Witam wszystkich serdecznie w kolejnej odsłonie dyskusji na fali! Tym razem przeniesiemy się na rodzime podwórko, gdzie przyjrzymy się bliżej najgłośniejszej polskiej premierze w ostatnim czasie – „pierwszemu polskiemu horrorowi” W lesie dziś nie zaśnie nikt. Drugi pełnometrażowy projekt Bartosza M. Kowalskiego wskrzesza dawno niewidziany w polskim kinie gatunek, jakim jest slasher, przecierając tym samym szlaki dla przyszłych twórców i wprowadzając powiew świeżości. Czy jest to projekt udany? Co nam się podobało, a co nie? Jak przedstawia się kondycja kina gatunkowego w Polsce i czy film Kowalskiego faktycznie ma szansę na nią w istotny sposób wpłynąć? Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie poniżej.
O filmie rozmawiamy dość swobodnie, mogą więc pojawić się większe lub mniejsze spoilery, przed czym serdecznie ostrzegamy. Radzimy zapoznać się z naszą dyskusją dopiero po wcześniejszym zaznajomieniu się z omawianym filmem, żeby nie popsuć sobie żadnych wrażeń.
W dyskusji poza obecnością naszej redakcji – w postaci mnie, czyli Roberta oraz Kamili, Karola, Jakuba, Piotra i Magdaleny – zaprosiliśmy również specjalnych gości: bloggera Kajetana Kusinę (Kusi na kulturę) oraz krytyka i dziennikarza Piotra Czerkawskiego, jednego z kuratorów programowych Kina Nowe Horyzonty. Panowie debiutują tym samym na łamach Fali Kina.
Karol Laska: Dzień dobry.
Kamila Cieślik: Cześć wszystkim!
Piotr Migdałek: Hej, hej.
Robert Solski: Tym razem na warsztat bierzemy W lesie dziś nie zaśnie nikt – głośny slasher Bartosza M. Kowalskiego, który nie zdążył trafić do kin z powodu epidemii. Niespodziewanie pojawił się jednak w zeszły piątek na platformie Netflix i tam udało nam się go obejrzeć. Postanowiliśmy o nim porozmawiać. Wraz z Kamilą przygotowaliśmy program dyskusji i wachlarz tematów, które chcielibyśmy z wami poruszyć i wzajemnie obgadać.
Robert Solski: Za szybko się przywitaliście…
Karol Laska: To ty przywitałeś się za późno…
Jakub Komczyński: To mogę się teraz przywitać, czy już lepiej nie?
Robert Solski: Byle szybko.
Kamila Cieślik: Cześć wszystkim raz jeszcze, miło się z Wami spotkać, choć wirtualnie, w tym trudnym czasie.
Jakub Komczyński: Cześć wszystkim!
Karol Laska: Dzień dobry.
Piotr Czerkawski: Hej!
Kajetan Kusina: Dzień dobry z pozycji gościa.
Robert Solski: Zacznijmy więc od małej „rozgrzewki” – jak zapatrujecie się na film? Wywołał w was pozytywne emocje, czy negatywne? I jak to ma się do waszych oczekiwań – przewyższył je, nie sprostał, a może jednak idealnie je spełnił? Jest w ogóle o czym rozmawiać, czy raczej nie bardzo? Ja muszę przyznać, że bawiłem się przednio – to strasznie samoświadoma i satysfakcjonująca jatka, na co wskazuje przede wszystkim „sześć grzechów horrorów”, w pewnym momencie wymienianych przez jednego z bohaterów. Co prawda same elementy „grozy”, takie jak właśnie sceny śmierci, mogłyby być momentami dopracowane odrobinę bardziej, ale i tak doskonale spełniają swoją rolę. To proste i głupkowate kino, od którego oczekuję wciągnięcia i śmieszków przy alkoholu, i to udało się świetnie, tak że zdecydowanie seans zaliczam do udanych. Zaostrzył mi też ząbki na slashery, więc może bardziej wkręcę się na dniach w temat.
Piotr Migdałek: Ze slasherami jest trochę jak z piłką nożną. Jeśli nie lubisz oglądać kopania futbolówki, to nawet porywający finał Ligi Mistrzów nie zrobi na Tobie żadnego wrażenia.
Magdalena Tobjasz: Osobiście przez cały film czułam się poniekąd jak we współczesnej baśni braci Grimm. Było to, bez dwóch zdań, niespodziewane, ale pozytywne odczucie. Zaskoczyła mnie duża dawka luzu i taka pewna „młodzieżowość” tego filmu.
Piotr Czerkawski: Miałem wrażenie, że seans W lesie dziś nie zaśnie nikt jest trochę jak przejażdżka rollercoasterem: rozkręca się powoli, potem chce ci się na przemian śmiać i rzygać, a po wszystkim jesteś skołowany, ale czujesz, że było fajnie.
Karol Laska: Był dokładnie tym, czego się spodziewałem i pokryję się tymi słowami z wypowiedzią samego twórcy – W lesie dziś nie zaśnie nikt to przede wszystkim poprawny i luźny slasher, który ma być furtką dla tegoż gatunku w naszym kraju. I to zadanie spełnia w stu procentach.
Kajetan Kusina: Jeśli ktoś robi film jako „pierwszy w tym kraju”, to ma lekką taryfę ulgową, bo już samo przeniesienie na warunku trochę usprawiedliwia bezpośrednie sięganie po schematy. Choć dla mnie twórcy mogli tu pójść dalej w sięganie po stereotypy „polskiego wypizdowa”. Nawet w taki przaśny sposób, jak zostało to ukazane w tych paru scenach, czerpiących z naszej wsi spokojnej, slasherowej wsi.
Jakub Komczyński: To film, w którym było dużo bardzo ciekawych scen, ale dla mnie nie złożyły się one w spójną i satysfakcjonującą całość, więc koniec końców po obejrzeniu byłem nieco rozczarowany. Nie spodziewałem się oczywiście arcydzieła czy czegoś, co na nowo zdefiniuje gatunek, ale po zwiastunie i pozytywnych opiniach po pokazach przedpremierowych byłem pozytywnie nastawiony. Nie jest tak źle, żeby przez następne 10 lat zniechęcić innych twórców do robienia horrorów, ale odwrotnego trendu raczej też nie zapoczątkuje.
Piotr Migdałek: Myślę, że jeśli uwzględnimy ramy gatunkowe i całą konwencję oraz aspekt historyczny tego kina w naszym kraju, to wypada bardzo solidnie, ale raczej szybciutko wypadnie z głowy w natłoku przyszłych premier na VOD.
Karol Laska: To VOD boli chyba najbardziej. Teoretycznie na tym etapie wiemy już, że film nie straci pieniążków, ale w kinie miałby moim zdaniem większą siłę przebicia. Nawet taką czysto symboliczną.
Kajetan Kusina: A według mnie, trochę przez przypadek, film trafił tam, gdzie jego miejsce było od początku. Tego typu produkcje o wiele lepiej odnajdują się właśnie w takiej kanapowo-kameralnej atmosferze (ewentualnie na odpowiednich pokazach). Straight to obecny standard domowego oglądania.
Piotr Migdałek: W sumie tu pozostaje kwestia, ile osób przypadkiem trafi na niego, scrollując Netflixa. I czy mimo wszystko taka dystrybucja nie poszerza zasięgów w zaistniałej sytuacji.
Jakub Komczyński: Nie mamy też konkretnych liczb odnośnie sumy osób, które go obejrzały, trudno więc ocenić jego popularność, a w kontekście tworzenia kolejnych filmów tego rodzaju to najważniejszy czynnik.
Kamila Cieślik: W zasadzie od początku dość pozytywnie nastawiałam się do tego projektu, bo nie dość, że sylwetka samego reżysera ciekawa, to i promocja mnie dość zachęciła (chyba jestem jedyna?). Trochę też się podekscytowałam, jako że widziałam w życiu masę slasherów. I ostatecznie mogę powiedzieć, że nie zawiodłam się – twórcy odrobili lekcje, widać zresztą w całym filmie, że został on zrobiony po prostu z sympatii do podgatunku. Wszystko jest poprawnie, slasher jest po prostu jednym z najbardziej schematycznych typów filmów. Nadal jednak uważam, że twórcy dodali fajnego kolorytu i wyszli z tego obronną ręką.
Robert Solski: Nie jesteś jedyna! Mnie również bardzo przyciągały materiały promocyjne, chociaż przyznam, że spodziewałem się po nich odrobinę większej enigmatyczności, jeśli chodzi o fabułę i główny premise. Pod tym kątem film poszedł jednak po łebkach, nawet w ramach konwencji.
Kamila Cieślik: No, w zasadzie tylko w slasherach jest zawsze zero enigmatyczności. Przykro trochę, że film Kowalskiego nie dostał nawet szansy, by sprawdzić się w kinie, chociaż biorąc pod uwagę ogólny klimat niechęci do tej produkcji, odczuwalny od samego początku, to nie wiem, czy to dla niego aż tak duża strata. Za to fajnie, że twórcy sięgnęli po Netfliksa, a nie obrali strategii chociażby Hejtera…
Piotr Migdałek: Hejter ze swoją mocą przebicia (Komasa to jednak Komasa) mógł sobie pozwolić na żądanie pieniędzy od widza. Tutaj mało kto by się raczej skusił.
Karol Laska: W filmach Carpentera jest ociupinka enigmatyczności, ale to raczej zasługa muzyki i oprawy audiowizualnej.
Kamila Cieślik: Carpenter na początku miał jeszcze ambicje, ale w sumie prawdziwy boom slasher zaliczył po Piątku i Balu maturalnym. Ale zgadzam się, Halloween 2 to chyba najpiękniejsza slasherowa metafora nieuchronności losu <śmiech>.
Karol Laska: Lubię takie grubymi nićmi szyte slasherowe metafory. Zwykle związane z białą bronią i ludzkim ciałem rozerwanym na części.
Robert Solski: Kamila, Julia Wieniawa tu gra… Oczywiście, że zrobiłby szał w kinach, bo ja sam poszedłbym ze trzy razy!
Karol Laska: To jest właśnie ta specyfika slashera, czyli tak kampowy gatunek, że jest nie do przyjęcia zarówno dla prostego widza, jak i dla dużej części tych open-minded snobów, jak my. A więc może i dobrze, że dostał pieniądze z góry od Netfliksa. Choć takiemu Sapkowskiemu to nie wyszło na dobre.
Kamila Cieślik: Jak pisałam w recenzji, jeśli widziałeś już kiedyś jakiś slasher, to tak, jakbyś widział wszystkie. Oczywiście, okres klasyczny różni się trochę od postmodernistycznego, ale Kowalski, w zasadzie, odwołuje się głównie do tego pierwotnego okresu z lat 80.
Piotr Migdałek: Ten film to też świetny potencjalny kandydat do kolejnego „Netflix and chill” sporej grupy potencjalnych odbiorców.
Robert Solski: Powiem tak: próbowałem, ale znajoma była tak wystrachana, że zero chill…
Kamila Cieślik: W każdym razie! Mimo że twórcy obrali klasyczną ścieżkę, to zrobili to całkiem zgrabnie, bo biorąc pod uwagę, ile wyszło bardzo złych produkcji, zwłaszcza po 2000 roku, to sprawy mogły mieć się różnie. A tym bardziej jeśli mówimy o przecieraniu gatunkowych szlaków w naszym pięknym kraju.
Robert Solski: No dobrze, rabini się wypowiedzieli, także oddaję teraz głos Kamili, bo już widzę, że nie wytrzymuje, aby poruszyć kolejną kwestię.
Kamila Cieślik: Chciałabym Was jeszcze dopytać o to, co już częściowo wybrzmiało: jak zapatrywaliście się na „pierwszy polski slasher” w kontekście wcześniejszych dokonań Kowalskiego? Bo to w zasadzie twórca, który pierwsze poważne doświadczenia zdobywał na płaszczyźnie dokumentu, a i Plac zabaw dość mocno starał się komentować rzeczywistość. Spodziewaliście się po nim, że tak dobrze odnajdzie się w kinie gatunkowym?
Robert Solski: Plac zabaw to zupełnie inne kino – o wiele bardziej kameralne i mimo wszystko ambitniejsze, skupione na przekazaniu pewnej wizji, refleksji, zwrócenia uwagi na zjawisko. W lesie dziś… to czysta rozrywka, ale zdecydowanie oba obrazy łączy duża pewność siebie Kowalskiego, a wręcz pewna… bezczelność, bezpośredniość. Koleś nie bawi się w półśrodki, jest bardzo obrazowy, niezależnie od tego, jaką przyjmie formę – i to cecha, która najbardziej rzuca mi się w oczy po jego dwóch pełnych metrażach. Myślę, że z takim podejściem do tworzenia filmów odnajdzie się we wszystkim. I wielu kolejnych, udanych projektów mu życzę – oby tak samo różnorodnych!
Piotr Czerkawski: Jako ktoś, kto bardzo ceni Plac zabaw (w pierwszym odruchu chciałem użyć słowa „wielbiciel”, ale wtedy bez wątpienia kwalifikowałbym się do jakiegoś zakładu zamkniętego). Długo nie mogłem dać wiary deklaracjom Kowalskiego, że W lesie… będzie „po prostu” slasherem, czystą zabawą gatunkiem. Nastawiłem się na tropienie ukrytych komentarzy do przenikania się wirtualu z realem, dziejowego spisku z udziałem Reptilian, planu Balcerowicza… Szybko jednak porzuciłem ten trop, bo zrozumiałem, że reżyser nie blefował. I bardzo dobrze. Błogosławieni ci, którzy potrafią porzucić ambicje na rzecz dostarczenia nam dobrej rozrywki.
Karol Laska: Byłem zdania, że osoba odpowiedzialna za jeden z najbardziej kontrowersyjnych i dosadnych polskich filmów ostatnich lat nie może zepsuć slashera. Bo jeżeli się na niego decyduje, to w jakimś celu. I chyba to jest najważniejsze, że niezależnie od naszego poziomu sympatii do tego filmu, jest on do bólu gatunkowy. Nic tego nie zmieni. Polski slasher, spełniający w sposób poprawny ramy slashera, istnieje.
Kamila Cieślik: Kino gatunkowe at its finest. Ja w obu produkcjach widzę miłość do kina i – może momentami nazbyt wprost – cytowanie klasyków. W przypadku Placu zabaw krytycy posiłkowali się porównaniami do Gusa Van Santa, Tadeusz Lubelski przywołał nawet Kena Loacha, ale dla mnie chyba najbardziej wybrzmiewa w nim Haneke, zwłaszcza podczas ostatnich minut, w których nieruchoma kamera z oddali po prostu beznamiętnie obserwuje wydarzenia. Profesor Lubelski bardzo chce wierzyć w ukryty komentarz społeczny Placu zabaw, a nie tylko rozważania nad istnieniem czystego zła. Można i tak.
Robert Solski: Oj tak, W lesie dziś nie zaśnie nikt to kopalnia cytatów. Ciężko nazwać mi poszczególne filmy, ale pod koniec przyszło mi do głowy, pewnie trochę na wyrost, skojarzenie, którym chciałbym się podzielić. Wieniawa w ostatnich minutach to totalnie jakaś Ellen Ripely, rozprawiająca się z Xenomorphem, tylko młodsza, bardziej małomówna i nie tak seksowna.
Kamila Cieślik: Bo Ellen Ripley bardzo dobrze się wpisuje w koncepcję Final Girl. Chociaż Carol Clover wymyśliła ją akurat konkretnie pod slashery. Ale ja z naszej Zuzi jestem bardzo dumna, bo o ile większość filmu jest dość klasyczna, o tyle ona zdecydowanie przeciera szlaki!
Jakub Komczyński: Ja nadal nie nadrobiłem Placu Zabaw, więc powstrzymam się od odpowiedzi.
Robert Solski: Wy w ogóle czytacie te briefy, które wam wysyłam przed dyskusją? Żenada…
Piotr Migdałek: Szczerze, nie miałem żadnych oczekiwań. Jak na stawianie pierwszych kroków w polskich realiach, z bandą młodziaków przed kamerą, zdecydowanie widać doświadczenie i wprawę w przełamywaniu pierwszych, rodzimych lodów.
Karol Laska: Julia Wieniawa naprawdę dała radę. Choć ulubieńca mam jednego, ale o nim pewnie jeszcze pogadamy.
Kamila Cieślik: Kowalski mówił, że ominęła go jej działalność Instagramowa, więc miała u niego czystą kartę. Ale fajnie, że w końcu pokazała się z innej strony.
Piotr Migdałek: Jakby nie patrzeć, ciągnie aktorsko drugą połowę. Dostała też ciekawą rolę z konkretnym backgroundem i mogła się wykazać.
Piotr Czerkawski: Wieniawa to – jakby to ujął mistrz Bieńczyk – gwiazda nie z mojego nieba, ale rzeczywiście dała radę. Tak jak i cała reszta młodej obsady, Kowalski już w Placu zabaw udowodnił zresztą, że potrafi świetnie pracować z niedoświadczonymi aktorami. Weterani też trzymają poziom. Gabriela Muskała, wcielająca się w archetypiczną Najbardziej Znienawidzoną Przez Ciebie Nauczycielkę Z Podstawówki, znowu przeszła samą siebie.
Robert Solski: Wieniawa jest świetna! Bardzo przekonująca i niewychylająca się w swojej roli straumatyzowanej outsiderki, do tego ma dobrą chemię ze wszystkimi, zwłaszcza z Julkiem(*). Bardzo dobrze sobie radzi jak na aktorkę bez wykształcenia w tym kierunku.
Magdalena Tobjasz: Julek jest moim wielkim faworytem! Aczkolwiek muszę przyznać, że Wieniawa w roli Zośki stanęła na wysokości zadania.
Kajetan Kusina: Mało się przyglądam tego typu personom, więc zupełnie nie miałem do niej żadnych uprzedzeń. Jak na dość niskie standardy większości polskich aktorów bez szkoły/doświadczenia, wypadła całkiem przyzwoicie.
Jakub Komczyński: Bardzo dobrze sobie radziła, kiedy nie musiała nic mówić, ale kiedy wypowiadała swoje kwestie, czuć było, że to jednak nie jest aktorka. Tak czy inaczej – wypadła przyzwoicie, fanem samej postaci natomiast nie jestem: zbudowana wyłącznie na traumie z przeszłości i nie rozbudowana w ciekawy sposób. Ciekaw jestem, co Wam się w niej podobało, bo ja nie znalazłem w niej nic interesującego.
Karol Laska: Podoba mi się, że w sytuacji kryzysowej zapomniała o tym, że może odpalić połączenie alarmowe i użyła odciętej ręki (Kowalski nie mógł się powstrzymać).
Jakub Komczyński: Ok, przekonałeś mnie, moja ulubiona scena.
Kamila Cieślik: Mnie się podobało, że w końcu dostajemy bohaterkę, która bierze sprawy w swoje ręce. W klasycznych slasherach Final Girl przeżywa ze względu na „nieskazitelne” zachowanie i sprawną ucieczkę. A Zuzia nie ucieka, tylko wraca dokopać przeciwnikowi. To jest naprawdę coś nie aż tak oczywistego w tej konwencji i bardzo mnie to cieszy.
Robert Solski: No wiesz, Kuba, w zasadzie to tutaj nikt nie jest w żaden sposób rozbudowany (proszę, nie mówcie, że jestem jedynym, którego skręciło z zażenowania przy wątku tego geja i Gąsiewskiej). Najbardziej rozbudowana to jest chyba właśnie Gąsiewska, bo wchodzi w interakcję z największą liczbą postaci, które mają coś do powiedzenia. Wieniawa mało mówi, ale wiele robi – jej bohaterka to taka trochę nastoletnia Lara Croft, która radzi sobie w coraz bardziej przytłaczających sytuacjach i bez mrugnięcia okiem szarżuje do przodu. Jej instynkt samozachowawczy dobrze sprawdza się na ekranie, niezależnie od tego czy jest dobrze napisana, czy nie. No bo umówmy się – nikt nie jest – scenariusz tutaj był bardzo szczątkowy i umowny.
Piotr Migdałek: Alicia Vikander jak się patrzy!
Kamila Cieślik: Postaci nie są rozbudowane, bo twórcy odrobili lekcje. Slasher to archetypy, nikogo nie obchodzą prawdziwe traumy czy myśli bohaterów, może poza jakąś szczątkową legendą dotyczącą monstrum.
Piotr Migdałek: Bohaterowie po prostu musieli grać zgodnie z zasadami.
Jakub Komczyński: Scena, w której Gąsiewska mówi „nieważne że jesteś gejem, ważne że jesteś wartościowym człowiekiem” to z kolei zdecydowanie najgorszy moment.
Robert Solski: Cringe niestety, ale polskie kino nadal ma problem z nieheteroromantycznością, więc niech już im będzie. Byle następnym razem wychodziło to bardziej naturalnie.
Karol Laska: Jak dla mnie to Kowalski kręcił sobie sobie bekę i ten cringe był zaplanowany. Można to nawet udowodnić tym, że postać chłopaka homoseksualisty została przypadkowo zastrzelona <śmiech>.
Kamila Cieślik: Też tak myślę. A najpiękniej o slasherowej nieheteroromantyczności mówił Uśpiony obóz. Polecam wszystkim serdecznie.
Kajetan Kusina: Niby tak, ale czuję, że pojawia się pewna pętla, która nie pozwala krytykować cringe’owych momentów, bo od razu uruchamia się karta-pułapka „oj, przecież to świadome”.
Robert Solski: Kurczę, Kamila rzuca tyloma polecajkami jak z rękawa, a my nawet nie możemy się wykręcić, że nie mamy czasu.
Kamila Cieślik: Ale poważnie, obejrzyjcie Uśpiony obóz, to już żodyn nie będzie narzekać, że w lesie jest krindżowo.
Piotr Migdałek: Nie jest aż tak krindżowo. Nie umywa się do cyklu Najlepsze z Najgorszych w KNH (pozdrowionka dla jednego z naszych gości).
Robert Solski: No dobrze, lecimy dalej. Czy nie uważacie, że po raz kolejny wychodzą z nas kompleksy? Bo relatywnie rzecz biorąc, to wyszedł nam spoko film. Czy się spodoba to już kwestia tego, czy w ogóle lubi się konwencję. A wszyscy wokół narzekają, że „kradniemy z klasyków” i że plakat to zrzynka ze Stranger Things.
Karol Laska: Nie spotkałem wielu takich narzekań, ale jeżeli one istnieją, to nie są one warte komentarza. Niech się w łeb palną.
Kamila Cieślik: Myślę, że tu się nagle okazuje, że jednak wiele osób po prostu tych „klasyków” nie kojarzy.
Jakub Komczyński: Narzekanie na wtórność w przypadku slashera jest akurat kompletnie absurdalne. A plakat, cóż, mnie się podobał, bo na tle innych chociaż trochę wyróżniał się stylistyką.
Robert Solski: Średnia ocen na filmwebie to 4,5, ale na prawie 40 tysięcy głosów, a nawet nie minął tydzień od premiery. Czyli decyzja o pójściu do Netfliksa zdecydowanie się opłaciła.
Kamila Cieślik: Ale ta średnia to naprawdę smuteczki dla mnie. 365 dni ma aktualnie 5,0 przy prawie 35 tysiącach ocen.
Karol Laska: Bo Barbara Białowąs kupuje dziesiąteczki na Filmwebie.
Kamila Cieślik: No tak, też prawda.
Piotr Migdałek: Taka różnica wynika z binarnej natury oceniania niektórych użytkowników, gdzie różnica między 1 a 10 to tylko parę scen seksu.
Jakub Komczyński: To jeden z tych przypadków, w których nie jestem pewien czy średnia nie jest sztucznie zaniżona, chociaż z drugiej strony liczba głosów to utrudnia. Może Netflix poda kiedyś wyniki oglądalności, bo wydaje się, że do zamówienia sequela będą chętni. Chociaż horrory zawsze mają niskie średnie, spójrzcie przykładowo na Coś za mną chodzi.
Piotr Migdałek: Wszystkie nowofalowe horrory szczególnie.
Robert Solski: Ale to trochę inna sytuacja – niskie oceny nowofalowych horrorów wynikają często z ignorancji i braku chęci zrozumienia zawartych treści + wolnego tempa, które zwyczajnie nie każdemu siada. A tutaj ludzie nie zostawiają suchej nitki na filmie ze względu na konwencję, która czyni z niego slasher. Jakby, hej – my, pseudokrytycy, też wiemy, że to jest głupie. Ale tym razem serio ma takie być, więc chill a bit, niedzielni widzowie.
Piotr Czerkawski: Słabe oceny widzów wynikają pewnie z tego, że większość nastawiała się na „horror na poważnie”, a tymczasem we W lesie… raczej nie ma się czego bać. Łatwiej się czymś rozczulić, rozbawić, docenić reżyserskie mrugnięcia okiem, ironiczno-czułe odwołania do klasyków. Takie rzeczy zawsze bardziej kręcą krytyków niż publikę.
Kamila Cieślik: Akurat Coś za mną chodzi też mocno czerpał ze slasherów, więc tu mogą wchodzić w grę podobne kwestie. Coś za mną chodzi to, jak dla mnie, jeden z tych najbardziej bolesnych przykładów niedocenienia przez użytkowników. Ale Kowalski mówił, że zależało mu, żeby ten „pierwszy polski slasher” był możliwie najbardziej klasyczny, więc kurczę, myślę, że przy sequelu mógłby już polecieć i ja bym bardzo chciała to zobaczyć!
Robert Solski: W Coś za mną chodzi nadzy ludzie biegali po dworze, a nie wolno, bo koronawirus. Więc słuszne 1/10.
Piotr Migdałek: The Vvitch w ogóle nie straszne, 1/10 1!1!1
Kajetan Kusina: Plus oceny ludzi piszących, że to np. kalka z Krzyku, chyba nie do końca rozumiejących, że to już był pastisz wynikający z przegrzania gatunku.
Kamila Cieślik: Jestem bardzo ciekawa, czy będą sequele. Bo nastroje są takie sobie i nie wiem, jak to może się udać na polskim gruncie, ale SLASHER TO NIEKOŃCZĄCE SIĘ SEQUELE i w sumie twórcy zostawili sobie otwartą furteczkę. Liczę, że Netfliks w tym pomoże.
Karol Laska: To będzie tak, jak z drugim sezonem Twin Peaks Lyncha: Była duża oglądalność? Doskonale. To teraz będzie jazda bez trzymanki – tego się nie spodziewają.
Jakub Komczyński: Ja jako jedyny z nas dałbym temu filmowi zgniłego pomidora, ale jeśli zrobią drugą część, to obejrzę najszybciej, jak się da, bo widać tu potencjał na świetny film. Sceny gore czy chociażby charakteryzacja są na wyższym poziomie, niż bym się spodziewał po polskim kinie.
Kamila Cieślik: No to widzisz, a to są właśnie kwestie, które tu można było popisowo… źle zrobić 😉
Karol Laska: Głównym bohaterem sequela musi być Wojciech Mecwaldowski.
Robert Solski: No dobra, hear me out. Druga część. Wieniawa. Wakacje w górach. Wielka Stopa. A Julek nawiedza naszą Zosię w snach jak Hannah Baker. Netflix, musisz.
Kamila Cieślik: Ja to bym drugą część umieściła podczas jakiejś ważnej dla nas daty. Nas. Polaków.
Piotr Migdałek: Majówka, Wielkanoc…
Kamila Cieślik: Koronalia! A zamiast lasu, może tym razem jakiś akademik AGH-u czy coś?
Piotr Migdałek: …Jacuzzi z wodą o magicznych właściwościach…
Robert Solski: Jak ważna dla nas, Polaków, data, to w moje urodziny można.
Piotr Migdałek: …11 listopada!
Robert Solski: A nie powiecie nic więcej o obsadzie? Cyrwus zasługuje na większe docenienie…
Kamila Cieślik: Cała obsada bardzo fajnie się spisała, ale moje serce skradł Olaf Lubaszenko. Poważnie się wzruszyłam. Niby nieudolność policji i w ogóle „nastolatki niemogące liczyć na pomoc dorosłych” to jedna z zasad slasheru, ale jego postać w tym wszystkim była taka… polska <3
Jakub Komczyński: Ja w ogóle jestem fanem Cyrwusa, nigdy bym nie pomyślał, że akurat on, spośród wszystkich polskich aktorów telenowelowych, ma taki potencjał. Fanatyk, Legiony, ostatnio Sala Samobójców – kradnie wszystkie sceny, w których się pojawia, gdziekolwiek bym go nie zobaczył.
Piotr Czerkawski: Cyrwus – mistrz. Zwrot akcji z jego udziałem to jedna z dwóch moich ulubionych scen w całym filmie. Zwłaszcza że tekst, który wtedy wygłasza, to na 99% świadome nawiązanie do jednej z najbardziej kompromitujących wypowiedzi polskich hierarchów ostatnich lat (wiem, konkurencja jest spora…), tej o „lgnięciu do drugiego człowieka”
Kamila Cieślik: Ja pana Cyrwusa widziałam raz przygrywającego na akordeonie podczas monodramu, na szkolnym wypadzie do teatru, i też się nie spodziewałam.
Kajetan Kusina: A mi się przypomniało, że na jesieni w budynku muzeum w Krakowie widziałem przypadkiem próbę jakiegoś spektaklu, w którym Cyrwus wygłaszał nazistowskie przemówienie. Z aktorami telenowelowymi bywa tak, że oni się spełniają w teatrze, a telewizja służy im za źródło pieniędzy na tę fanaberię.
Karol Laska: Cyrwus – świetny. Mecwaldowski – genialny. Muskała – typowa irytująca nauczycielka – też super. Młoda obsada naprawdę fajnie uosabia nadane jej archetypy, szczególnie Lupa i jego Julek. Bo Julek to jedyna postać, która ma w sobie nutę gatunkowej autoironii i samoświadomości. I to jest ten gość, który ma 900000 subów i sporo pieniędzy, ale ginie niesłusznie, skazany przez swoich konserwatywnych, boomerskich rodziców. Julek, na zawsze Cię zapamiętam! #prayforjulek
Kamila Cieślik: Julek to taki Randy, tylko krócej się trzyma…
Robert Solski: Julek to totalnie ja i nie ma co więcej dyskutować na ten temat.
Jakub Komczyński: Obawiam się, że on widział nieco więcej slasherów…
Kamila Cieślik: No to miło Cię było poznać, Robert! Dajemy ci pięć minut z mordercą.
Karol Laska: Robert, dasz radę w tej Korei!
Jakub Komczyński: Czy możemy porozmawiać o genezie antagonistów? Mogła obok nich spaść jakaś satelita, która przez promieniowanie doprowadziłaby do mutacji i byłoby to strasznie głupie, ale chociaż łączyłoby się z tematem obozu, bo też byliby ofiarami technologii. Ale nie, tutaj mamy polskiego Venoma.
Karol Laska: I to z naprawdę zjadliwymi efektami specjalnymi!
Kajetan Kusina: Ofiary radzieckiego eksperymentu – to by, według mnie, pasowało najlepiej.
Kamila Cieślik: Właśnie: jak Wam się podobało samo monstrum? Bo to kwestia, która w tym filmie przypadła mi do gustu chyba najmniej. W slasherach lubię fakt, że monstrum jest ludzkie, zło drzemie w ludziach, bla, bla. A tutaj niby wszystko ok, ale twórców nieco poniosło z charakteryzacją. Chociaż mam wrażenie, że to miał być również pewien komentarz polityczny…
Piotr Migdałek: Sam wygląd monstrów bardzo w porządku. Natomiast geneza mocno naciągana i za bardzo z kosmosu. Można było pójść w coś subtelniejszego, bardziej organicznego, co lepiej wpasowałoby się w styl produkcji.
Magdalena Tobjasz: Zgodzę się z Piotrkiem. Moje myśli przy genezie poleciały w stronę napromieniowań radioaktywnych (trochę typowo, przyznaję) i takich różnorakich tajemniczych, ale mimo wszystko realistycznych, wątków. Tu zaś niespodzianka niezbyt przypadła mi do gustu. Ale tak to już z gustami bywa. Wygląd potworów też mnie nie zachwycił. Patrząc jednak na ten film jak na mroczną baśń, co współgrałoby z zawartą w filmie straszną bajką na dobranoc, kreacja zewnętrzna potworów pasowała tu bardzo dobrze.
Robert Solski: Potwór to totalnie boomer z Left 4 Dead 2. Generalnie bardzo „growy” ten design, przywodzi mi na myśl bardziej właśnie Outlasta i inną Amnesię, niż inne slashery tego typu. Bardzo creepy, byłem zachwycony kinetycznością tych skurczybyków. Geneza, nie będę ukrywał, nie miała dla mnie większego znaczenia. I chyba nic nie zmieniłaby w moim odbiorze filmu.
Karol Laska: Absolutnie szczerze, miałem dzisiaj sen, w którym byłem głównym bohaterem slashera, którego przeciwnikami była dokładnie kopia antagonisty z filmu Kowalskiego. I ostro się w tym śnie spociłem, ale niestety dramatycznie zginąłem. Gdy już cały zmarnowany, złapałem wóz policyjny i poczułem się bezpiecznie, policjanci okazali się idiotami i powrócili w miejsce mordów, zabijając przy tym siebie i mnie. Więc antagonista w pamięć mi zapadł.
Robert Solski: Karol Laska, a umiałeś biegać?
Karol Laska: Ważne, że narratorem był Mirosław Zbrojewicz. Narobiło to klimaciku.
Kamila Cieślik: Dla mnie geneza i ogólnie kwestie związane z monstrum to najsłabszy element, ale widać, że twórcy chcieli jakoś urozmaicić temat. Może chodziło o ewentualne narzekania niezaznajomionej z konwencją publiki, że to żaden horror nie jest! Ale jeśli na niektórych działa, no to fajnie.
Jakub Komczyński: Ja miałem problem z tym, że obóz dotyczy uzależnienia od elektroniki, zagrożeniem jest jakaś czarna maź z kosmosu, a komentarz polityczno-społeczny, który został zawarty w dialogach, to głównie standardowe stwierdzenia o homofobii, rasizmie i seksizmie. Gdyby wszystko skupiło się wokół jednej osi, byłbym dużo bardziej usatysfakcjonowany. A tak, na końcu miałem wrażenie, że zabrakło spójności tematycznej. Ale sam wygląd villainów super, nie mam żadnych zastrzeżeń.
Kamila Cieślik: Musiał być – jak to w slasherach – boomerski komentarz, krytykujący nastolatków, ale żeby nie wyszło zbyt konserwatywnie, to ostatecznie, przewrotnie, pokuszono się o pokazanie prawdziwej zarazy trawiącej to państwo.
Jakub Komczyński: Ale akurat rasizm, homofobię i seksizm można idealnie podłączyć pod problemy związane z Internetem, bo to tam jest najlepsze środowisko dla rozwoju takich poglądów, więc, jak dla mnie, dałoby się to sprawnie połączyć.
Kamila Cieślik: Wystarczy już tej Sali samobójców!
Robert Solski: No dobrze, mam jeszcze do Was luźniejsze pytanie na zakończenie. Czy wybralibyście się na taki obóz offline, jak bohaterowie? I jeśli tak/nie, to dlaczego?
Piotr Migdałek: Oczywiście, że tak. Każdy marzy o godnej śmierci i całusie od obozowej Wieniawy.
Kamila Cieślik: Ja bym się na żaden obóz nie wybrała. Jako dziecko byłam dwa razy na obozach narciarskich i trauma nadal ma się dobrze. A obecna sytuacja udowadnia mi, że memy to jedyne, co mam. Tak że żadnych obozów zakazujących korzystania z wynalazków techniki!
Piotr Czerkawski: Jako osoba, która w wieku nastoletnim została wywalona z obozu nauki języka rosyjskiego za spożywanie alkoholu (serio!), pewnie wytrzymałbym tam jakieś 30 sekund…
Robert Solski: Karol Laska, po swoim dzisiejszym śnie podejrzewam, że ani myślisz na jakieś obozy się wybierać. Ej, gdzie jest Karol Laska? Widzieliście go gdzieś?
Robert Solski: Karol Laska!
Karol Laska: Już jestem, mama na obiad zawołała. „Nie mogę, mamo, piszę na Facebooku” nie zadziałało.
Kamila Cieślik: Mnie nie ma kto obiadu zrobić, dlatego dziękuję Wam za rozmowę, miło było, ale Żabka wzywa.
Piotr Migdałek: Trzymajcie się, mi siostra zrobiła pizzę.
Karol Laska: Też pizzę jadłem. Miło było, do następnego.
Jakub Komczyński: Na razie! Na mnie niestety też obiad nie czeka…
Robert Solski: Karol Laska!
…
Robert Solski: Ehh, nikt nie załapał mojego pomysłu na zakończenie, jesteście żałośni. Miało być tak, że wiecie, on zniknął i my go nie możemy znaleźć, jak w slasherze!
Karol Laska: Dobra, to możemy jeszcze raz spróbować.
Robert Solski: Luz, ogarnę to przy edycji. Dzięki za dyskusję!
W dyskusji udział wzięli: Piotr Czerkawski, Kajetan Kusina (Kusi na kulturę), Piotr Migdałek, Karol Laska, Kamila Cieślik, Jakub Komczyński, Magdalena Tobjasz oraz Robert Solski. Korektą naszych wypocin zajęła się niezawodna Olga Tyszka.
Zachęcamy również do zapoznania się z recenzją filmu autorstwa Kamili oraz artykułem Kajetana Kusiny. W lesie dziś nie zaśnie nikt dostępne jest na platformie Netflix.
Dyskusja