Walka o lajki i internetowy fejm, nieustanne dokumentowanie rzeczywistości i próba zaistnienia. Tak prezentuje się współczesny świat. A przynajmniej o takim współczesnym świecie opowiada Gia Coppola w swoim najnowszym filmie. Mainstream to efekciarska opowieść ku przestrodze, która okazuje się równie pusta, jak wygłaszane przez jej bohaterów hasła.
Aspirująca artystka wideo, Frankie (Maya Hawke), wraz ze swoim przyjacielem Jake’em (Nat Wolff), pracuje w barze w Hollywood. Pewnego dnia dziewczyna wpada na ekscentrycznego Linka (Andrew Garfield) i rozpoczyna z nim artystyczną współpracę, filmując i promując w internecie jego działania realizowane pod pseudonimem No One Special. Skupione wokół antykonsumpcyjnych i antysystemowych przekazów trio paradoksalnie zyskuje gigantyczną popularność w Internecie. Bohaterowie szybko jednak zaprzedają swoje dusze i wartości, gubiąc się w wirze sławy i pieniędzy.
W ostatnich latach jednym z najciekawszych filmów, w których pojawia się wątek mediów społecznościowych i internetu była Ósma klasa. Film Bo Burnhama z empatią przygląda się temu, jak technologia i social media determinują życie nastolatków; bardziej od tych narzędzi interesuje go jednak to, co młodzi ludzie z nią robią i jak amplifikuje ona ich nastoletnie doświadczenia. Nasze życie rozgrywa się przecież niejako w dwóch przestrzeniach – tej realnej i tej wirtualnej. Opowiadanie w szerokim spektrum o tak skomplikowanym zjawisku, jakim są media społecznościowe – ich działanie i wpływ na naszą kulturę – jest zadaniem nawet nie tyle karkołomnym, co właściwie chyba z góry skazanym na porażkę; szczególnie jeśli ubiera się to w szaty prostolinijnej opowiastki z morałem. Mainstream, przy całej złożoności tej kwestii, ogranicza się jedynie do płytkiego przekazu, mniej więcej tak pretensjonalnego i sztampowego, jak wypowiedzi Linka. Ponadto oparty jest na niezwykle miałkiej historii zbudowanej z fabularnych klisz i bohaterów, których powodzenie jest nam zupełnie obojętne. Największym przewinieniem Mainstreamu jest bowiem właśnie jego banalność i przewidywalność; zarówno w aspekcie fabuły, jak i postaci.
Maya Hawke, która już w ostatnim sezonie Stranger Things dała się poznać jako całkiem charyzmatyczna aktorka, tutaj nie dostaje nic ciekawego do zagrania. Podobnie zresztą dzieje się w przypadku Nata Wolffa, znanego między innymi z poprzedniego filmu Coppoli – Palo Alto. Zdecydowanie najtrudniejsze i największe wyzwanie aktorskie ma tutaj Andrew Garfield. Aktor, który szerokiej publiczności znany jest głównie z tytułowej roli w filmach z krótkiej (i raczej nieudanej) serii Niesamowity Spider-Man, w ostatnich latach dokonuje coraz to ciekawszych wyborów aktorskich, wśród których wymienić należy nie tylko takie filmy, jak Przełęcz ocalonych (za którą dostał nominację do Oscara) czy Milczenie Martina Scorsese, ale też takie projekty, jak film Davida Roberta Mitchella Tajemnice Silver Lake czy rola w Aniołach w Ameryce na deskach teatrów. Jako Link, dla którego życie wydaje się nieustającym performance’em, Garfield mógł się niejako wykazać swoim talentem komediowym. Jego postać – niespokojna i niezrównoważona, przytłaczająca i odrzucająca oraz będąca w ciągłym ruchu i słowotoku – jest siłą napędową Mainstreamu.
Niestety, w błyskawiczny i bezsprzeczny sukces bohaterów trudno jest uwierzyć, a działania twórców i influencerów w rzeczywistości poddawane są większej krytyce, niż ma to miejsce w filmie (choć to może kwestia mojej internetowej bańki). Postaci w żadnym momencie nie wyczuwają nawet ironii swojego postępowania. Świat Mainstreamu jawi się więc bardziej jako specyficzna antyutopia z nawiązaniami do orwellowskiego Roku 1984. Film Coppoli dostarcza nam dużo prostych bodźców i odniesień nie tylko ze strony postaci, ale też samej reżyserki. Sporo jest tutaj zabawy formą; szybkich montaży, filmowych nawiązań czy kolorowych animacji i innych prób oddania estetyki social mediów. Trochę jak w filmowym wywiadzie influencera Juanpy z naszym Nikim szczególnym – dzieje się dużo i szybko; pytanie tylko: co?.
Mainstream ugina się pod ciężarem własnych ambicji i wpada w zastawioną przez siebie pułapkę. Nie można odmówić Gii Coppoli tego, że podjęła ciekawą próbę przyjrzenia się niezwykle aktualnym, fascynującym i oczywiście kontrowersyjnym zjawiskom. Mainstream naszkicowany jest jednak zbyt grubą kreską, a to, co wyolbrzymione, często traci na sile przekazu; przekazu tutaj skądinąd niekonsekwentnego i balansującego na granicy powagi i satyry. Coppola odsłania fałsz tego świata i zajmuje się zgubnymi skutkami jego wpływów, jednocześnie szukając winnych takiego stanu rzeczy. Współczesny świat nie mieści się jednak w ramach tej fabularnej kliszy.
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Mainstream
Dyskusja