MÓJ OJCIEC – recenzja

Lekko ponad rok temu, przeglądając w pośpiechu plan projekcji podczas krakowskiej Off Camery, natknąłem się na wtedy jeszcze nieprzetłumaczony, dziko brzmiący tytuł – Retablo. Owe słowo na tyle wzbudziło moją ciekawość, że naturalną koleją rzeczy było odszukanie jego definicji. Ekscytacja nieco opadła, gdy okazało się, że to peruwiańska forma dewocjonaliów – małe drewniane ołtarzyki z figurkami, najczęściej sakralnymi, starannie wykończone rzemieślniczą ręką. W głowie zakładałem już najgorszy scenariusz, mając przed oczyma obraz produkcji o żywocie prostego sprzedawcy pamiątek w lokalnym miasteczku. Natomiast Alvaro Delgado Aparicio serwuje bardzo intensywny, niemal bergmanowski obraz rodziny, gdzie gra pozorów odgrywa pierwsze skrzypce, zagłuszając gorzką sonatę rzeczywistości. Innymi słowy, w moim przypadku jest to klasyczny przykład festiwalowej niespodzianki, która od niedawna dostępna jest – dzięki outfilm.pl – w rodzimym streamingu pod nazwą Mój ojciec, co pozwoli potencjalnemu odbiorcy uniknąć zmartwień dotyczących peruwiańskiego przemysłu zajmującego się produkcją dewocjonaliów.

Sama fabuła skupia się na relacji dorastającego syna Segundo z Noe, czyli tytułowym ojcem, będącym lokalnym rzemieślnikiem, mistrzem swego fachu. Od samego początku reżyser zestawia dwójkę bohaterów zmieniając kadry, scenografię czy oświetlenie, nieustępliwie kierując uwagę widza w stronę wyłącznie owego duetu. Emfaza ta okazuje się całkowicie uzasadniona, gdyż ma ona delikatnie psychologiczne podłoże, o czym odbiorca dowiaduje się, gdy narracyjną sielankę zaburza niespodziewane wydarzenie (nie jest to demonizowany przez ogół spoiler, gdyż ma ono miejsce w początkowej fazie filmu). Młody Segundo od samego początku zapatrzony w swego ojca jak w obrazek, gdy dowiaduje się o homoseksualnych skłonnościach rodzica, stawia pod znakiem zapytania perspektywę wejścia w buty autorytetu o wątpliwej dla niego moralności. To również szczególny moment dla historii, gdyż ciężar prowadzenia narracji przekazywany jest z barków ojca na barki wątłego, zagubionego syna. Ale może być to równie dobrze moment rozpoczęcia metafizycznej wędrówki; określenie to, może lekko górnolotne, ma uzasadnienie podczas ulotnych chwil, w których Segundo buntuje się i próbuje zredefiniować swój światopogląd.

Kontynuując ową wędrówkę, młodzieniec ukazywany jest na tle przesiąkniętego tradycją, nieco ortodoksyjnego peruwiańskiego zaścianka. Przekorne nastoletnie szarpaniny są momentami odcięcia się od szoku – pokazują, że historia, mimo widocznej gołym okiem anachroniczności, dzieje się jednak w XXI wieku. W tym momencie, analizując kontekst społeczny dzieła, reżyser niczym antropolog portretuje szczególny kontrast pomiędzy tradycją, jaką jest między innymi praca ojca, a swoistą „lokalną nowinką” w postaci homoseksualizmu. W tym miejscu brakuje bardziej szczegółowego ujęcia właśnie tego tematu, bo pomimo ostrej reakcji otaczających go ludzi czy perspektywy Segundo, pozostają tylko domysły w zakresie psychoanalizy tytułowego ojca.
Zbaczając z fabularnego szlaku, warto wspomnieć o niesamowitej pracy wykonanej przez osoby odpowiedzialne za kinematografię. Sceny to obrazy realizowane w statycznych ujęciach. Kolory to letnia paleta barw, uzupełniona ciemnymi dodatkami, które malują wnętrza domostw. Natomiast przejścia pomiędzy poszczególnymi kadrami często podążają za wzrokiem bohaterów, co jest samo w sobie ciekawą formą stylizacji, którą pokochał zawczasu każdy miłośnik Wesa Andersona.

Zamykając opowieść Segundo, nie chcę zdradzać ostatniego etapu wędrówki syna, gdyż jest niejako konkluzją całej myśli reżysera. Samo zakończenie ma charakter symboliczny i w moim odbiorze świetnie współgra z ideą samego Retablo, realizując do pewnego stopnia motyw theatrum mundi, pokazując zwykłą, obnażoną do granic możliwości bezradność, która towarzyszy młodzieńcowi przez większość seansu.

Sytuacja, w której Aparicio postawił głównego bohatera, wykracza poza wszelkie konwenanse i jest niesamowicie trudna do analizy. Bo czy powinniśmy kierować się rozsądkiem, gdy mówimy o rodzicu, który był mentorem? Z drugiej strony ludzkie i zgodne z sumieniem jest współczuć matce, która cierpi z powodu krzywdy niezawinionej. Na szczęście decyzja nie należała do mnie, ale nie zamierzam rościć sobie prawa do spoglądania na całą historię moralizatorskim okiem. Zadowolę się przedstawioną perspektywą i wyborem reżysera, który gruntownie zadbał, by historia odbiegała od banału i zaskakiwała drobnymi detalami, aż do samego końca.

 

ZWIASTUN

 

 Film dostępny na:

Recenzja

4 Ocena

Moja ocena filmu:

  • Mój ojciec
Exit mobile version