WAVES – recenzja

Falochron

Pierwszy film Treya Edwarda Shultsa polska publiczność miała okazję zobaczyć w 2015 roku na American Film Festival, w sekcji Spectrum. Jego Krisha oczarowała wrocławską widownię minimalistyczną opowieścią o rozpadających się relacjach rodzinnych, a spośród wielu wyróżnień zdobyła m.in. Nagrodę im. Johna Cassavetesa. Nie ma chyba bardziej adekwatnego wyróżnienia; akcja dziejąca się niemal w jednym pomieszczeniu przywodzi bowiem na myśl teatralny charakter jego filmów, za to doskonała kreacja wcielającej się w tytułową bohaterkę Krishy Fairchild (prywatnie ciotki Shultsa), przypomina role szarżującej żony i muzy Cassavetesa, Geny Rowlands.

Drugi projekt amerykańskiego reżysera trafił już do szerszej dystrybucji, być może ze względu na otoczkę horroru. To przychodzi po zmroku nie miał jednak nic wspólnego ze zwyczajnymi straszakami, stąd mógł rozczarować fanów niezobowiązującej rozrywki, traktowanej jako dodatek do popcornu. Shults pod płaszczem kina grozy ukrył opowieść o nierozerwalnych więzach rodzinnych, które postapokaliptyczna rzeczywistość, zamiast wystawiać na ciężką próbę, jedynie umacniała.

Zgodnie z zasadą głoszącą, że reżyser kręci na nowo wciąż ten sam film, trzecie z kolei Waves również opowiada o relacjach rodzinnych. Tyler (Kelvin Harrison Jr.) ma wszystko, co tylko może sobie wymarzyć. Dobre warunki materialne, opiekuńczą matkę, doskonałe porozumienie z ojcem, piękną dziewczynę. Trenuje zapasy, w których osiąga coraz lepsze wyniki. Wkrótce jednak dowiaduje się od lekarza, że naderwane ścięgno uniemożliwi mu dalszą karierę sportową. Bohater staje przed dylematem: zaryzykować i wziąć udział w zawodach mimo groźby kalectwa, czy zrezygnować i pogodzić się z nieubłaganym losem.

To, co dla wielu reżyserów mogłoby posłużyć za główny wątek w filmie, dla T.E. Shultsa stanowi jedynie punkt wyjścia; jeden z drobnych elementów fabularnej układanki. Zachwianie poczucia własnej wartości w połączeniu z różnicą zdań z partnerką doprowadzi do eskalacji konfliktu. Rozbity wewnętrznie, karmiący się rywalizacją Tyler będzie starał się za wszelką cenę wygrać – ze swoją dziewczyną, ojcem i matką. Jak daleko się posunie, żeby zwyciężyć w walce o pójście własną życiową drogą?

Z początku historia młodych ludzi opowiadana za pomocą poetyzującej kamery, intensywnej kolorystyki i akompaniującej dramatycznym momentom instrumentalnej muzyki przywodzi na myśl projekty Barry’ego Jenkinsa. W Moonlight wywodzący się z biednej rodziny bohater nie mógł liczyć na wsparcie rodziców, w Gdyby ulica Beale umiała mówić zaś para zakochanych musiała radzić sobie z problemem rasizmu. W Waves rodzina stanowi dla Tylera oparcie, a powstające kłopoty rodzą się w afekcie. Wynikają z frustracji wywołanej niemocą, przyczyniając się do uwikłania w coraz większe tarapaty, niszczenia wszystkiego wokół siebie; wszelkich relacji, które udało mu się zbudować. Bezradni rodzice, próbujący mu pomóc, nie są wtajemniczani we wszystkie problemy, z którymi musi radzić sobie ich syn. W konsekwencji zostają odepchnięci, a wręcz potraktowani jak wrogowie.

W pewnym momencie Shults decyduje się na nietypowy zabieg zamiany głównego bohatera. Czyni nim młodszą siostrę, Emily (Taylor Russell), ukrytą gdzieś w cieniu przez większą część historii. Poznany przez nią nieśmiały i nieco nieporadny Luke (znakomity Lucas Hedges) będzie dla niej okazją do uwolnienia się od bycia postrzeganą wyłącznie przez pryzmat brata. To jej perspektywa stanie się też dopełnieniem dramatu, który rozegra się wokół Tylera, a zarazem swoistą klamrą kompozycyjną. Wątek ten stworzy osobliwą parabolę, w której narastające napięcie, doprowadzające w końcu do tragicznych wydarzeń, stopniowo opadnie. Niczym przybierająca na sile, roztrzaskująca się o kamień, aż w końcu odpływająca powoli fala.

Waves mimo nagromadzenia wątków i przesunięcia środka ciężkości jest zdyscyplinowany i w ostatecznym rozrachunku stanowi integralną, spójną całość. Shults po raz trzeci stawia to samo, jakże aktualne w obecnej sytuacji, pytanie. Czy w tym rozpadającym się świecie wartości rodzinne zostaną ocalone? Czy zbudowany z miłości falochron wystarczy do odparcia najwyższej, najbardziej niebezpiecznej fali?

ZWIASTUN

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Waves
Exit mobile version