Joker, czyli gdzie kryje się puenta? – dyskusja na fali #1

Witam wszystkich bardzo serdecznie w pierwszej odsłonie redakcyjnej dyskusji – nowego cyklu, który, mam nadzieję, stanie się wkrótce nieodłącznym elementem naszego serwisu i który poprowadzę ja – Robert. Może kojarzycie, zdarza mi się czasem coś napisać na tej całej Fali. Rozsiądźcie się więc wygodnie, wyobraźcie sobie, że oglądacie niedzielne talkshow, a ja, wasz prezenter, niczym Robert De Niro, zabiorę was wraz z redakcją w świat dyskusji i snobistycznych dywagacji – poudajemy trochę, że się znamy na filmach, okej? Na pierwszy ogień postanowiliśmy (a raczej ja postanowiłem, bo jak już wspomniałem, ja tu dowodzę) zająć się Jokerem – mainstreamowym fenomenem, który wzbudził (i wciąż wzbudza) w widzach wiele gorących emocji, odkąd tylko wszedł na ekrany kin na całym świecie. Jest to również ważny film z naszej – entuzjastów kina niezależnego – perspektywy, gdyż poza biciem rekordów Box Office, czerpiący ze świata komiksów DC film Toda Philippsa zdobył również główną nagrodę Złotego Lwa na tegorocznej edycji festiwalu filmów w Wenecji. Bez zbędnego przedłużania zapraszam więc do przeczytania, co mamy do powiedzenia na temat najsłynniejszego klauna w historii kina.

O filmie rozmawiamy dość swobodnie, więc mogą pojawić się większe lub mniejsze spoilery, przed czym serdecznie ostrzegamy. Radzimy zapoznać się z naszą dyskusją dopiero po odbyciu własnego seansu, żeby nie popsuć sobie żadnych wrażeń.

Poza przedstawicielami naszej redakcji, zaprosiliśmy do dyskusji również dwoje gości z innych portali. Powitajmy więc gromkimi brawami: Mateusza (Watching Closely) oraz Annę (Biegiem na film).

 

Robert De Niro: Joker to, Joker tamto… Odkąd film Todda Philipsa wszedł na ekrany, jest o nim bardzo głośno. Obraz bardzo szybko podbił serca słynnych portali IMDB czy Filmwebu, zagraniczni krytycy jednak po pierwszej fali zachwytów, przyjmują go dość mieszanie (w tej chwili 59/100 na Metacritic i „zaledwie” 69% na portalu Rotten Tomatoes). Stąd wychodzi pierwsza kwestia, którą chciałbym poruszyć – dlaczego Joker tak bardzo dzieli widzów? Jak myślicie, co się za tym kryje?

 

Martyna: Myślę, że po raz pierwszy w kinie „popularnym” dostajemy obraz tak szczery, dosadny, skupiający się na psychice postaci. Joker bowiem to nie kino z nurtu batmanowskiego – nie przedstawia opowieści bohatera, który nieprzerwanie zwalcza zło i występek w imię swoich, wydawałoby się, dobrze dobranych wartości. Nie. Joker to przede wszystkim ukazanie wewnętrznego upadku i udowodnienie, że za każdym złem kryje się jakaś historia, lecz źródła takich zachowań możemy dopatrywać się w braku pomocy i wsparcia – w skrócie: po prostu w znieczulicy społecznej.

 

Magdalena: Wydaje mi się również, że jest to kwestia oczekiwań. Każdy z nas zna Jokera z komiksowych filmów o Batmanie, zawsze po prostu był „tym złym”. Poprzednie produkcje pozwalały nam na bezpieczne zakwalifikowanie go do złej strony mocy, nie było żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia z czarnym charakterem. Joker jednak burzy ten cały czarno-biały obraz, w którym tak komfortowo się dotychczas czuliśmy. Film nie tylko bardzo rozbudowuje kreację bohatera oraz ukazuje genezę powstania jego postaci w formie, jaką znamy z batmanowskich filmów, ale również przebija bańkę komiksowości, w którą dotychczas bardzo mocno wpisany był ten bohater.

 

Mateusz: Moim zdaniem widoczne różnice pomiędzy recenzjami w Europie, a w Stanach wynikają ze sposobu przedstawienia świata. Joker bowiem nie wpisuje się w nurt amerykańskiego postrzegania wszystkiego w kolorowych barwach i szukania wiecznie światełka w tunelu. Filmowi Philippsa bliżej do europejskiego pesymizmu (realizmu?) i patrzenia przez ciemne, schopenhauerowskie okulary. Świat Jokera jest brudny, pozbawiony empatii. Być może sprzeciw amerykańskich krytyków wynika z negacji postawy postaci Jokera, a niekoniecznie odpowiada krytycznej analizie samego dzieła. Czyżby Ameryka po prostu bała się spojrzeć prawdzie w oczy?

 

Karol: Joker dzieli ze względu na oczekiwania. Co by nie mówić, dobrze zmontowane zwiastuny pokrywają się z tym, co otrzymaliśmy w produkcie końcowym. Problem w tym, że trailer trwa zaledwie 2 minuty, podczas gdy film – dwie godziny. Wielu ludzi zarzuca Jokerowi łopatologiczne opowiadanie historii i banalne sprowadzenia społeczeństwa do masy pełnej nieuzasadnionego zła. W mojej opinii idealnie wpisuje się to w konwencję przerysowanej komiksowości, w której mimo wszystko Joker operuje (i to bardziej niż się spodziewałem). W końcu społeczeństwo tego filmu to mieszkańcy Gotham, które od lat figurowało jako miejsce spaczone. Kto wie, czy to sparowanie komiksowości z realnymi problemami nie stoi za tym całym internetowym sporem. Personalne oczekiwania przegrały z wykreowaną przez film czasoprzestrzenią.

 

Martyna: Wydaje mi się, że warto zwrócić też uwagę na niejaką krytykę systemu społecznego (służby zdrowia, służb pomocy rodzinie, ośrodka pracy). Philips niczym Loach pokazał, że wytwory państwowej pomocy są tak naprawdę niewydolne i marginalizują najbiedniejszych, przez co, mówiąc kolokwialnie, „rodzi się” frustracja, z frustracji zaś – zło.

 

Jakub: Tak dobre przyjęcie filmu ze strony widzów i mieszane ze strony krytyków (przynajmniej tych zagranicznych) tłumaczę podobnie jak w przypadku filmów Christophera Nolana. Joker dotyka poważnych, trudnych tematów, przez co po wyjściu z niego wiele osób mogło mieć poczucie, że zobaczyło coś ambitnego, a jednocześnie wszystko, co twórcy chcieli w nim przekazać, zostaje powiedziane wprost, więc nikt nie ma problemu ze zrozumieniem filmu i wniosków w nim zawartych. Brak subtelności większości widzów nie przeszkadza, w przeciwieństwie do dużej części krytyków. Tematyka samotnej, niezrozumianej jednostki też bardzo dobrze się sprzedaje, bo chyba każdy (przynajmniej czasami) się tak czuje, a już na pewno każdy spośród użytkowników portali, gdzie można oceniać filmy (śmiech). Do tego dochodzi bardzo dobra kampania reklamowa i atmosfera, która się wokół Jokera wytworzyła – jeszcze przed premierą został okrzyknięty arcydziełem. No i, last but not least, Jokera po prostu świetnie się ogląda. Aktorstwo tak dobre, że aż trudno je opisać, mnóstwo pięknych ujęć. Nawet najbardziej cyniczni spośród oglądających nie mogą odmówić, że to był dobry film.

 

Piotr: Z chęcią później coś dodam, ale teraz zmierzam do teatru, bo mamy we Wro retrospektywę teatralną Terayamy.

 

Robert De Niro: Od kilku dni trąbiłem, że w sobotę dyskusja (wzdycha). Mateusz, jaką prawdę masz na myśli? Sądzisz, że film może zniechęcać przez swój realizm i podobieństwo do rzeczywistości? Jakby nie patrzeć – wszystko w Jokerze rysowane jest dość dużą „komiksową krechą”, pełno tu groteski. A może Polakom podoba się tak bardzo z powodu podobnego klimatu do własnej, smutnej, jesiennej scenerii rozpościerającej się za oknem? Nie jest tajemnicą, że uchodzimy za dość smutny i wiecznie niezadowolony naród…

 

Karol: Tak w zasadzie to jakiego rodzaju głębi oczekiwaliśmy w Jokerze? Bo to, co napisał Kuba o subtelności, niejako określa metaforyczną rolę filmu. Jeśli coś zostaje powiedziane wprost, a nawet zbyt wprost, to od razu traci na wartości w określonym gronie odbiorczym. Bo Joker jest subtelny – niekoniecznie w samej treści, ale właśnie w swoim komiksowym ukazaniu rzeczywistości. Nie wiem, czy istnieje takie zjawisko jak realizm komiksowy, ale tutaj pasuje ono jak ulał.

 

Mateusz: Prawda objawia się w systemowej nieczułości. Człowiek traktowany jest dzisiaj jak konsument, którego potrzeby regulowane są przez popyt i podaż. Gdzieś w tej machinie zatraciliśmy dostrzeganie tragedii jednostek, których ból stopniowo przeradzać się może we frustrację. A jak wiemy frustracja rodzi agresję… Oczywiście, Joker odwołuje się do komiksowości i przerysowuje pewne aspekty (bo wierzę, że świat może być lepszy, jeśli to MY się o to postaramy), jednak był to świadomy zabieg. W moim odczuciu miał on uwypuklić problem i przestrzec nas przed takimi błędami.

 

Karol: Dokładnie tak. Pamiętajmy, że ten film nie jest jest lustrzanym odbiciem naszych czasów, ale zawarte w nim elementy to naprawdę fajne punkty odniesienia, pomimo swej skrajnej formy.

 

Jakub: To wszystko kwestia tego, jak podejdziemy do głównego tematu filmu – w trakcie oglądania w ogóle mi to przerysowanie ludności Gotham nie przeszkadzało, bo traktowałem Jokera przede wszystkim jako historię chorego psychicznie człowieka, który może widzieć świat w ten sposób (a oglądamy świat jego oczami, więc może zniekształcać świat przedstawiony). Ale jeśli się na to spojrzy jak na analizę społeczeństwa, to ta łopatologia jest dużo większym problemem, bo diagnozy są zbyt uproszczone, pozbawione zniuansowania i przez to zbyt naiwne.

 

Karol: Gotham w Jokerze jest bardziej komiksowe od Gotham w Mrocznym rycerzu. Fakt, nie opinia.

 

Anna: Wybaczcie, ja nie dam rady dobiec na dyskusję :*

 

Robert De Niro: Ta to wiecznie zabiegana…

 

Piotr: Robercie, możesz przypomnieć, jakie było pytanie?

 

Robert De Niro: Wiecie, że ja to wszystko wstawiam do transkrypcji z dyskusji, nie? I że to wszystko będzie w Internecie?

 

Mateusz: Wszystko? W takim razie chciałbym skorzystać z okazji i pogratulować Oldze Tokarczuk Nagrody Nobla!

 

Karol: A ja przypomnieć, że żyjemy w społeczeństwie.

 

Robert De Niro: Piotrek, mam nadzieję, że coś piszesz właśnie…

 

Piotr: Na pewno publikę amerykańską podzieliło kompletnie inne podejście do filmów, które w dużej mierze czerpią z komiksów – zazwyczaj nie są one bliskie wizji jakiegoś quasi-artystycznego kina europejskiego, jak w przypadku Jokera. Szczególnie to widać w samej operatorce, a także i w doborze planów i kadrów. Phoenix jest bardzo blisko kamery; obnażany z kolejnych warstw człowieczeństwa wierci emocjonalną dziurę w brzuchach widzów.

 

Robert De Niro: Napisałeś prawie to samo, co Mateusz wcześniej, ale fajne to o dziurze, niech ci będzie.

 

Piotr: Nie czytałem niestety wypowiedzi Mateusza, ale zaraz to zrobię.

 

Robert De Niro: Błaźnij się dalej… No dobra, w sumie to chyba wyczerpaliście temat – można na to spojrzeć z wielu różnych stron, i to jest moim zdaniem największym atutem tego filmu: to, jakie żywe wywołuje emocje i prowokuje dyskusje. Przejdźmy teraz do innej kwestii, o jakiej chciałem z wami porozmawiać. Mianowicie – Joker od zawsze był postacią drugoplanową, typowym (chociaż nie do końca) złolem, który napędzał akcję w komiksach o Batmanie. Ich relacja rozwinęła się do tego stopnia, że w pewnym momencie –  jak w słynnym The Killing Joke – postacie doszły do wniosku, że nie mogłyby istnieć bez siebie nawzajem. Batmana napędzał szerzony przez Jokera chaos, który zagrażał wszystkim wchodzącym mu w drogę mieszkańcom, Jokera zaś napędzało bohaterstwo Batmana, który oczyszczał Gotham z przestępców niczym biały rycerz. Powstanie takiego filmu jak Joker kłóci się z tą wizją – Arthur Fleck, co prawda, spotyka Bruce’a Wayne’a w wieku dziecięcym w ramach fanserwisu, ale to właśnie on – przyszły książę zbrodni – jest tutaj głównym bohaterem, brak zalążków klasycznego wątku klasycznej walki dobra ze złem. Co sądzicie o zrobieniu w tym przypadku z postaci centralnej antagonisty? Czy ma to artystyczne uzasadnienie, czy jednak wolelibyście oglądać takiego Jokera, jak wcześniej w klasycznych filmach z Batmanem? I co ważniejsze – jak uważacie, w jaki sposób uniwersum zdecyduje się wykorzystać Phoenixa w przyszłości? Raczej jest to nieuchronne, zważając na komercyjny sukces obrazu (który w momencie redakcji tego tekstu zebrał już na całym świecie blisko 600 milionów dolarów na zaledwie 55 milionów dolarów budżetu).

 

Karol: To dosyć zabawne, że ludzie, którzy całkowicie wypierają jego wagę przekazu, nie uwzględniają tego, że przez samą dyskusję, którą wywołał, jakkolwiek, Joker już w tej chwili trwale zapisał się na kartach kinematografii. Ostatnią taką gównoburzę mogliśmy zaobserwować po wręczeniu Oscara za najlepszy film dla Kształtu wody Del Toro. Jednej rzeczy jestem pewny – nie chciałbym więcej filmów z uniwersum tego konkretnego Jokera, bo film ten fajnie działa w separacji od reszty kinowych superprodukcji.

 

Jakub: Co do uniwersum – mam nadzieję, że w ogóle go nie wykorzystają, ale to DC, więc wszystkiego można się spodziewać. Jeśli Arthur miałby się jeszcze gdzieś pojawić, to pewnie w drugim lub trzecim filmie o Batmanie, bo Jokera 2 nie jestem sobie w stanie wyobrazić.

 

Karol: W dodatku Joker w centrum filmu bardzo fajnie łączy się z jego charakterem i egoistycznymi pobudkami, gdyż on sam chce być w centrum uwagi. Choć tutaj raczej liczy na jakiekolwiek ochłapy atencji, ale jednak.

 

Bartek: A propos, Robert, witam, przepraszam za brak odzewu, musiałem nadrobić tok dyskusji. Właśnie spisuję swoje stanowisko 😉

 

Mateusz: Dla mnie brak postaci Batmana kompletnie nie stanowił problemu. To film przede wszystkim o rozpadającej się psychice, powolnym przechodzeniu w mrok. Nawet nie wiem, czy postać Batmana nie zakryłaby niejednoznaczności Jokera (i jako postaci, i jako filmu). Cała zabawa polega na tym, że odczuwamy i współczujemy antagoniście. To mistrzostwo manipulowania widzem, której nie powstydziłby się Kubrick na przykładzie choćby Mechanicznej pomarańczy.

 

Karol: Uważam tez, że nie ma co romantyzować postaci Jokera, gdyż pomimo wielu tragicznych sytuacji, do których doprowadziło go otoczenie, film wielokrotnie pokazuje nam, że jest on zwykłym creepem z pewnym komiksowym, wrodzonym defektem, niejako udowadniającym jego antagonistyczne zapędy.

 

Piotr: Phoenix na pewno pociągnie to wszystko i być może zapoczątkuje nowy trend artystyczny w kinie superbohaterskim – wysuwanie na pierwszy plan postaci, które zazwyczaj mogły o nim tylko pomarzyć. Poniekąd Joker Phoenixa jest na tyle wielowymiarowy, że nie traktujemy go jak typowego antagonistę; możemy rozgraniczyć poszczególne aspekty jego charakteru i samą jego postać rozbić na czynniki – zarówno te dobre, jak i złe, które go ukształtowały.

 

Mateusz: Uniwersum to choroba naszych czasów. Trzeba się jej wystrzegać… Joker niech pozostanie autonomiczny.

 

Karol: Jeżeli zobaczę za dwa lata plakat z napisem Joker 2: Narodziny Batmana, to trochę mi się niedobrze zrobi.

 

Robert De Niro:  To, co powiedział Karol, jest chyba najważniejsze. Mimo wszystko film opowiada o psychopacie – i niezależnie od tego, że spotykające go przykrości możemy czasem odnieść do doświadczeń naszych własnych lub z najbliższego otoczenia, zdecydowanie nie wolno nam pochwalać żadnych z jego zachowań w późniejszej części filmu. Wydaje mi się, że ten przekaz dość mocno się przebija – w końcu na skutek jego działań cale miasto pogrąża się w chaosie. Ciężko o bardziej zniechęcający ciąg przyczynowo-skutkowy.

 

Jakub: Niby pogrąża się w chaosie, ale z drugiej strony Joker nareszcie osiągnął w ten sposób to, czego tak bardzo pragnął – podziw i sławę ze strony społeczeństwa. Osoba w jego sytuacji mogłaby po obejrzeniu stwierdzić, że zapoczątkowanie anarchii to całkiem niezły sposób na to, żeby wreszcie stać się kimś ważnym. Pytanie tylko, na ile powinniśmy za to winić sam film. Odpowiadając na kolejne pytanie – uczynienie z Villaina najważniejszej postaci ma, w moim mniemaniu, jak najbardziej artystyczne uzasadnienie. Zresztą dobrze to pasuje do mody na antybohaterów, która od jakiegoś czasu panuje w serialach, ale w wysokobudżetowym kinie sobie takiego przypadku w ostatnich latach nie przypominam, więc jest to coś nowego w gatunku ekranizacji komiksów. Inna rzecz to to, jak sam bohater został przedstawiony. Chociaż chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że koniec końców jest postacią negatywną, to pewnie znajdą się ludzie, którzy w pierwszej połowie się z nim utożsamią, a później będą jego zachowania usprawiedliwiać, bo reżyser daje nam ku temu okazję. Widzimy tylko akty przemocy ze strony Jokera, skierowane w kierunku złych ludzi, ale kamera ucieka, gdy (w jakiś sposób) krzywdzi swoją sąsiadkę. Nie wiem, na ile było to przemyślane, ale był to, moim zdaniem, o jeden krok za dużo w kierunku kreowania Jokera na kogoś, kogo da się lubić.

 

Mateusz: Ponoć Phoenix w jednym z wywiadów powiedział, że proces zrzucania wagi na tyle fizycznie go bolał, że więcej już tego nie zrobi. Pytanie, czy po prostu w ewentualnej kontynuacji Joker wybierze się parę razy na burgera i zwyczajnie przytyje… Wychudzonego Jokera-Phoenixa raczej już nie obejrzymy.

 

Karol: Myślę, że Phoenix nie dałby się tak łatwo przekonać do drugiej części, bo trudno to artystycznie uzasadnić, a kochany Joaquin raczej nie bierze udziału w typowo komercyjnej papce.

 

Robert De Niro: Jestem zaskoczony, że nikt nie poruszył mojej ulubionej kwestii, więc na chwilkę wyjdę z roli prezentera i sam dodam coś od siebie.

 

Robert: Mianowicie – nie uważacie, że Joker to też trochę wyśmianie wszelkich filmowych morałów? W czasach, gdy prawie każdy film superbohaterski opowiada o czymś podniosłym (wielka moc wiążąca się z wielką odpowiedzialnością w Spidermanie, rodzina i dziedzictwo kulturowe Czarnej Pantery), w Jokerze znalazła się scena, gdy na pytanie skierowane do głównego bohatera, jaka jest puenta wszystkich jego działań, odpowiada on po prostu – nie ma puenty. There’s no punchline, można się rozejść. Myślę, że to strasznie mocna rzecz; mimo że film opowiada wyraźnie o negatywnych działaniach i ich konsekwencjach, ukazany jest także w dużym stopniu bezsens i chaos ludzkiego życia. Bo jak często chcielibyśmy nadawać znaczenie czemuś, co tego nie ma? Dlatego uważam, że to właśnie jest najmocniejszy element tego filmu – a na pewno mój ulubiony. Możecie się ze mną nie zgodzić, ale mimo całego komentarza społecznego i świetnej kreacji postaci, there’s no punchline kupiło mnie najbardziej i zmusiło do myślenia po seansie. I często wracam do tej linijki dialogu myślami, bo jest idealnie dobitna i – o ironio – świetnie puentująca cały film.

 

Robert De Niro: Okej, a teraz wasza kolej. Znowu zadaję wam pytania jak coś.

 

Karol: There’s no punchline to jedna z mikrowybitności, które serwuje nam Phillips w tym filmie. Otóż wiele schematów i oczywistości łamie również przecież genialna scena z karłem, którą można było rozwiązać prościej (także w celu podkręcenia puenty), a tu mamy do czynienia z wyjściem niecodziennym, mocno komicznym. Dlatego zgadzam się, w tym filmie występuje ukryta autoironia.

 

Mateusz: Bo puentę powinien dopowiedzieć sobie każdy z nas. Taka już natura zakończeń otwartych, choć Joker ostatnią sceną doprowadza do destrukcji moralności. Ostatecznie zatraca człowieczeństwo.

 

 

Robert De Niro: Wcześniej tyle mieliście do powiedzenia, a jak Roberta jara jakaś kwestia, to nagle nic? Czy dyskusja właśnie umarła?

 

Karol: Robert, jestem przy tobie.

 

Mateusz: Czasem brak słów i puenty jest najlepszym podsumowaniem.

 

Robert: Czekajcie, chyba Kuba coś jeszcze pisze…

 

Jakub: Ja mogę tylko napisać: no zgadzam się z wami chłopaki, to była dobra kwestia. Przepraszam, jeśli zawiodłem oczekiwania.

 

Karol: Mi się podoba ten komentarz.

 

Robert De Niro: A na koniec rozluźnijmy lekko atmosferę – czy zabralibyście na Jokera do kina swoją babcię? Proszę o odpowiedzi z uzasadnieniami, przypominam, że uczestniczymy w poważnej dyskusji na poważnym portalu filmowym.

 

Karol: Moja babcia nie żyje. A gdyby zobaczyła ten film, to raczej nie chciałaby dłużej żyć, więc raczej nie.

 

Jakub: Nie, chyba nie chciałbym jej męczyć ponad dwugodzinną podróżą do najbliższego kina.

 

Mateusz: Ja raczej nie… Niech żyje sobie w radości, a nie jakieś tam Schopenhauery i frazesy w stylu życie nie ma sensu… Takie zdanie pozostawmy nam – młodym.

 

Magdalena: Babci bym ze sobą nie zabrała, bo jednak jakieś nerwy trzeba tam mieć. Nie chciałabym starszej osóbki denerwować. Ale własnych dzieci (jakbym takie miała) też bym niestety nie wzięła na Jokera. Będąc w kinie, siedziałam obok chłopaczków z podstawówki i mimo iż rozumiem ich zainteresowanie tym filmem, to uważam, że jednak aby zrozumieć, a może nawet bardziej docenić ten obraz, potrzeba jednak pewnej nabywanej z wiekiem dojrzałości. Wydaje mi się, że w tym momencie właśnie wchodzi ta kwestia oczekiwań, o której już wspominałam. Zakładam, że nie takiego Jokera się spodziewali, co potwierdzały też ich komentarze podczas seansu. I tutaj właśnie chciałabym docenić twórców tego filmu, że dali mi coś, o co ich zupełnie nie podejrzewałam – bardzo ich za to szanuję.

 

Jakub: Ale w sumie gdyby był w telewizji, to nie widzę przeszkód – to nie Rob Zombie albo inne exploitation. A muzyka i zdjęcia się spodobają raczej każdemu.

 

Magdalena: Oj, muzyka była genialna!

 

Robert De Niro: Nudni jesteście. Ja zdecydowanie zabrałbym swoją babcię (którą z tego miejsca chciałbym gorąco pozdrowić), bo może przestałaby wtedy chociaż na chwilę Lombard. Życie pod zastaw oglądać.

 

 

Robert De Niro: Ciekawe, jak się Piotrek bawi w teatrze…

 

Mateusz: Pewnie świetnie! Tereyama to geniusz!

 

Robert: Ktoś chce coś jeszcze dodać? Nikt? Dobra, wstępnie dyskusja skończona.

 

—————– 

 

Robert: Pod tą kreską można już pisać, co się chce. Dziękuję wam wszystkim!

 

Mateusz: Uff, trochę się stresowałem.

 

Bartek: Joker Todda Phillipsa to wybitna próba sprzedania amerykańskiej i światowej widowni filmu z uniwersum DC w opakowaniu kina quasi-artystycznego. Jak uznał operator filmu, Lawrence Sher, budżet wynoszący zaledwie 55 milionów to na film superbohaterski naprawdę orzeszki (ze slangu amerykańskich filmowców). Swoje stwierdzenie, co do niskobudżetowości umotywował zdarzeniem z planu, kiedy to dostał po łapach, prosząc studio o pozwolenie na nakręcenie filmu na taśmie 65mm (zamiast taśmy wykorzystali nowinkę na rynku operatorki cyfrowej – Alexa 65, ze średnioformatową matrycą cyfrową, stąd też ta niesłychanie płytka głębia ostrości, cecha szczególnie charakterystyczna dla tego filmu). Operator wraz z reżyserem postanowili nakręcić film bezkompromisowy (jak sam twierdzi) pod względem inwencji, liczby dubli i ogólnej rozrzutności budżetu na kreatywne czy alternatywne pomysły. Owocem ich prac jest niesamowicie udany film, który zaspokoi potrzeby doszukiwania się „drugiego dna” zapalonego kinofila, równocześnie satysfakcjonując szukającego komercyjnej rozrywki zwykłego widza. Joker to film, który stoi jako portret psychologiczny amerykańskiego społeczeństwa. Jest podszyty głębokimi kolektywnymi lękami, poczuciem niesprawiedliwości oraz buntem przeciw wszechobecnej acedii i apatii samego Wujka Sama, jak i całego amerykańskiego społeczeństwa. Widać to i słychać po wywiadach z widzami i krytykami zachodnimi; miliony Amerykanów (i nie tylko) jest w stanie odnaleźć siebie w pooranej zmęczeniem i depresją twarzy Arthura Flecka. Co by nie mówiła krytyka, jest to coś więcej niż tylko film; to diagnoza współczesnego stanu psychiczno-egzystencjalnego całego zachodniego świata, kreślona grubymi i ciemnymi krechami. Joker jest manifestacją najciemniejszych refleksji współczesnych ponowoczesnych Amerykanów n.t. absurdu życia w społeczeństwie pozbawionym wszelkiej duchowości, miłości czy ostatecznego sensu, w której człowiek ostatecznie pozbawiony jest tożsamości. Sam Fleck zadaje sobie te same pytania, co przeciętny zachodni nastolatek: Cale życie zastanawiałem się czy w ogóle istniałem. Ale ostatnio przekonałem się, że istnieję i wszyscy chyba wreszcie zaczęli mnie zauważać. Najbardziej przerażające jest to, że w obliczu stopniowych przemian politycznych i obyczajowych, my jako Polacy zbliżamy się coraz bardziej do tej samej czarnej dziury, przed którą stoją Amerykanie, wraz z całą swoją cywilizacją pustego ekscesu. Joker, jak każde dobre dzieło sztuki, jest znakiem ostrzegawczym. Obyśmy się w niego dobrze wpatrzyli.

 

Karol: Bartek, idealnie się wyrobiłeś.

 

 

W dyskusji udział wzięli: Robert Solski, Martyna Kaczmarska, Jakub Komczyński, Magdalena Tobjasz, Karol Laska, Mateusz Rot, Piotr Migdałek, Anna Kawula oraz Bartek Berlin.

 

Zachęcamy do przeczytania także naszego felietonu o innych bohaterach zniszczonych przez społeczeństwo oraz recenzji filmu.

Exit mobile version