W 80 FILMÓW DOOKOŁA HBO – Turcja

W 80 filmów dookoła HBO to seria, która ma na celu przybliżyć użytkownikom tej platformy streamingowej mniej lub bardziej znane filmy niezależne z całego świata, w pewien sposób wyróżniające się spośród całej masy dostępnych tytułów. Dziś udamy się do Turcji, by poznać gwiżdżącą niemowę, samotne gołębie i wybuchające kurczaki. Miłej podróży.

Gołąb (Turcja, 2018), reż. Banu Sivaci

Samotność eksponowana jest w niezależnym kinie na wiele różnych sposobów, a Turcja nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Co więcej, specyfika terenu tego kraju doskonale wpasowuje się w klimaty izolacji, niezrozumienia i wyciszenia. W filmie Gołąb przeważa estetyka slumsowa, której prowincjonalny brud oddaje stan umysłu głównego bohatera, Yusufa. Yusuf jest introwertycznym chłopakiem, spędzającym wolne chwile na dachu swojego mieszkalnego budynku. W tym miejscu zapomina o codziennych troskach i prowadzi drugie życie z najbliższymi sobie istotami – gołębiami. Zwierzęta te zostały wykluczone z dyskursu społecznego przez ich powiązania z wieloma zakaźnymi chorobami i niezbyt sympatycznym wyglądem zewnętrznym. Główny bohater utożsamia się z nimi, odnajdując w tej specyficznej relacji jakąś formę eskapizmu. Jakkolwiek głupio to nie brzmi, tak śmiało przyznaję, że zachwyciła mnie bezpretensjonalność w ukazaniu trudów życia tegoż nieszczęśnika. Ogromnie boli sama myśl o przebywaniu w tak szarej strefie globu ziemskiego, gdzie brak perspektyw na przyszłość prowadzi do szeregu skrajnych działań. Na potrzeby własnego egzystencjalnego komfortu, Yusuf postanowił zaopiekować się rasą upadłych ptaków. Jego desperackie formy ratunku własnej kondycji psychicznej nie różnią się w swym zarzewiu od ,,samowyzwalaczy”, które serwujemy sobie na co dzień. Gołąb to film-lustro, tylko z trochę zwodniczym odbiciem.

Sibel (Turcja, Francja, 2018), reż. Cagla Zencirci, Guillame Giovanetti

Aby przypadkiem nie było nam trochę za wesoło, pociągnijmy do końca ten temat samotności. Tym razem ofiarą demaskacyjnej kamery jest Sibel, niema córka burmistrza, kontaktująca się ze swoim otoczeniem za pomocą gwizdu. Problem polega na tym, że nikt, z wyjątkiem taty, nie potrafi jej zrozumieć. Ba, mieszkańcy wioski gardzą dziewczyną, uważając ją za wybryk natury i wstyd dla całej społeczności. Sibel nie może tym samym prowadzić normalnego życia, gdyż to warunkowane jest przez jeden wrodzony defekt. Twórcy filmu nie boją się atakować tureckiej tradycji i obyczajów. Piętnują surowość i skrajność zachowań opartych na wykluczeniu ze społeczeństwa osób, które nie wpisują się w kulturowy szablon. Pojęcie honoru stoi tu tuż obok głupoty, a hańba przestaje mieć w takich warunkach jakiekolwiek racjonalne znaczenie. Protagonistka całe dnie spędza w lesie, a zrozumienie odnajduje jedynie w osobie terrorysty-uciekiniera – takimi nićmi szyte są tu paradoksy. Seans kumuluje w widzu pokłady wewnętrznej frustracji, które najlepiej uwolnić głośnym krzykiem.  Sibel też chciałaby dać upust swoim emocjom. Niestety, musi ograniczyć się do desperackiego gwizdnięcia.

Motyle (Turcja, 2018), reż. Tolga Karacelik

Pora trochę odetchnąć i z iście festiwalowych dramatów poddać się troszkę luźniejszej energii. Motyle to jeden z tych filmów, w których główni bohaterowie muszą rozliczyć się ze swoją przeszłością. Klisza, nie? To proszę sobie wyobrazić, że tym zbiorowym bohaterem jest trzyosobowe rodzeństwo, nieutrzymujące ze sobą kontaktu, które na prośbę ojca zbiera się razem i wraca do domowej mieściny. Myślę, że na palcach dwudziestu rąk możnaby wyliczyć tytuły z podobnym schematem fabularnym, ale Tolga Karacelik wprowadził do tej konwencji odrobinę świeżości. Wiadomo, na pierwszym miejscu lądują kłótnie pomiędzy rodzeństwem i wyciąganie starych brudów, ale całość tych sporów została odpowiednio przebarwiona. Film sięga nawet do czystej groteski, a najlepszym tego przykładem jest fakt, że w ciągu dwóch godzin na ekranie ujrzycie astronautę w palącym się skafandrze, wybuchające kurczaki i deszcz motyli. Nie wypada w tym przypadku wnikać w szczegóły, ale powyższe dziwności nie są wrzucone na siłę, a rzeczywiście wpisują się w ramy życiowej dysputy toczonej przez bohaterów. A przypominam, że to nie kolejny amerykański komediodramat, tylko niezależna produkcja turecka. Dlaczego więc nie dać jej szansy?

Użyteczne (Turcja, 2018), reż. Pelin Esmer

Jerzy Kawalerowicz udowodnił w 1959 roku, za sprawą filmu Pociąg, że tytułowy szynowy pojazd jest idealnym miejscem na ocenę zarówno jednostki, jak i społeczeństwa. Użyteczne również zaczyna w pociągu, a ulubionym wagonem reżyserki jest ten restauracyjny. Staje się on miejscem spotkań, nowych znajomości i spontanicznych decyzji. To właśnie w nim dwie główne bohaterki, Leyla i Canan, zaprzyjaźniają się i zwierzają z życiowych przemyśleń. Co więcej, łączą one siły w dosyć nietypowym i wątpliwie etycznym zadaniu, jakim jest pomoc niepełnosprawnemu w samobójstwie. Niezły pomysł na pierwszy wspólny wypad, nieprawdaż? Aby Was nie zgubić na poziomie samego opisu, od razu zdradzę, że niczego nie próbuję w nim podkoloryzować. Wszelkie działania i akcje są w tym filmie mało płynne i wiarygodne, ale całość wypada szczególnie interesująco na poziomie samych rozważań. Jeżeli bowiem pamiętacie wszystkie swoje rozmowy z przyjaciółmi, które odbywały się na płaszczyźnie filozoficznej, to dzieło Pelin Esmer wiernie je odtwarza. Po drodze przewijają się tematy śmierci, wolności wyboru czy spełniania się w swojej pasji, a za tło służą wspominane przedziały pociągowe czy luksusowe pokoje w świetle słońca. Jeżeli więc brakuje Wam ludzi, z którymi chcielibyście pogadać w trakcie kwarantanny, to posłuchajcie dialogów w tym filmie. Substytut marny, ale zawsze coś.

Exit mobile version