O CHŁOPCU, KTÓRY UJARZMIŁ WIATR – recenzja

Uznani aktorzy coraz to częściej próbują swoich sił po drugiej stronie kamery, bardzo często z pozytywnym skutkiem. Już kilkadziesiąt lat temu, swoimi nienagannymi umiejętnościami twórczymi chwalił się pionier kina niezależnego – John Cassavetes. Następnie monumentalnymi widowiskami zachwycał Mel Gibson, ukazując pola bitwy niekoniecznie z tych samych epok. Dzisiaj nazwisk wciąż przybywa, wymieniając chociażby Johna Krasinskiego czy Paula Dano, a najświeższym tytułem pochodzącym z ręki aktora, jest film O chłopcu, który ujarzmił wiatr.  Tym razem predyspozycje do roli reżysera zaprezentował Chiwetel Ejiofor.

Ejiofor znany jest z ról w takich dziełach jak Zniewolony, Doktor Strange, a także Ludzkie dzieci. Niezależnie od wagi swoich kreacji, były ty głównie występy w filmach amerykańskich, trzymających się ściśle głównego nurtu. O chłopcu, który ujarzmił wiatr to debiut odbiegający kształtami od jego wcześniejszego dorobku artystycznego. Jest to historia opowiedziana na podstawie książki Williama Kamkwamby i Bryana Mealera o tym samym tytule. Ba, nazwa niejako wyjawia nam najważniejsze z wydarzeń, dzięki któremu całość poprawnie wybrzmiewa. Ujarzmienie wiatru to jednak wierzchołek fabularnej góry, do której prowadzi dosyć wyboisty szlak.

Narracyjną bazą jest bowiem niewielka wioska, musząca zmierzyć się z najsurowszą suszą ostatnich lat. Zamieszkała w niej rodzina dzielnie próbuje stawić jej czoło, po drodze borykając się z serią zgoła innych problemów. Pan i pani domu próbują zapewnić stabilny byt swoim dzieciom, zaczynając od podstawowych potrzeb w postaci jedzenia i dachu nad głową, do stabilnej ścieżki edukacyjnej, prowadzącej do podjęcia studiów.

Głównym „ale”, uniemożliwiającym normalne funkcjonowanie, stają się tu najprościej rzecz ujmując finanse. Nie jest to może życie w skrajnej biedzie, lecz pieniędzy wciąż tu na wszystko brakuje. Sprzedawanie skrawka ziemi i ograniczanie się do jednego posiłku dziennie to tylko kilka przykładów desperackiego wiązania końca z końcem. Dosięgająca nawet tych obszarów siła pieniądza przeraża, okazując się jednym z niewielu sposobów na poradzenie sobie z klęską żywiołową.

Zdając sobie sprawę z praw rządzących światem, Ejiofor nie boi się pokazać ukrytej natury człowieka, kiedy przychodzi do walki o przetrwanie kolejnych dni. Zauważalna jest tu zmiana zachowań oraz mentalności, w porównaniu do okresu, w którym panował umowny spokój i dostatek. Ta nieco bardziej ludzka strona medalu również znajduje tu swoje odbicie, a lokalna solidarność po jakimś czasie wypiera zaskakująco negatywne zachowania. Do wszystkiego wpisany zostaje również wątek ustrojowo-polityczny – może się zdawać, że kluczowy, ale jego chaotyczne przedstawienie pozostawia po sobie wrażenie niechlujności wynikającej z mało trafionego sposobu urwania tematu.

Mając tak szczery materiał do adaptacji, reżyser musiał mierzyć się zadaniem wiernego przekucia go na obraz. Na całe szczęście scenariusz został umiejętnie napisany, tym samym przejrzyście zakreślając relacje bohaterów. Dialogi oprócz naturalności, imponowały kulturowym i językowym bogactwem, zgrabnie łącząc angielszczyznę z rdzennym językiem tamtejszej społeczności. Minusem wynikającym najpewniej z hollywoodzkich doświadczeń autora jak i braku jego dyrygenckiego doświadczenia, jest skłonność do spłaszczania pewnych scen oraz czerpania z morza pomniejszych banałów czy klisz. Paradoksalnie jednak, uproszczenia te płyną w sposób uroczy, głównie ze względu na to, że Ejiofor nie potrafi jeszcze kłamać, oddając przy tym wielki szacunek materiałowi źródłowemu.

Prawdziwego charakteru nadaje też małe doświadczenie aktorów, nieprzekładające się w negatywnym stopniu na prezentowany poziom kreacyjnej gry. Ograniczony wachlarz gestów i min wytwarza wokół filmu autentyczną aurę, którą łamie trochę występujący w jednej z ról reżyser. Chwali się on swoimi umiejętnościami, a poziomem ekspresji dominuje każdą scenę, ale każda z jego szarż wydaje się być uzasadniona.

Dzieło to jest kolejnym przykładem tego, że wielu ludzi kina potrafi działać zarówno „przed” jak i „za” kamerą. Z drugiej strony trudno zauważyć w nim jakiś konkretne cechy, wybijające się ponad standardy do jakich jesteśmy, jako widzowie, przyzwyczajeni. Daleko mi jednak do stwierdzenia, że jest to twór zły. Pomimo bezbarwnych chwil, potrafi zaskoczyć kolorami, a tak imponująca czynność jak zapanowanie nad wiatrem, nie wzbija się ponad zwykłą prozę, dzięki czemu na pierwszym planie dominuje szczerość.
 

 Film jest dostępny na:

Recenzja

3 Ocena

Moja ocena filmu:

  • ocena
Exit mobile version