POWRÓT BENA – recenzja

Czy istnieje gorsze uczucie od świadomości niemożności pomocy osobom, które kochamy? Dostrzegając ich nieprzerwany ból, zatracone szanse na wykorzystanie niezmierzonych jeszcze pokładów potencjału, który w sobie porzucili, czy istnieje granica zdrowego rozsądku, w nie tyle w samym ponawianiu działań na rzecz niesienia pomocy, ile zdecydowanym i autentycznym zawierzaniu własnego zaufania osobom, które niegdyś znaliśmy, a dziś jedynie możemy kochać lub nienawidzić?

Peter Hedges, reżyser, między innymi filmu Co gryzie Gilberta Grape’a, czy Był sobie chłopiec, tym razem, na warsztat postanowił wybrać burzliwą, choć dla autora, wciąż jasną relację uczuć i sposobu działania rodziców, w stosunku do własnych dzieci, wdających się w kolokwialnie rzecz ujmując-przysłowiowe kłopoty, gdyż wraz z rozwojem wydarzeń okazuje się, że problem nie dotyczy samego bohatera, a znacznej części środowiska. To kluczowe odniesienie w sprawie rozliczania bohaterów z ich win i postępków, będzie trwałą wytyczną uzmysławiającą złożoność czynników utrudniających jasne sklarowanie słuszności obranych sposobów działania, jak również ich potępienia.

Oglądając początkowe sceny filmu; poznając bohaterów i świat, jaki tworzą, wspólny system wartości, ilość zaangażowania oraz jego postać przy wspieraniu społeczności, w każdym z nas mogłoby zrodzić się poczucie idylliczności. Poukładane życie rodzinne zostaje jednak wstrzymane i zawieszone w balejażu myśli i odczuć wyczekiwania, gdy niespodziewanie zjawia się najstarszy syn (tutaj grający go, niewiarygodny w łatwości utożsamienia się – Lucas Hedges). Zwolniony z odwyku na jednodniową przepustkę, nieumyślnie powoduje splot zdarzeń, angażujących całą rodzinę. Dramat, jaki rozgrywa się w życiu chłopaka jest przedstawiany głównie z perspektywy jego matki, którą także niezwykle autentycznie i równie ciepło, co charyzmatycznie, zagrała Julia Roberts.

Kreacje aktorskie niekiedy wygrywają swoje chwile, a ogólnie dostrzegalna atmosfera pomiędzy odtwórcami ról jest czymś, co w niejednej osobie może pobudzić przemianę, czy odświętne natchnienie. Co do wielości zdarzeń omawianej fabuły i ich ogólnego rozrachunku w przekazie, niemal od samego początku, zdajemy się tak naprawdę w nią wnikać. Ckliwość opowieści matczynej, czy szerzej rozumianej, rodzicielskiej miłości, którą wszyscy już wcześniej skądś poznawaliśmy, a która nigdy sama w sobie nie zdawała się być czymś wdzięczniejszym niż realnie jest, doprowadza nas do stanu wspólnego wyczekiwania na cud, jakim miałoby być szczęśliwe zakończenie. Jednak czy faktycznie istnieje kategoryczny wyznacznik tego, co niedopuszczalne i dyskredytujące wszelkie więzi? A jeśli tak, jaki wybór może w tym wypadku posiadać rodzic i gdzie kończy się jego siła sprawcza?

Porządkując swoje przemyślenia; zgadzam się z twierdzeniem, że film Hedges’a, to doskonały obraz czym jest narkomania, jednak należałoby również nadmienić, że sam temat nałogu, skutków pobłażania wszelkim niepokojącym symptomom, matczyna determinacja o spełnienie dziecka, które bynajmniej nie jest już tak niewinne, jak niegdyś, brnięcie w jego odratowywanie, czy nawet samo destrukcja i próba odmienienia swej natury, to prawdziwie zaledwie część credo, jakie jest w stanie przekazać Powrót Bena.

Twórcy wyszli naprzeciw ogólnie przyjętemu ryzyku popadnięcia w całkowicie zbyteczną komukolwiek melancholię, ale też nie dali się ponieść przypisaniu infantylności skądinąd czemuś podobnie szkodliwie dezorganizującemu innym życie. Film trzymający w napięciu wzruszeń, strachu, poczuciu bezradności i krzty nadziei, która wolno, lecz usilnie się tląca, niemal całkowicie pochodzi od wyczerpanej małymi bataliami matki, dobrze znającej stawkę ponownego zagubienia się jej syna. Czy aby na pewno to kolejny feel-good movie?

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • ocena
Exit mobile version