mężczyzną, który potrafi podejmować decyzje wagi życia i śmierci. Prawdą jest, iż ten temat jest dość oklepany i wykorzystywany w wielu produkcjach, czego jednym z głośniejszych przykładów jest film Boyhood. Jednakże osadzenie akcji w międzywojniu jest urozmaiceniem, ukazującym naraz rozkwit, jak i upadek idei, nadziei, wartości i człowieka.
Polecam Trafikanta wszystkim, którzy pragną ujrzeć czerwone róże w obłokach szarości, poznać historię nazistowskich czasów od innej strony, zastanowić nad tym, co jest miłością, a co już, bądź jeszcze, nią nie jest. Polecam go również wszystkim fanom baśni braci Grimm – pięknych, lecz mrocznych. Myślę, że znajdziecie w Trafikancie cząstkę tego godnego pozazdroszczenia niemieckiego dziedzictwa. Na koniec polecę go i tym, którzy pragną po prostu dobrze spędzić wolne popołudnie i wzbogacić się nieco o niemieckojęzyczne filmowe dzieło.
ZWIASTUN
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Trafikant
Dyskusja