WYSOKA DZIEWCZYNA – recenzja

Nienasycenie

Jest rok 1945. Informacja o zakończeniu wojny powoli dociera do ciemnych, ciasnych pomieszczeń szpitala w Leningradzie. W najnowszym filmie Kantemira Bałagowa kamera nie pokazuje zniszczonego miasta, skupia się raczej na zniszczonych ludziach. Tych, którym wojna odebrała bliskich i nadzieję, bezpowrotnie przewartościowując ich dotychczasowe życie.

Brak w Wysokiej dziewczynie dantejskich scen, jęków cierpiących żołnierzy, widoku porozrywanych kończyn. Reżyser Bliskości nie ma zamiaru szokować tanimi chwytami, chce pokazać pokłosie wojny poprzez użycie subtelniejszych środków. O jej skutkach dla zwykłych ludzi dowiadujemy się głównie z rozmów z ich bliskimi. Poznajemy między innymi przykutego do łóżka Stiepana, którego żona po długich poszukiwaniach odnajduje w szpitalu i informuje o doszczętnie spalonym mieście i śmierci jednego z ich dzieci. Powojenna rzeczywistość Leningradu widziana jest jednak głównie z dwóch perspektyw. Tytułowej bohaterki z racji swojego wzrostu nazywanej „Tyczką” Iji (Viktoria Miroshnichenko) oraz Maszy (Vasilisa Perelygina).

Mimo że Bałagow z racji młodego wieku nazywany jest rosyjskim Xavierem Dolanem, jego kino swoją surowością przypomina raczej filmy Andrieja Zwiagincewa. Świat przedstawiony w Wysokiej dziewczynie, podobnie jak u twórcy Niemiłości, to okrutne, nieprzystosowane dla dziecka otoczenie. Nie ma w nim miejsca na sentymenty i romantyczne uczucia, wszystko staje się transakcją, z której każdy chce dla siebie jak najwięcej. Przekona się o tym najdobitniej Ija, opiekująca się małym Paszką, oraz szukająca kontaktu z nim, Masza. Kiedy okaże się, że to niemożliwe, będzie kazała urodzić jej kolejne dziecko, które odbierze i wychowa wraz z nieśmiałym pielęgniarzem Saszą. Ilość musi się zgadzać.

Cynizm Bałagowa oraz kwestie, które porusza, stawiają go obok najbardziej reprezentatywnych przedstawicieli rumuńskiej nowej fali. Rosjanin już w debiutanckiej Bliskości pokazał, że nie boi się podejmować trudnych tematów, jednocześnie prezentując swój niebywały, jak na tak młodego twórcę, reżyserski talent. W Wysokiej dziewczynie wykazał się jeszcze większą dojrzałością. Doskonale poprowadzone aktorki, operowanie barwami, ogrywanie przestrzeni. Wszystko to sprawia, że jego drugi film wygląda jak dzieło w pełni świadomego artysty. Przy całym szacunku, trudno jednak nie zauważyć pewnej tendencji, widocznej także w jego pierwszym projekcie. Twórca znów pragnie wypełnić film całą masą przeróżnych problemów, przez co fabuła gubi gdzieś swoją spójność. Motywy nie zawsze się ze sobą zazębiają, nie zawsze właściwie wybrzmiewają. Linia narracyjna zostaje zachwiana, akcenty rozkładane są nierównomiernie. Czasem ma się wręcz wrażenie, że film ten można by było podzielić na co najmniej trzy pełnometrażowe produkcje.

Wysoka dziewczyna, mimo wad i poczucia pewnego niespełnienia, jakie po sobie pozostawia, głęboko wżyna się pod skórę. To film z własnym, odwróconym kodeksem moralnym, w którym słowo „pomoc” oznacza śmierć, a „bliskość” to tylko namiastka. W świecie, w którym trzeba zrewidować swoje pragnienia, ograniczając je do minimum, gdyż nadzieja umiera tu jako pierwsza.

 

ZWIASTUN

 

Recenzja

3,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Wysoka dziewczyna
Exit mobile version