Od jakiegoś czasu, co roku po festiwalu w Gdyni, szczególnie dużo mówi się o debiutanckich produkcjach fabularnych polskich reżyserów. Nie inaczej jest po tegorocznej edycji, a część z tych obrazów można już zobaczyć w kinach lub na innych festiwalach. Pierwszą fabularną próbę Małgorzaty Imielskiej, dotychczas zajmującej się filmami dokumentalnymi, udało mi się zobaczyć na toruńskim Tofifeście i było to doświadczenie jeszcze bardziej zachęcające do zapoznania się z pozostałymi debiutami.
Ola jest 17-letnią dziewczyną z zakładu poprawczego, której pasją jest bieganie. Chociaż może się to kojarzyć z Samotnością długodystansowca, to w tym wypadku jej motywacja jest zupełnie inna: chce osiągnąć sukces w sporcie, by w ten sposób zwrócić na siebie uwagę matki – byłej biegaczki, która przed laty zostawiła córkę i od tamtego czasu nie udało się nawiązać z nią kontaktu. Jak można się domyślać, po takim umiejscowieniu akcji, Wszystko dla mojej matki to kolejny polski film przedstawiający świat, w którym nikt nie chciałby żyć: na każdym kroku pełno jest psychicznego znęcania, przemocy fizycznej i autorytarnych postaci. W przeciwieństwie do większości twórczości Smarzowskiego, czy tym bardziej Vegi, tutaj nie zostaje przekroczona granica, za którą trudno byłoby uwierzyć w okropieństwo prezentowanych nam wydarzeń. Oczywiście duża w tym zasługa reżyserki, która przy tworzeniu scenariusza wzorowała się na prawdziwej historii oraz rozmowach przeprowadzonych w zakładach poprawczych.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że pokazywana przemoc może niektórych odrzucać. Chociaż według reżyserki historia opowiedziana w filmie jest i tak mocno złagodzona w stosunku do losów pierwowzoru Oli, w rzeczywistości niepotrzebna była zwłaszcza jedna bardzo długa scena gwałtu, ten sam efekt bowiem można było osiągnąć, ucinając ją dużo wcześniej. Chwilami miałem wrażenie, że kolejne szokujące sceny służą głównie utrzymaniu uwagi widza, co w przypadku tego obrazu nie było konieczne. Zbyt duże nagromadzenie przemocy często prowadzi do zobojętnienia u widza i być może u niektórych ten film wywoła taki efekt. Z drugiej strony trzeba przyznać twórcom, że jeśli ich głównym celem było zachowanie realizmu, to swoje założenie jak najbardziej osiągnęli.
Kluczową rolę w zbudowaniu realistycznego świata przedstawionego odgrywały postacie i tutaj trudno mieć jakiekolwiek zarzuty. Pomimo bardzo trudnej roli, znakomicie poradziła sobie grająca Olę Zofia Domalik (nagrodzona w Gdyni za debiut aktorski), przekonująco przekazując nam motywacje kierujące jej bohaterką. Szczególnie dobrze wypadają jej interakcje z innymi dziewczynami, co jest zasługą zarówno bardzo dobrze dobranych aktorek (wyróżnia się wśród nich Maria Sobocińska), jak i zaskakującego wręcz zniuansowania prawie wszystkich postaci. Pomimo wszystkich okropnych rzeczy, które dzieją się w zakładzie, nie ma wśród wychowanków jednoznacznie złych osób. Również pracownicy (poza jednym wyjątkiem) są przedstawieni jako ludzie z najlepszymi intencjami, którzy mimo wszystko czasami nie potrafią sobie poradzić z ciężarem ich zawodu. To kolejny powód, dzięki któremu nietrudno uwierzyć, że wszystkie te wydarzenia nie są zaledwie wytworem wyobraźni reżyserki, lecz w miarę wiernym odwzorowaniem sytuacji w tego typu miejscach, a ludzi krzywdzących protagonistkę moglibyśmy codziennie widywać i mimo tego nie zorientować się, że są zdolni do takich działań.
Nie jest to zdecydowanie obraz bez wad. Poza wspomnianą, moim zdaniem nadmierną przemocą, niepotrzebna była całkowicie niepasująca do reszty filmu scena z kulturystami, a końcowe minuty wydają się pójściem na skróty. Mimo wszystko udało się stworzyć bardzo angażującą historię na rzadko poruszany w Polsce temat ze świetną główną rolą. Czekam na więcej filmów reżyserki, bo w tym przypadku połączenie doświadczenia dokumentalistki z fabułą dało bardzo ciekawy efekt.
Recenzja
Moja ocena filmu:
-
Wszystko dla mojej matki
Dyskusja