HARVEY KEITEL – o wielkim aktorze w małym sklepie tytoniowym

Tego pana raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Hollywoodzkie kino gatunkowe chętnie skorzystało z jego talentu, wykorzystując go do wielu swoich superprodukcji. Droga na sam szczyt w przypadku tego aktora wyglądała jednak zupełnie inaczej niż większość utartych ścieżek dzisiejszych gwiazd. Dzieciństwo spędzone w Nowym Jorku, za sprawą służby w wojsku, szybko przerodziło się w przedwczesne starcie z dorosłością, a młodzieńcze problemy z używkami spotęgowały zaburzenia płynności mowy w postaci jąkania. Odrobina szczęścia i cierpliwości na stanowisku stenografa spowodowały, że Keitel mógł rozpocząć aktorskie przymiarki, a off-broadwayowskie doświadczenie sprawiło, iż syn żydowskich emigrantów mógł bez kompleksów przedostać się do świata filmu. Wystarczyło kilka lat, aby wraz z de Niro stanowić o poziomie dobrego kina, nigdy nie zapomniał on jednak o swoich korzeniach oraz trudzie włożonym w osiągnięcie sukcesu. Zaczynał jako niezależny artysta, dlatego potrafił też zrozumieć pozycję kina niezależnego. Przełożyło się to na serię odważnych działań z jego strony, które wybiły masę twórców indie przed światła reflektorów.

Co jednak sprawiło, że Harvey Keitel otrzymał jakiekolwiek prawo głosu, a jego pełna skrytej ekspresji twarz w końcu zapisała się w pamięci wielu ludzi? Jest to przede wszystkim sam fakt stania się jedną z głównych twarzy Martina Scorsesego. To wraz z nim zadebiutował na międzynarodowej scenie w dramacie Kto puka do mych drzwi? (1967), by potem uwolnić swój gangsterski potencjał w Ulicach nędzy (1973). Jego specyficzne umiejętności aktorskie, a także jedyna w swoim rodzaju prezencja, głośno zainicjowały postać Keitela, który sprawiał wrażenie naturszczyka z przebłyskami geniuszu. To emploi bezczelnie wykorzystywał, zaczynając pokazywać się w drugoplanowych rolach o przerysowanej strukturze postaci, co całkowicie podzieliło krytyków. Dzięki roli Sporta z Taksówkarza (1976) zdobył nominację od nowojorskiej krytyki, zaś interpretacja Judasza z Ostatniego kuszenia Chrystusa (1988) dała mu nominację do zgoła innej nagrody, jaką jest Złota Malina. Po tych latach wykrystalizowała się już postać aktora, który nie bał się eksperymentów, ryzyka i ekranowego szaleństwa.

Scorsese i Keitel, za sprawą koleżeńskiej relacji i zdolności kooperacji, wspólnie przedostali się na wyższy poziom, zyskując szacunek w kuluarach. Pozwoliło im to na większą swobodę w poruszaniu się na rynku filmowym i wolność decyzji, co do tytułu, który chcieli współkreować. Śmiało można stwierdzić, że Harvey Keitel był nadaktywny zawodowo, kiedy brał udział w co najmniej kilku projektach rocznie. Starał się jednak każdy z nich wybierać uważnie, często sugerując się poziomem scenariusza, bądź sympatią do twórcy. Uwielbiał wręcz prowadzić małe, niezależne projekty, pełniąc w nich rolę protagonisty, wokół którego kręci się cała akcja. Carlo Lizzani, Fernando Colomo, Abel Ferrara czy Bernard Tavernier nigdy nie odznaczali się ogromną popularnością, stawiając na autorski styl i osobistą wizję, co było wodą na młyn dla Keitela, który zagrał ważną rolę w kilku ich tytułach.

Druga połowa lat siedemdziesiątych stała się idealnym przykładem wyborów projektów ze względu na zaufanie do twórcy. Groteskowy western Altmana Buffalo Bill i Indianie (1976) pojawił się w jego życiu, by następnie, tuż po premierze Taksówkarza (1976), wrócił do współpracy ze scenarzystą tegoż filmu, Paulem Schraderem. Tym razem Schrader przejął jednak pałeczkę reżysera i w jego debiucie, pod tytułem Niebieskie Kołnierzyki (1978), Keitel zagrał główną rolę. Nowojorski aktor uwielbiał pomagać twórcom w ich debiutach, a często intuicja podpowiadała mu wybory, okazujące się strzałem w dziesiątkę. Na usta nasuwa się charakterystyczna rola w pierwszym filmie Ridleya Scotta o nazwie Pojedynek (1977), będącym adaptacją prozy Josepha Conrada. Dalsze losy Scotta są już znane większości pasjonatów kina.

Prawdziwie złote dla Keitela i beneficjentów jego pomocy okazały się lata dziewięćdziesiąte, nie tylko za sprawą jego jedynej nominacji do Oscara za rolę w filmie Bugsy (1991). W 1992 roku otrzymał on nagrodę Independent Spirit za najlepszego aktora w dziele Zły porucznik Abela Ferrary, o którym wcześniej wspominałem. Ta jedna z najważniejszych nagród w środowisku kina niezależnego powróciła do Keitela, w postaci nominacji, pod koniec ubiegłego tysiąclecia, gdy zrealizowany został film Trzy pory roku (1999) – kino autorskie wietnamskiego twórcy, Tony’ego Bui’a. Twór ten przeszedł do historii, gdy na Sundance Film Festival stał się jedynym filmem, który kiedykolwiek otrzymał zarówno nagrodę jury, jak i publiczności.

Jednym z najważniejszych ruchów Keitela w jego aktorskiej karierze okazało się spotkanie z Quentinem Tarantino, wielkim fanem talentu aktora. Tarantino przygotowywał się wówczas do swojego filmowego debiutu Wściekłe psy (1992) i dzięki znajomościom producenta filmu, Lawrence’a Bendera udało mu się nawiązać kontakt z Harveyem. Keitel był absolutnie zachwycony całym skryptem, zgodził się nie tylko na udział w filmie, ale także zaproponował, że stanie na pozycji producenta wykonawczego. Ich współpraca przyniosła wiele pozytywnych owoców, w tym też kultowe Pulp Fiction (1994). Quentin Tarantino napisał również scenariusz do kiczowatego horroru Od zmierzchu do świtu (1996), który zrealizował jego bliski przyjaciel – Robert Rodriguez. W tym szalonym filmie swoją obecność zaznaczył także sam Harvey Keitel, otrzymując nominację do Saturna za najlepszą rolę drugoplanową.

It was an amazing experience and I think we danced around. That was the beginning of the beginning – Quentin Tarantino po spotkaniu z Harveyem Keitelem

Jednym z najbardziej osobistych dzieł, a raczej pary dzieł, które wsparł Keitel, było wspólne dziecko Paula Austera i Wayne’a Wanga o prostym tytule Dym (1995), a następnie jego luźna wariacja Brooklyn Boogie (1995).  Oba dzieła są, w istocie, nieidealną pocztówką z Brooklynu (gdzie Harvey się wychowywał), a w centrum opowieści stoi sklep tytoniowy, który staje się lokalnym centrum życia społecznego. To od tego sklepiku ciągną się pozostałe rozgałęzienia fabularne i to właśnie w nim poznajemy większość postaci oraz ich życiowe historie, perypetie, dygresje. Kluczową rolę właściciela kiosku odgrywa właśnie Keitel, a jego końcowy monolog, trwający przeszło kilka minut przeszedł już do historii kina niezależnego. Sam Dym stał się autentyczną furtką dla wielu twórców indie, a dzisiejsza fala dzieł mniejszych, bierze sobie za artystyczny autorytet właśnie ten film.

Keitel nadal jest aktywny zawodowo, a już niedługo wystąpi obok takich gwiazd jak Al Pacino, Robert de Niro czy Lech Dyblik. Pozycja, którą wyrobił sobie na przestrzeni niemalże 50-ciu lat, sprawiła, że myślimy o nim w kategorii prawdziwej legendy. Łatwo przeoczyć jednak jego czyny wobec kina niezależnego, płynące z artystycznych potrzeb nie tylko wobec własnej osoby, ale i tego, jak chciałby widzieć kino. Wspierał on wiele mniejszych produkcji, swoim nazwiskiem wypromował też całe mnóstwo twórców, a wszystko zrobił po cichu, doceniając jedynie ich skryty talent. Nie udzielił wielu wywiadów na ten temat, nie chwalił się głośno swoją nietypową ścieżką aktorską, ale wypada po prostu pamiętać o tym, że oprócz hollywoodzkich billboardów, zaszczycił swoją obecnością chociażby prywatny sklep z tytoniem.

Exit mobile version