WINNI – recenzja przedpremierowa

Człowiek, telefon, zamknięte pomieszczenie. Skąd to znacie? „Locke”? To skojarzenie nasuwa się prawdopodobnie wszystkim, bo nie czytałem jeszcze żadnej opinii na temat „Winnych” („Den Skyldige”), w której ani razu nie padłoby porównanie do wspomnianego filmu z Tomem Hardym sprzed paru lat. Czy jednak faktycznie te 2 obrazy mają tak wiele wspólnego?

Tym, co w przeważającym stopniu sprawia, jak będziemy odbierać oba te filmy jest postać głównego bohatera. Gdyby nie wzbudzał on w nas sympatii, gdyby irytowały nas jego zachowania, a jego los byłby nam obojętny, prawdopodobnie seans byłby dla nas męczarnią. Twórcom udało się tego jednak w obu przypadkach uniknąć. Zarówno postać grana przez Toma Hardy’ego z „Locke’a”, jak i Asger Holm z „Winnych” (w tej roli Jakob Cedergren) to wielowymiarowi antybohaterowie, którzy potrafią nas przekonać do tego, że w gruncie rzeczy są dobrymi ludźmi, z którymi możemy sympatyzować, pomimo wszystkich ich wad i niewłaściwych zachowań.

Problemów, z jakimi zmagać się musi protagonista duńskiego filmu jest naprawdę mnóstwo. Przez cały czas z tyłu głowy ma to, że następnego dnia odbędzie się proces przeciwko niemu w sprawie czegoś, co zrobił na służbie (szczegóły tej sprawy poznamy dopiero w ostatnich minutach filmu), a co spowodowało, że z „ulicy” został przeniesiony na stanowisko operatora numeru 112, którego to zajęcia wyraźnie nie lubi. Przyjmując zgłoszenia momentami brakuje mu wyrozumiałości, zdecydowanie zbyt emocjonalnie reaguje, gdy coś idzie nie po jego myśli, z dotychczasową partnerką w ostatnim czasie nie układa mu się zbyt dobrze, eufemistycznie rzecz ujmując, a z kolegami z pracy wydaje się nie mieć zbyt dobrego kontaktu. Pomimo tego, gdy pod koniec swojej zmiany dostaje telefon, w którym kobieta mówi mu, że została porwana, w pełni angażuje się w tę sprawę i robi wszystko, by pomóc jej oraz jej dzieciom, z czasem będąc tym na tyle pochłonięty, że w swoich staraniach czasami naginając prawo, żeby doprowadzić sprawę do pomyślnego końca.

Cedergren w głównej roli nie szarżuje, ale w pełni wykonał swoje zadanie, oddając szerokie spektrum emocji, które odczuwała jego postać w trakcie trwania filmu i w żadnym momencie nie wypadając nawet odrobinę fałszywie. Obserwujemy go dosłownie przez cały czas (nie jestem pewien czy była jakakolwiek sekunda, kiedy nie było go na ekranie) i to w dużej mierze dzięki niemu czułem sympatię do głównego bohatera. Pozostali aktorzy dostali niewielkie, głównie głosowe role, więc trudno w jakikolwiek sposób ich ocenić.

Pomimo bardzo minimalistycznej formy reżyser świetnie poradził sobie z budowaniem napięcia. Strona wizualna jest tutaj wyraźnie na dalszym planie (trudno zresztą spodziewać się, żeby było inaczej, kiedy całość dzieje się w jednym pomieszczeniu), jednak zmieniające się wraz z czasem trwania filmu oświetlenie dobrze współgra z coraz cięższym klimatem opowieści. Co ważne, w firmie nie brakuje też humoru, który w kilku miejscach pozwala widzowi na chwilę wytchnienia od coraz okropniejszych wydarzeń, o których słyszymy. Kolejne informacje na temat porwania oraz przeszłości głównego bohatera otrzymujemy stopniowo, nie brakuje też nieoczywistych twistów fabularnych, dzięki którym działania wszystkich postaci zostają umotywowane w bardzo przekonujący sposób, a słuszność niektórych działań głównego bohatera poddawana jest w wątpliwość, pomimo jego szczytnych intencji.

Dawno nie widziałem obrazu, który na tyle by mnie poruszył, mimo bardzo oszczędnej formy. Poza kilkoma momentami, kiedy dźwięk nie zadziałał tak jak powinien (ale to prawdopodobnie nie kwestia filmu, lecz sali, na której go widziałem), nie jestem w stanie znaleźć w nim większych wad. Jeśli tylko nie macie problemów z konwencją typu „człowiek przez 1,5 godziny rozmawia przez telefon”, to powinna to być dla was pozycja obowiązkowa z prostym, lecz nader wartym wysłuchania przekazem. „Winnych” w polskich kinach obejrzeć będzie można od 9 listopada za pośrednictwem Gutek Film.

Recenzja

4,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Ocena
Exit mobile version