PIERWSZY REFORMOWANY – recenzja

Paul Schrader znany jest z kultowych scenariuszy. Z pewnością widzieliście takie produkcje jak Taksówkarz, Wściekły Byk czy Ostatnie kuszenie Chrystusa. Tak to dzieła tego scenarzysty. Całkiem utalentowany twórca prawda? No nie do końca. Po udanych scenariuszach Paul wziął się za reżyserię i  to z marnym skutkiem. Jego produkcje regularnie były bardzo źle oceniane tak jak i również jego ostatnie scenariusze. Doszło nawet do tego, że nakręcił film z aktorem porno Jamesem Deenem (nie mylić z Jamesem Deanem), co nie spotkało się z oklaskiem branży. Czy zatem wraz z Pierwszym reformowanym wrócił on do formy?

Jest to sprawa z pewnością nieoczywista. Schrader wraca po latach do tematów chrześcijańskich. Opowiada o życiu małomiasteczkowego pastora Tollera (w tej roli Ethan Hawke), który musi się zmierzyć z własnym sumieniem. Zraniony głęboko śmiercią syna i rozwodem Toller rozpoczyna posługę w małym kościele tytułowym Pierwszym reformowanym. Jego okropną sytuację piętnuję choroba i tragiczne wydarzenia w życiu parafian, z którymi pastor jest w bliższych relacjach. Film rozpoczyna się obiecująco. Spokojnie rozwija się historia, jak i postać (oraz problemy) Tollera. Z każdą minutą jednak jest coraz gorzej. Schrader stara się zwrócić uwagę społeczeństwa i kościoła na problemy środowiskowe. Pomysł jakże chwalebny, w wykonaniu wypada o wiele gorzej niż na papierze.

Produkcja usiłuję być filmem Bergmanowskim. Posiada zdecydowanie cechy kina mistrza ze Szwecji. Przewijają się motywy trudności kontaktów ludzkich, otaczającego świata, cierpiącego człowieka, widma śmierci, zniszczenia, cierpienia i chrześcijańskiego Boga. Schrader zdecydowanie Bergmanem jednak nie jest. To, co w oku mistrza działałoby doskonale, tu zostaje rozmielone. Przechodzenie z tematów przyziemnych do tematów o kondycji świata po prostu nie działa. Nie jest to płynne i momentami wywołuję niezamierzony przez twórców śmiech. Schrader wypada tu jak mniej utalentowany Malick, który stara się zostać współczesnym Bergmanem.

Nie jest to produkcja bardzo zła, ani nawet zła. To film średni z chęcią bycia współczesnym manifestem kondycji świata i ludzkości. Działa jako dramat psychologiczny jednego człowieka, przez większość czasu. Ethan Hawke oddaję postać pastora wiarygodnie, nie wychodząc ze swojego emploi. Koniec, którego nie zdradzę, psuję jednak cały obraz produkcji. Aż żal ściska, że pomysł na historię nie został oddany bardziej utalentowanym twórcom. Czy mimo wad warto obejrzeć tę produkcję? Zawsze warto wyrobić sobie własne zdanie na temat filmu, a tematy związane z degradacją środowiska powinny być poruszane o wiele częściej w produkcjach fabularnych. Zwrócenie uwagi na ten aspekt życia zdecydowanie jest plusem, choć bardziej wartościowe byłoby obejrzenie dokumentu na ten temat.

 Film jest dostępny na:

Recenzja

2,5 Ocena

Moja ocena filmu:

  • OCENA
Exit mobile version