NIE MA NAS W DOMU – recenzja

„Ciężką pracą ludzie się bogacą” – z tą maksymą od dzieciństwa zapoznawali nas rodzice, z nią dorastaliśmy i w jej myśl kształtowaliśmy nasze przyszłe życie zawodowe. Żyjąc w społeczeństwie konsumpcyjnym, opisujemy siebie przede wszystkim przez dwa słowa: mieć i posiadać. Czy jednak cel na pewno uświęca środki? Nie ma nas w domu to wizualne zobrazowanie tego pytania.

Ken Loach (Ja, Daniel Blake, Polak potrzebny od zaraz, Wiatr buszujący w jęczmieniu) to niekwestionowany mistrz brytyjskiego kina zaangażowanego. Reżyser konsekwentnie realizuje koncepcję kina jako drzwi, przenosząc nas w świat bohaterów poprzez kolejne „przejścia” – drzwi samochodów, stare okna, framugi czy wejścia do autobusu. W efekcie spokojnie możemy się oddać „podglądaniu” życia bohaterów, którzy w niebezpieczny wręcz sposób przypominają nam naszych sąsiadów, znajomych, rodzinę.

Nie inaczej jest w najnowszym filmie rekordzisty nominacji do Złotej Palmy. Sorry We missed you to bowiem opowieść o losach „typowej” brytyjskiej rodziny. Jej głowa – Ricky Turner (Kris Hitchen) to mężczyzna w średnim wieku, którego postać wręcz woła o porównanie do biblijnego Hioba. Ricky ma dwójkę dzieci, kochającą żonę, pokaźne długi na koncie i brak perspektyw na poprawę sytuacji swojej rodziny. W obliczu popadania w coraz większą ruinę, w akcie desperacji podejmuje pracę kuriera. Przyparty do ściany mężczyzna, bez mrugnięcia okiem przystaje na podejrzane warunki pracy. Nie budzą w nim podejrzeń nawet tak rzucające się w oczy zapisy, jak brak umowy czy odpowiedzialność finansowa za każdą niedyspozycję. W przedziwnym mechanizmie, stworzonym przez właściciela magazynu, pracuje cała rzesza kierowców, którzy zakładają własną firmę, załatwiają sobie samochody i – wypełniając normy szefa zakładu, Jacka (Alfie Dobson) – rozwożą paczki. Marzenia o szybkim i łatwym zarobku, będąc na swoim, szybko okazują się jedynie złudzeniem, a praca kuriera – paktem zawartym z diabłem. Kilometry do odbycia, nieludzkie warunki dostarczania paczek i widmo wysokich kar za każde potknięcie wpływają nie tylko na podupadnięcie Ricky’ego na zdrowiu, lecz także na powolny rozpad jego rodziny. Rodziny, dla której przecież poddał się niewolniczej wręcz pracy.

Nieobecna w wynajmowanym mieszkaniu pozostaje także żona Ricky’ego – Abbie (Debbie Honeywood), która pracuje jako opiekunka dla osób niepełnosprawnych. Kobieta nie potrafi zdystansować się od swoich podopiecznych i traktuje ich niemal jak rodzinę. Wraca coraz później do domu i wyrabia coraz więcej bezpłatnych nadgodzin.

Coraz bardziej widoczna nieobecność rodziców po cichu odbija się na ich dzieciach. Mała Lisa Jane (Katie Proctor) moczy się w nocy i nie może spać, a nastoletni Seb (Rhys Stone) postanawia się zbuntować i porzuca szkołę na rzecz malowania sprayem w gangu grafficiarzy. To wydarzenie poddaje małżonków niełatwej próbie odbudowania rodziny.

Nie ma nas w domu to kolejna z serii historii „Samego życia”, portretowanego przez brytyjskiego reżysera. Nie ma tu ani grama przesady, są za to szare i smutne realia rzeczywistości, z jaką mierzyć się musi każda rodzina sytuująca się na pozycji klasy średniej/niższej w społeczeństwach rozwiniętych. Pokazując codzienne życie bohaterów, z którymi boleśnie łatwo się utożsamić, Loach zdaje się pytać: „Czy tak to wszystko miało wyglądać?”, „Czy to jest ten świetny kapitalizm?”, „Czy pieniądz jest ważniejszy niż czas spędzony z bliskimi?” Na te uniwersalne pytania każdy widz odpowiedzieć ma sobie sam. Nie ma na nie bowiem jednej odpowiedzi, co Loach podkreśla otwartym zakończeniem filmu.

film dostępny na: CHILI

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Nie ma nas w domu
Exit mobile version