W 80 FILMÓW DOOKOŁA HBO – Argentyna/Brazylia/Kolumbia

W 80 filmów dookoła HBO to seria, która ma na celu przybliżyć użytkownikom tej platformy streamingowej mniej lub bardziej znane filmy niezależne z całego świata, w jakiś sposób wyróżniające się spośród całej masy dostępnych tytułów. Dziś przeniesiemy się na teren Ameryki Południowej ze szczególnym uwzględnieniem Brazylii, Kolumbii i Argentyny. Miłej podróży!

Głęboka cisza (BRAZYLIA, KOLUMBIA, 2018), reż. Beatriz Seigner

Formalne wyważenie, powolne tempo, długie, statyczne ujęcia – to wszystko składa się na definicję ciszy, która w tym tytule pełni funkcję absolutnie kluczową. Ciszy, której daleko do zwykłego milczenia. Ciszy funkcjonującej jako pewien rodzaj apelu, wyrzutu, ale też hołdu. Po zniknięciu ojca działającego w siłach partyzanckich matka wraz z dwójką swoich dzieci przeprowadza się do wioski na wyspie – aby zacząć życie od nowa, aby móc funkcjonować dalej. Nieciekawy punkt wyjścia, w jakim znajduje się częściowo opuszczona rodzina, staje się pretekstem do poważnej dysputy o ojczyźnie, ziemi i własności terytorialnej. Brutalne walki na tle czysto politycznym, toczone pomiędzy partyzantką a bojówką, prowadzą nie tylko do rozlewu krwi, ale też pozbawienia wielu rodzin możliwości poprawnego funkcjonowania. I może nie jest to temat bliski dzisiejszej Polsce, ale jeśli chcemy pozostać świadomi otaczającego nas świata, to Głeboka cisza nam w tym pomoże. To właśnie tutaj łódki nocą przypominają znicze, a Charon spotyka się z Coppolą nieopodal rzeki zmarłych, upamiętniając „czas po apokalipsie”.

Zabić Jesusa (KOLUMBIA, 2017), reż. Laura Mora Ortega

Nie mylić z Jezusem Chrystusem. Tutaj Jesus jest młodocianym zabójcą pewnego profesora. Profesor miał zaszczyt być ojcem, a co za tym idzie, rodzina została pozbawiona ojca. Pogodzić nie może się z tym córka wykładowcy, której walkę z myślami śledzimy na przestrzeni tej całej, szczerej opowieści filmowej. Skąd mam pewność, co do szczerości treści? Reżyserka dedykuje ten film swojemu tacie, sugerując, że przedstawiona w nim historia jest choć częściowo autotematyczna. Stąd też bardzo wyczuwalny jest ból, niemalże natychmiastowo przelewany na chęć zemsty. Koniec końców, każda zbrodnia wymaga kary. Laura Mora Ortega podkreśla, że kara ta może przybrać zupełnie inny wymiar, zależnie od sytuacji. Miejsce akcji, którym jest Medellin, wymusza w pewien sposób pewne reakcje na bohaterach, którzy nigdy nie mogą czuć się bezpieczni, a w trosce o własne jutro są gotowi zrobić naprawdę wiele – w takim środowisku zostali wychowani i tak, w gruncie rzeczy, musi być. Ten rodzaj zrozumienia wobec sytuacji drugiego człowieka daje o sobie w przypadku filmu znać. Nie jest to bowiem laurka zemsty, a obraz unikalnej więzi, łączącej w sobie nienawiść, empatię i sympatię. W obliczu życia każdy jest tu tak samo bezbronny, niezależnie od tego czy studiuje na uniwersytecie, czy żyje na marginesie. „Kazali mi zabić, to zabiłem”. As simple as that.

Zama (ARGENTYNA, 2017), reż. Lucrecia Martel

Tym razem mamy do czynienia z reprezentantem Argentyny, a za jego sterami stoi, po raz kolejny,  kobieta. Lucrecia Martel. Reżyserka ta ma o wiele większe doświadczenie od poprzedniczek (nie mówiąc o regularnym wsparciu produkcyjnym ze strony Almodovara), a na warsztaty bierze zdesperowanego mężczyznę.  Don Diego de Zama, bo takie jego imię, działa w jednej z hiszpańskich kolonii odizolowanych od reszty świata. Pełni tam znaczącą funkcję, jednak jego ranga okazuje się pozornym osiągnięciem. Przytłoczony obowiązkami narzucanymi mu ze strony zarówno władz, jak i ludu, próbuje wymusić przeniesienie do miasta rodzinnego, w którym czekają na niego żona i dzieci. Nie trudno zgadnąć, że opuszczenie wyspy nie będzie należało do najłatwiejszych zadań, a sam Zama będzie uciekał się do różnych działań, aby wyrwać się ze szponów przybicia i marazmu. W filmie tym mocnej degradacji ulega pojęcie nadziei, która dla bohatera wydaje się bytem złudnym i niepotrzebnie dołującym. Legendarny rzezimieszek, Vicuna Porto, funkcjonuje tu jako figura wyimaginowanego zła, które nigdy nie może zostać poskromione, gdyż uwięzione jest ono w nas samych. Obraz powolnie obijającej się o skalisty brzeg wody oraz wyniszczonych chatek w środku dżungli przytwierdza jedynie wizerunek „świata bez wyjścia” i stosownym akcentem daje nam znać o jego wszelkich wadach i niesprawiedliwościach.

Hard Paint (BRAZYLIA, 2018), reż. Filipe Matzembacher, Marcio Reolon

Debiut pełnometrażowy tandemu twórców, głęboko aspirujących do nazywania siebie autorami. Wykorzystując magię świecących farb i zgaszonego w pokoju światła, stworzyli pewne formalne podwaliny pod nietuzinkową historię o skrajnym introwertyku, rozbierającym się przed kamerą za pieniądze. Film wyróżnia się już samą warstwą audiowizualną i odwagą w ukazywaniu intymnych (oraz tych celowo ostentacyjnych) scen homoseksualnych. Jeżeli jednak w całokształt wpiszemy aktualny portret nastolatka, który odnajduje osobliwy rodzaj ujścia dla swych problemów, niejako spięty ze sposobem na życie, a miejscami kręcący się wokół poszukiwania ryzykownej miłości, to mamy do czynienia z kinem potrzebnym. Tym razem introwertyzm został obnażony do ostatniej skarpetki, a niegasnąca potrzeba obcowania z drugim człowiekiem wypłynęła razem z nim. I takim oto sposobem, taplając się w skrajnościach, Hard Paint wydał uniwersalny komunikat. Kończący się tańcem w imię wolności, pozbawionym sztucznych przebarwień.

Exit mobile version