GLORIA BELL – recenzja

O ile filmowych remake’ów powstaje ostatnio dużo, to rzadką sytuacją jest jednak, by obie wersje tej samej historii wyreżyserowała jedna osoba. Do takich przypadków należy właśnie Gloria Bell. Oryginał zatytułowany po prostu Gloria powstał 6 lat temu w Chile. Po zeszłorocznym Oscarze (Fantastyczna kobieta, najlepszy film nieanglojęzyczny) jego reżyser, Sebastian Lelio, dostał okazję kontynuowania swojej kariery w Hollywood, a tam wziął na tapet ponowne przedstawienie historii zaprezentowanej w Glorii, tym razem w języku angielskim i z bardziej znanymi aktorami. To prawdopodobnie jeden z najlepszych filmów spośród tych, których powstanie było całkowicie niepotrzebne.

Fabuła, poza kilkoma niewiele znaczącymi szczegółami, nie różni się od swojego pierwowzoru. Tytułowa bohaterka (Julianne Moore) to pięćdziesięciokilkuletnia kobieta po rozwodzie, utrzymująca dobry, choć rzadki kontakt z dwojgiem swoich dorosłych potomków. Dzieci nie są już uzależnione od jej pomocy, więc samotnie mieszkająca Gloria szuka nowego sposobu na spędzenie reszty swojego życia. Nawiązuje znajomości, próbuje nowych dla niej aktywności i używek, nie wszystko toczy się jednak tak, jak mogłaby tego pragnąć.

Nie da się ukryć, że kobiety w tym wieku to jedna z najbardziej niedoreprezentowanych grup w filmach oraz sztuce w ogóle, więc sam fakt wybrania takiej właśnie bohaterki w głównej roli jest ciekawym punktem wyjścia. W poruszanej problematyce każdy znajdzie coś, co go zainteresuje. W zależności od wieku oraz sytuacji życiowej mogą to być: samotność, złożoność relacji w związkach, syndrom pustego gniazda, a nawet prawdopodobnie najszerszy istniejący temat, czyli sens życia. Pokazując kameralną historię, Lelio zrobił film bardzo uniwersalny, który zapewne w każdej części świata odbierany jest podobnie. W przypadku obrazu z 2013 roku było to wielką zaletą, ale jednocześnie powodem, dlaczego tegoroczna wersja jest kompletnie niepotrzebna: osadzenie tej historii w USA nie wnosi do niej żadnych nowych kontekstów ani pól do interpretacji. Nie warto jeszcze raz kręcić identycznych scen tylko po to, żeby widzowie w USA nie musieli czytać napisów.

Oczywiście, pojawiło się kilka odstępstw od oryginału. Żeby dopasować się do hollywoodzkich realiów, aktorzy obdarzeni są przyjemniejszą dla oka aparycją, a z odważnego sposobu pokazywania nagości osób starszych zrezygnowano. Nowa obsada sprawdza się świetnie, moim zdaniem nawet lepiej, niż w wersji chilijskiej. Od pierwszych scen czuć chemię pomiędzy Moore a partnerującym jej Johnem Turturro, a tej pierwszej udaje się stworzyć jedną z najlepszych kreacji w jej bogatej karierze. Równie dobrze radzi sobie w momentach zrezygnowania swojej postaci, jak i rozentuzjazmowania, którego jest nieco więcej niż w pierwotnej wersji. Po tym, jak tamtą wiele osób uznało za zbyt przygnębiającą, zmiana tonu na bardziej optymistyczny jest moim zdaniem największą zaletą amerykańskiego dzieła, gdyż pozwala lepiej wybrzmieć optymistycznemu zakończeniu. Nie wszystko udało się jednak tak dobrze: wątki oraz sceny, które w oryginale uznałem za nie do końca udane tutaj pozostały niezmienione, a w pewnym momencie kompletnie wybiła mnie z oglądania niepasująca muzyka rodem z fantasy lub produkcji sensacyjnej.

Z pewnością warto samemu zapoznać się z tą historią, gdyż oba filmy są bardzo dobrze napisanymi i jeszcze lepiej zagranymi dramatami, które nie dają łatwych odpowiedzi, ale dzięki temu prowokują do myślenia. Wtórność Glorii Bell sprawia jednak, że osoba, która widziała oryginał, w nowej produkcji nie znajdzie żadnego świeżego pomysłu, więc jedynym powodem wybrania się do kina może być dla niej chęć przypomnienia sobie tej fabuły. Trudnym wyborem jest jednak decyzja, którą wersję lepiej obejrzeć, jeśli nie widziało się jeszcze żadnej: amerykańskie dzieło jest nieco łatwiejsze w odbiorze, najważniejsze aspekty filmowej sztuki są jednak na bardzo zbliżonym poziomie. Jeśli jesteście fanami Julianne Moore – to film dla was. W innym wypadku można po prostu rzucić monetą.

ZWIASTUN

Recenzja

3,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Gloria Bell
Exit mobile version